ściśnięcie serca za serwisem i srebrami, lecz doznaje niejakiej ulgi na myśl o
kweście i nowej toalecie. Może mieć bardzo piękną, ale jaką?...
Odsuwa tamburek i ze stolika, na którym leżą Szekspir, Dante, album
europejskich znakomitości tudzież kilka pism, bierze „Le Moniteur de la Mode”
i zaczyna go przeglądać z największą uwagą. Oto jest toaleta obiadowa; oto
ubiory wiosenne dla panienek, panien, mężatek, młodych mężatek i ich matek!
oto suknie wizytowe, ceremonialne, spacerowe; sześć nowych form kapeluszy, z
dziesięć materiałów, kilkadziesiąt barw... Co tu wybrać, o Boże?... Niepodobna
wybierać bez naradzenia się z panną Florentyną i z magazynierką...
Panna Izabela z niechęcią odrzuca monitora mody i siada na szezlongu w
postaci półleżącej. Ręce splecione jak do modlitwy opiera na poręczy, głowę na
rękach i patrzy w niebo rozmarzonymi oczyma. Kwesta wielkotygodniowa,
nowa toaleta, chmury na niebie - wszystko miesza się w jej wyobraźni na tle
żalu za serwisem i lekkiego uczucia wstydu, że go sprzedaje.
„Ach, wszystko jedno!” - mówi sobie i znowu pragnie, ażeby chmury rozdarły
się choć na chwilę. Ale chmury zgęszczają się, a w jej sercu wzmaga się żal,
wstyd i niepokój. Spojrzenie jej pada na stolik stojący tuż obok szezlonga i na
książkę do nabożeństwa oprawną w kość słoniową. Panna Izabela bierze do rąk
książkę i powoli, kartka za kartką, wyszukuje w niej modlitwy: Acte de
résignation, a znalazłszy zaczyna czytać:
„ Que votre nom soit béni á jamais, bien qui avez voulu m'éprouver par cette
peine.”W miarę jak czyta, szare niebo wyjaśnia się, a przy ostatnich
słowach... ”et d'attendre en paix votre divin secours...” chmury pękają, ukazuje
się kawałek czystego błękitu, gabinet panny Izabeli napełnia się światłem, a jej
dusza spokojem. Teraz jest pewna, że modły jej zostały wysłuchane, że będzie
miała najpiękniejszą tualetę i najlepszy kościół do kwesty.
W tej chwili delikatnie otwierają się drzwi gabinetu; staje w nich panna
Florentyna, wysoka, czarno ubrana, nieśmiała, trzyma w dwu palcach list i
mówi cicho:
- Od pani Karolowej.
- Ach, w sprawie kwesty - odpowiada panna Izabela z czarującym uśmiechem. -
Cały dzień nie zaglądałaś do mnie, Florciu.
- Nie chcę ci przeszkadzać.
- W nudzeniu się?... - pyta panna Izabela. - Kto wie, czy nie byłoby nam weselej
nudzić się w jednym pokoju.
- List... - mówi nieśmiała osoba w czarnej sukni, wyciągając rękę do Izabeli.
- Znam jego treść - przerywa panna Izabela. - Posiedź trochę u mnie i jeżeli nie
zrobi ci subiekcji, przeczytaj ten list.
41
Panna Florentyna siada nieśmiało na fotelu, delikatnie bierze z biurka nożyk i z
największą ostrożnością przecina kopertę. Kładzie na biurku nożyk, potem
kopertę, rozwija papier i cichym, melodyjnym głosem czyta list pisany po
francusku:
„Droga Belu! wybacz, że odzywam się w sprawie, którą tylko ty i twój ojciec
macie prawo rozstrzygać. Wiem, drogie dziecię, że pozbywasz się twego
serwisu i sreber, sama mi zresztą o tym mówiłaś. Wiem też, że znalazł się
nabywca, który ofiarowuje wam pięć tysięcy rubli, moim zdaniem za mało, choć
w tych czasach trudno spodziewać się więcej. Po rozmowie jednak, jaką miałam
w tej materii z Krzeszowską, zaczynam lękać się, ażeby piękne te pamiątki nie
przeszły w niewłaściwe ręce.
