Выбрать главу

- No, to idź już panna, tylko powoli - upominał ją Leon.

525

Wbrew przewidywaniom Leona baron przybył do swej małżonki nie o czwartej,

ale dopiero około piątej.

Był ubrany w nowy tużurek i świeży kapelusz, w ręku trzymał laseczkę ze

srebrną końską nogą. Miał minę spokojną, ale pod tymi pozorami wierny sługa

dostrzegł mocne wzruszenie. Już w przedpokoju binokle dwa razy spadły

baronowi, a lewa powieka drgała mu bez porównania częściej aniżeli przed

pojedynkiem albo nawet przy sztosie.

- Zamelduj mnie pani baronowej - rzekł pan Krzeszowski nieco przytłumionym

głosem.

Leon otworzył drzwi salonu i prawie groźnie zawołał:

- Jaśnie pan!...

A gdy baron wszedł, zamknął za nim drzwi, odprawił Mariannę, która

przybiegła z kuchni, i - sam zaczął podsłuchiwać.

Pani baronowa, siedząca z książką na kanapie, na widok męża powstała. Gdy

baron złożył jej głęboki ukłon, chciała odkłonić się, ale znowu upadła na

kanapę.

- Mężu mój... - szepnęła zasłaniając twarz rękoma. - O! Co ty robisz...

- Przykro mi bardzo - rzekł baron kłaniając się po raz drugi - że składam pani

uszanowanie w takich warunkach...

- Ja wszystko gotowa jestem przebaczyć, jeżeli...

- Jest to bardzo zaszczytne dla nas obojga - przerwał baron - ponieważ i ja

gotów jestem zapomnieć pani wszystko, co dotyczy mojej osoby. Na

nieszczęście, raczyła pani wprowadzić w grę moje nazwisko, które lubo w

historii świata nie odznaczyło się żadną niezwykłością, zasługuje przecież na to,

aby je oszczędzano.

- Nazwisko?... - powtórzyła baronowa.

- Tak, pani - odparł baron kłaniając się po raz trzeci, ciągle z kapeluszem w

ręku. - Daruje pani, że dotknę tej niemiłej sprawy, ale... Od pewnego czasu

nazwisko moje figuruje we wszystkich sądach... W tej chwili na przykład

podoba się pani mieć aż trzy procesy: dwa z lokatorami, a jeden z jej byłym

adwokatem, który nie uchybiając mu, jest skończonym łotrem.

- Ależ, mężu! - zawołała baronowa zrywając się z kanapy. - Wszakże w tej

chwili ty masz jedynaście procesów o trzydzieści tysięcy rubli długów...

- Przepraszam!... Mam siedemnaście procesów o trzydzieści dziewięć tysięcy

rubli długów, jeżeli mnie pamięć nie myli. Ale to są procesy o długi. Między

nimi nie ma ani jednego, który wytoczyłbym uczciwej kobiecie o kradzież

lalki... Między moimi grzechami nie ma ani jednego anonimu, który by

spotwarzał niewinną, a spomiędzy moich wierzycieli ani jeden nie musiał

uciekać z Warszawy wygnany przez oszczerstwa, jak się to zdarzyło niejakiej

pani Stawskiej dzięki troskliwości pani baronowej Krzeszowskiej...

- Stawska była twoją kochanką...

- Przepraszam. Nie twierdzę, że nie starałem się o jej względy, ale przysięgam

na honor, że jest to najszlachetniejsza kobieta, jaką spotkałem w życiu. Niech

526

pani nie obraża ten superlatyw zastosowany do osoby obcej i niech pani raczy

mi wierzyć, że pani Stawska jest kobietą, która nawet moje... moje starania

zostawiała bez odpowiedzi. A ponieważ, pani baronowo, ja mam honor znać

przeciętne kobiety, więc... moje świadectwo coś znaczy...

- W rezultacie czego chcesz, mój mężu? - zapytała pani baronowa już pewnym

głosem.

- Chcę... bronić nazwiska, które oboje nosimy. Chcę... nakazać w tym domu

szacunek dla baronowej Krzeszowskiej. Chcę zakończyć procesy i dać pani

opiekę... Dla dopięcia tego celu zmuszony jestem prosić panią o gościnność.

