- Myślę, ciociu, że martwić się tym już za późno - wtrąciła panna Izabela.
- Alboż ja chcę cię martwić, biedne dziecko! I bez tego czekają cię ciosy, które
ukoić może tylko głęboka wiara. Zapewne wiesz, że ojciec stracił wszystko,
nawet resztę twego posagu ?
- Cóż ja na to poradzę ?
- A jednak ty tylko możesz radzić i powinnaś - mówiła hrabina z naciskiem. -
Marszałek nie jest wprawdzie Adonisem, no - ale... Gdyby nasze obowiązki
były do spełnienia łatwe, nie istniałaby zasługa. Zresztą, mój Boże, któż nam
broni mieć na dnie duszy jakiś ideał, o którym myśl osładza najcięższe chwile ?
Na koniec, mogę cię zapewnić, że położenie pięknej kobiety, mającej starego
męża, nie należy do najgorszych. Wszyscy interesują się nią, mówią o niej,
składają hołdy jej poświęceniu, a znowu stary mąż jest mniej wymagający od
męża w średnim wieku...
- Ach, ciociu...
38
- Tylko bez egzaltacji, Belciu! Nie masz lat szesnastu i na życie musisz patrzeć
serio. Nie można przecie dla jakiejś idiosynkrazji poświęcić bytu ojca, a choćby
Flory i waszej służby. Wreszcie pomyśl, ile ty, przy twym szlachetnym
serduszku, mogłabyś zrobić dobrego rozporządzając znacznym majątkiem.
- Ależ, ciociu, marszałek jest obrzydliwy. Jemu nie żony trzeba, ale niańki, która
by mu ocierała usta.
- Nie upieram się przy marszałku, więc baron...
- Baron jeszcze starszy, farbuje się, różuje i ma jakieś plamy na rękach.
Hrabina podniosła się z kanapy.
- Nie nalegam, moja droga, nie jestem swatką, to należy do pani Meliton.
Zwracam tylko uwagę, że nad ojcem wisi katastrofa.
- Mamy przecie kamienicę.
- Którą sprzedają najdalej po św. Janie, tak że nawet twoja suma spadnie.
- Jak to - dom, który kosztował sto tysięcy, sprzedadzą za sześćdziesiąt ?...
- Bo on niewart więcej, bo ojciec za dużo wydał. Wiem to od budowniczego,
który oglądał go z polecenia Krzeszowskiej.
- Więc w ostateczności mamy serwis... srebra... - wybuchnęła panna Izabela
załamując ręce.
Hrabina ucałowała ją kilkakrotnie.
- Drogie, kochane dziecko - mówiła łkając - że też właśnie ja muszę tak ranić ci
serce!... Słuchaj więc... Ojciec ma jeszcze długi wekslowe, jakieś parę tysięcy
rubli. Otóż te długi... uważasz... te długi ktoś skupił... kilka dni temu, w końcu
marca. Domyślamy się, że to zrobiła Krzeszowska...
- Cóż za nikczemność! - szepnęła panna Izabela. - Ale mniejsza o nią... Na
pokrycie paru tysięcy rubli wystarczy mój serwis i srebra.
- Są one warte bez porównania więcej, ale - kto dziś kupi rzeczy tak kosztowne
?
- W każdym razie spróbuję - mówiła rozgorączkowana panna Izabela. --
Poproszę panią Meliton, ona mi to ułatwi...
- Zastanów się jednak, czy nie szkoda tak pięknych pamiątek.
Panna Izabela roześmiała się.
- Ach, ciociu... Więc mam wahać się pomiędzy sprzedaniem siebie i serwisu ?...
Bo na to, ażeby zabierano nam meble, nigdy nie pozwolę... Ach, ta
Krzeszowska... to wykupywanie weksli... co za ohyda!
- No, może to jeszcze nie ona.
- Więc chyba znalazł się jakiś nowy nieprzyjaciel, gorszy od niej.
- Może to ciotka Honorata - uspokajała ją hrabina - czy ja wiem ? Może chce
dopomóc Tomaszowi, ale zawieszając nad nim groźbę. Lecz bądź zdrowa, moje
kochane dziecię, adieu...
