Выбрать главу

rozmiękczenie mózgu, ponieważ dałeś swoim wspólnikom o trzy procent

więcej, aniżeli obiecałeś.

- Wiem o tym - odparł Wokulski.

- No, więc spróbujże pan między takimi ludźmi pracować dla nauki. Zdechniesz

z głodu albo zidiociejesz!... Ale za to jeżeli będziesz pan umiał tańczyć, grać na

jakim instrumencie, występować w teatrze amatorskim, a nade wszystko bawić

damy, aaa... to zrobisz pan karierę. Natychmiast ogłoszą pana za znakomitość i

zajmiesz takie stanowisko, na którym dochody dziesięć razy przeniosą wartość

pańskiej pracy. Rauty i damy, damy i rauty!... A ponieważ ja nie jestem

lokajem, ażebym miał fatygować się na rautach, a damy uważam za bardzo

pożyteczne, ale tylko do rodzenia dzieci, więc umknę stąd, chociażby do

Zurychu.

- A do Geista nie pojechałbyś pan? - spytał Wokulski.

Ochocki zamyślił się.

- Tam potrzeba setek tysięcy rubli, których ja nie mam - odparł. - Zresztą,

choćbym je miał, musiałbym pierwej przekonać się, co to jest naprawdę... Bo

owe zmniejszanie ciężaru gatunkowego ciał wygląda mi na bajkę.

- Przecież pokazywałem panu blaszkę - rzekł Wokulski.

- Aha, prawda... Niech no ją pan pokaże!... - zawołał Ochocki.

Wokulskiemu wystąpił na twarz chorobliwy rumieniec i szybko zniknął.

- Już jej nie mam!... - rzekł stłumionym głosem.

- Cóż się z nią stało? - zdziwił się Ochocki.

- Mniejsza!... Przypuść pan, że upadła gdzieś w kanał... Ale czy do Geista

pojechałbyś pan mając na przykład pieniądze?..

- Owszem, pojechałbym, ale najpierwej dla sprawdzenia faktu. Bo to, co ja

wiem o materiałach chemicznych, wybacz pan, ale nie godzi się z teorią

zmienności ciężarów gatunkowych poza pewną granicą.

Obaj umilkli, a wkrótce Ochocki opuścił Wokulskiego.

Wizyta Ochockiego zbudziła w Wokulskim nowy prąd myśli. Poczuł nie tylko

chęć, ale żądzę przypomnienia sobie doświadczeń chemicznych i tego samego

dnia wybiegł na miasto, ażeby kupić retort, cucek, epruwetek tudzież

rozmaitych preparatów.

Pod wpływem tej myśli wyszedł śmiało na ulicę, nawet wsiadł w dorożkę; na

ludzi patrzył obojętnie i nie doznawał przykrości widząc, że jedni ciekawie

przypatrują mu się, inni go nie poznają, a inni nawet uśmiechają się złośliwie na

jego widok.

Ale już w magazynie szkieł, a jeszcze bardziej w składzie materiałów

aptecznych przyszło mu na myśl, jak dalece osłabła w nim nie tylko energia, ale

wprost ludzka samodzielność, jeżeli rozmowa z Ochockim przypomniała mu

chemię, którą nie zajmował się od kilku lat!..

„Wszystko jedno - mruknął - jeżeli mi to czas zapełni”

583

Na drugi dzień zakupił wagę precyzyjną i kilka bardziej skomplikowanych

narzędzi i wziął się do roboty jak uczeń, który dopiero zaczyna studia.

Na początek otrzymał wodór, co przypomniało mu czasy akademickie, kiedy to

wyrabiało się wodór we flaszce owiniętej ręcznikiem, przy pomocy puszek od

szuwaksu. Jakie to były szczęśliwe czasy!... Potem przyszły mu na myśl balony

jego pomysłu, a potem Geist, który utrzymywał, że chemia związków wodoru

zmieni dzieje ludzkości...

„No, a gdybym tak ja za parę lat trafił na ów metal, którego Geist poszukuje? -

rzekł do siebie. - Geist twierdzi, że odkrycie zależy od wypróbowania kilku

tysięcy kombinacji; jest to więc loteria, a ja mam szczęście... Gdybym zaś

znalazł taki metal, co wówczas powiedziałaby panna Izabela?.. „

Gniew zakipiał w nim na to wspomnienie.