Gdy zaś ureguluję stosunki...

- Opuścisz mnie?

- Zapewne.

- A twoje długi?

Baron powstał z krzesła.

- Moje długi niech panią nie interesują - odparł tonem głębokiego przekonania. -

Jeżeli pan Wokulski, zwyczajny szlachcic, mógł w ciągu paru lat zrobić miliony,

człowiek z moim nazwiskiem potrafi spłacić czterdzieści tysięcy długów. I ja

pokażę, że umiem pracować...

- Jesteś chory, mój mężu - odparła baronowa. - Przecie wiesz, że pochodzę z

rodziny, która zrobiła swój majątek, i dlatego mówię ci, że ty nie potrafisz

zapracować nawet na własne utrzymanie... Ach, nawet na wykarmienie

najuboższego człowieka!...

- Zatem pani odrzucasz moją opiekę, którą ofiaruję jej pod wpływem próśb

księcia i dbałości o honor nazwiska?

- Ale owszem!... Zacznijże się nareszcie mną opiekować, bo dotychczas...

- Co do mnie - przerwał baron z nowym ukłonem - będę się starał zapomnieć o

przeszłości...

- Zapomniałeś o niej dawno... Nie byłeś nawet na grobie naszej córki...

W taki sposób baron zainstalował się w mieszkaniu swojej żony. Przerwał

procesy z lokatorami, byłemu adwokatowi baronowej oświadczył, że każe mu

dać baty, jeżeli kiedykolwiek wyrazi się bez szacunku o swojej klientce, do pani

Stawskiej napisał list z przeprosinami i posłał jej (aż pod Częstochowę)

ogromny bukiet. Nareszcie przyjął kucharza i wraz ze swoją małżonką złożył

wizyty rozmaitym osobom z towarzystwa, powiedziawszy pierwej

Maruszewiczowi, który ogłosił to po mieście, że jeżeli która z dam nie odda im

rewizyty, wówczas baron od jej męża zażąda satysfakcji.

W salonach zgorszono się dzikimi pretensjami barona; rewizyty jednak złożyli

państwu Krzeszowskim wszyscy i prawie wszyscy zawarli z nimi bliższe

stosunki.

W zamian pani baronowa, co z jej strony było dowodem nadzwyczajnej

delikatności, nic nikomu nie mówiąc spłacała długi męża. Niektórym z

wierzycieli robiła impertynencje, wobec innych płakała, prawie wszystkim

527

odtrącała jakieś sumy na rachunek lichwiarskich procentów, irytowała się, ale -

płaciła.

Już w osobnej szufladzie jej biurka leżało kilka funtów mężowskich weksli,

kiedy zdarzył się następny wypadek.

Sklep Wokulskiego w lipcu miał objąć w posiadanie Henryk Szlangbaum; a

ponieważ nowy nabywca nie życzył sobie przejmować ani długów, ani

wierzytelności dawnej firmy, więc pan Rzecki na gwałt regulował rachunki.

Między innymi posłał notatkę na paręset rubli baronowi Krzeszowskiemu, z

prośbą o rychłą odpowiedź.

Notatka, jak wszystkie tego rodzaju dokumenta, dostała się w ręce baronowej,

która zamiast zapłacić, odpisała Rzeckiemu list impertynencki, gdzie nie brakło

wzmianki o szachrajstwie, o nieuczciwym kupnie klaczy, i tak dalej.

Akurat we dwadzieścia cztery godzin po wysłaniu tego listu w lokalu państwa

Krzeszowskich zjawił się Rzecki oświadczając, że chce się widzieć z baronem.

Baron przyjął go bardzo życzliwie, choć nie ukrywał zdziwienia spostrzegłszy,

że były sekundant jego przeciwnika jest mocno rozdrażniony.

- Przychodzę do pana z pretensją - zaczął stary subiekt. - Onegdaj ośmieliłem się

przysłać panu rachunek...

- Ach, tak... jestem coś winien panom... Ileż to wynosi?

- Dwieście trzydzieści sześć rubli kopiejek trzynaście...

- Jutro postaram się zaspokoić panów...

- To nie wszystko - przerwał mu Rzecki. - Wczoraj bowiem od szanownej