Na tym skończyła się rozmowa w języku polskim, gęsto ozdobionym
francuszczyzną, co robiło go podobnym do ludzkiej twarzy okrytej wysypką.
39
ROZDZIAŁ SZÓSTY:
W JAKI SPOSÓB NOWI LUDZIE UKAZUJĄ SIĘ NAD
STARYMI HORYZONTAMI
Początek kwietnia, jeden z tych miesięcy, które służą za przejście między zimą i
wiosną. Śnieg już zniknął, ale nie ukazała się jeszcze zieloność; drzewa są
czarne, trawniki szare i niebo szare: wygląda jak marmur poprzecinany
srebrnymi i złotawymi nitkami.
Jest około piątej po południu. Panna Izabela siedzi w swoim gabinecie i czyta
najnowszą powieść Zoli : Une page d'amour. Czyta bez uwagi, co chwilę
podnosi oczy, spogląda w okno i półświadomie formułuje sąd, że gałązki drzew
są czarne, a niebo szare. Znowu czyta, spogląda po gabinecie i półświadomie
myśli, że jej meble kryte błękitną materią i jej niebieski szlafroczek mają jakiś
szary odcień i że festony białej firanki są podobne do wielkich sopli śniegu.
Potem zapomina, o czym myślała w tej chwili, i pyta się w duchu: „O czym ja
myślałam?... Ach, prawda, o kweście wielkotygodniowej...” I nagle czuje ochotę
przejechania się karetą, a jednocześnie czuje żal do nieba, że jest takie szare, że
złotawe żyłki na nim są tak wąskie... Dręczy ją jakiś cichy niepokój, jakieś
oczekiwanie, ale nie jest pewna, na co czeka: czy na to, ażeby chmury się
rozdarły, czy na to, ażeby wszedł lokaj i wręczył jej list zapraszający na
wielkotygodniową kwestę? Już taki krótki czas, a jej nie proszą.
Znowu czyta powieść, ten rozdział, kiedy podczas gwiaździstej nocy p.
Rambaud naprawiał zepsutą lalkę małej Joasi, Helena tonęła we łzach
bezprzedmiotowego żalu, a opat Jouve radził, ażeby wyszła za mąż. Panna
Izabela odczuwa ten żal i kto wie, czy gdyby w tej chwili ukazały się na niebie
gwiazdy, zamiast chmur, czy nie rozpłakałaby się tak jak Helena. Wszak to już
ledwo parę dni do kwesty, a jej jeszcze nie proszą. Że zaproszą, o tym wie, ale
dlaczego zwłóczą?...
„Te kobiety, które zdają się tak gorąco szukać Boga, bywają niekiedy
nieszczęśliwymi istotami, których serce wzburzyła namiętność. Idą do kościoła,
ażeby tam wielbić mężczyznę” - mówi opat Jouve.
„Poczciwy opat, jak on chciał uspokoić tę biedną Helenę!” - myśli panna Izabela
i nagle odrzuca książkę. Opat Jouve przypomniał jej, że już od dwu miesięcy
haftuje pas do kościelnego dzwonka i że go jeszcze nie skończyła. Podnosi się z
fotelu i przysuwa do okna stolik z tamburkiem, z pudełkiem różnokolorowych
jedwabiów, z kolorowym deseniem ; rozwija pas i zaczyna gorliwie wyszywać
na nim róże i krzyże. Pod wpływem pracy w sercu budzi się otucha. Kto tak jak
ona służy kościołowi, nie może być zapomnianym przy wielkotygodniowej
kweście. Wybiera jedwabie, nawłóczy igły i szyje wciąż. Oko jej przebiega od
wzoru do haftu, ręka spada z góry na dół, wznosi się z dołu do góry ale w myśli
zaczyna rodzić się pytanie, dotyczące kostiumu na groby i toalety na Wielkanoc.
Pytanie to wkrótce zapełnia jej całą uwagę, zasłania oczy i zatrzymuje rękę.
40
Suknia, kapelusz, okrywka i parasolka, wszystko musi być nowe, a tu tak
niewiele czasu i nie tylko nic nie zamówione, ale nawet nie wybrane...
Tu przypomina sobie, że jej serwis i srebra już znajdują się u jubilera, że już
trafia się jakiś nabywca i że dziś lub jutro będą sprzedane. Panna Izabela czuje