„Ach - szepnął - chciałbym być sławnym i potężnym, ażebym mógł jej dowieść,

jak nią gardzę...”

Potem przyszło mu na myśl, że pogarda nie objawia się ani gniewem, ani chęcią

upokorzenia kogoś, i znowu zabrał się do roboty.

Elementarne doświadczenia z wodorem sprawiały mu najwięcej przyjemności,

toteż powtarzał je najczęściej.

Jednego dnia zrobił sobie harmonijkę fizyczną i tak głośno na niej wygrywał, że

nazajutrz odwiedził go sam właściciel domu zapytując z całą uprzejmością, czy

nie zgodziłby się na odstąpienie swojego mieszkania od kwartału.

- A ma pan kandydata? - spytał Wokulski.

- To jest... tak jakby... Prawie mam - odpowiedział zakłopotany gospodarz.

- W takim razie odstąpię.

Gospodarz trochę zdziwił się gotowości Wokulskiego, ale pożegnał go bardzo

zadowolony. Wokulski śmiał się.

„Oczywiście - myślał - uważa mnie za bzika albo za bankruta... Tym lepiej!...

Prawdę bowiem powiedziawszy, mogę doskonale mieszkać w dwu pokojach

zamiast ośmiu.”

Potem przychodziły chwile, że nie wiadomo dlaczego żałował pośpiechu w

odstąpieniu mieszkania. Ale wówczas przypomniał sobie barona i Węgiełka.

„Baron - mówił - rozwodzi się z żoną, która romansowała z innym; Węgiełek

stracił serce do swojej dlatego tylko, że na własne oczy zobaczył jednego z jej

gachów... Cóż bym więc ja powinien zrobić?...”

I znowu zabierał się do analiz, z przyjemnością widząc, że nie bardzo stracił

wprawę.

Zajęcia te wybornie go pochłaniały. Niekiedy przez kilka godzin z rzędu nie

myślał o pannie Izabeli, a wtedy czuł, że jego zmęczony mózg naprawdę

wypoczywa. Nawet przygasła w nim obawa ludzi i ulic, i zaczął coraz częściej

wychodzić na miasto.

Jednego dnia pojechał aż do Łazienek; zrobił więcej, gdyż spojrzał w aleję, po

której niegdyś spacerował z panną Izabelą. Wtem zwabione przez kogoś

łabędzie rozpuściły skrzydła i uderzając nimi o wodę przyleciały do brzegu.

584

Zwykły ten widok straszne zrobił wrażenie na Wokulskim: przypomniał mu

odjazd panny Izabeli z Zasławka... Jak szalony uciekł z parku, wpadł do dorożki

i z zamkniętymi oczyma zajechał do domu.

Tego dnia nie zajmował się niczym, a w nocy miał dziwny sen.

Śniło mu się, że stanęła przed nim panna Izabela i ze łzami w oczach

zapytywała go, czemu ją porzucił... Wszakże owa podróż do Skierniewic,

rozmowa ze Starskim i jego umizgi były tylko snem. Wszakże jemu się to tylko

śniło...

Wokulski zerwał się z pościeli i zapalił światło.

„Co tu jest snem?... - pytał się. - Czy podróż do Skierniewic, czy jej żal i

wyrzuty?...”

Do rana nie mógł zasnąć, trapiły go kwestie i wątpliwości największej wagi.

„Czy osoby, siedzące w słabo oświetlonym wagonie, mogły odbić się w szybie -

myślał - i czy to, co widziałem wówczas, nie było halucynacją?... Czy posiadam

w tym stopniu język angielski, ażebym nie mógł przesłyszeć się co do znaczenia

niektórych wyrazów?... Jak ja wyglądam wobec niej, jeżelim zrobił tak straszny

afront bez powodu?...

Przecież kuzyni, i jeszcze znający się od dziecka, mogą prowadzić nawet dość

drastyczne rozmowy nie zdradzając niczyjego zaufania?...

Co ja zrobiłem, nieszczęśliwy, jeżelim się omylił tylko pod wpływem

nieusprawiedliwionej zazdrości!... Wszakże ten Starski kochał się w baronowej,