Chciałabym temu zapobiec, proponuję ci więc, jeżeli zgodzisz się, trzy tysiące
rubli pożyczki na zastaw wspomnianego serwisu i sreber. Sądzę, że dziś
wygodniej będzie im u mnie, gdy ojciec twój znajduje się w takich kłopotach.
Odebrać je będziesz mogła, kiedy zechcesz, a w razie mojej śmierci nawet bez
zwracania pożyczki.
Nie narzucam się, tylko proponuję. Rozważ, jak ci będzie wygodniej, a nade
wszystko pomyśl o następstwach.
O ile cię znam, byłabyś boleśnie dotkniętą usłyszawszy kiedyś, że nasze
rodzinne pamiątki zdobią stół jakiego bankiera albo należą do wyprawy jego
córki.
Zasyłam ci tysiące pocałunków,
Joanna
P.S. Wyobraź sobie, co za szczęście spotkało moją ochronkę. Będąc wczoraj w
sklepie tego sławnego Wokulskiego przymówiłam się o mały datek dla sierot.
Liczyłam na jakie kilkanaście rubli, a on, czy uwierzysz, ofiarował mi tysiąc,
wyraźnie: tysiąc rubli, i jeszcze powiedział, że na moje ręce nie śmiałby złożyć
mniejszej sumy. Kilku takich Wokulskich, a czuję, że na starość zostałabym
demokratką.”
Panna Florentyna skończywszy list nie śmiała oderwać od niego oczu. Wreszcie
odważyła się i spojrzała: panna Izabela siedziała na szezlongu blada, z
zaciśniętymi rękami.
- Cóż ty na to, Florciu? - spytała po chwili.
- Myślę - odparła cicho zapytana - że pani Karolowa na początku listu
najtrafniej osądziła swoje stanowisko w tej sprawie.
- Co za upokorzenie! - szepnęła panna Izabela, nerwowo bijąc ręką w szezlong.
- Upokorzeniem jest proponować komuś trzy tysiące rubli na zastaw sreber, i to
wówczas, gdy obcy ofiarowują pięć tysięcy... Innego nie widzę.
- Jak ona nas traktuje... My chyba naprawdę jesteśmy zrujnowani...
- Ależ, Belciu!... - przerwała ożywiając się panna Florentyna. - Właśnie ten
cierpki list dowodzi, że nie jesteście zrujnowani. Ciotka lubi być cierpką, ale
42
umie oszczędzać nieszczęście. Gdyby wam groziła ruina, znaleźlibyście w niej
tkliwą i delikatną pocieszycielkę.
- Dziękuję za to.
- I nie potrzebujesz obawiać się tego. Jutro wpłynie nam pięć tysięcy rubli, za
które można prowadzić dom przez pół roku... choćby przez kwartał. Za parę
miesięcy...
- Zlicytują nam kamienicę...
- Prosta forma, i nic więcej. Owszem, możecie zyskać, podczas gdy dzisiaj
kamienica jest tylko ciężarem. No, a po ciotce Hortensji dostaniesz ze sto
tysięcy rubli. Zresztą - dodała po chwili panna Florentyna podnosząc brwi - ja
sama nie jestem pewna, czy i ojciec nie ma jeszcze majątku. Wszyscy są tego
zdania...
Panna Izabela wychyliła się z szezlonga i ujęła rękę panny Florentyny.
- Florciu - rzekła zniżając głos - komu ty to mówisz?... Więc naprawdę uważasz
mnie tylko za pannę na wydaniu, która nic nie widzi i niczego nie pojmuje?...
Myślisz, że nie wiem - domówiła jeszcze ciszej - że już miesiąc, jak pieniądze
na utrzymanie domu pożyczasz od Mikołaja...
- Może właśnie ojciec chce tego...
- Czy i tego chce, ażebyś mu co rano podkładała kilka rubli do pugilaresu?
Panna Florentyna spojrzała jej w oczy i poruszyła głową.
- Za dużo wiesz - odparła - ale nie wszystko. Już od dwu tygodni, może od
dziesięciu dni widzę, że ojciec miewa po kilkanaście rubli...
- Więc zaciąga długi...
- Nie. Ojciec nigdy nie zaciąga długów w mieście. Każdy wierzyciel przychodzi