- Na co to?... Przecież oboje mamy równe prawa, a ja wcale się nie obrażę, jeżeli
pani zapyta mnie o liczbę moich kochanek.
- Nie ciekawam.
Zaczęła chodzić po salonie. W Wokulskim zadrgał gniew., ale go opanował.
- Tak, przyznaję panu - mówiła - że nie jestem wolną od przesądów. No, ale ja
jestem tylko kobietą, mam mózg lżejszy, jak utrzymują wasi antropologowie:
zresztą jestem spętana stosunkami, nałogami i Bóg wie czym!... Gdybym jednak
była rozumnym mężczyzną jak pan i wierzyła w postęp jak pan, umiałabym
otrząsnąć się z tych naleciałości, a choćby tylko uznać, że prędzej lub później
kobiety muszą być równouprawnione.
- Niby pod względem tych feblików?...
- Niby... niby... - przedrzeźniała go. - Właśnie mówię o tych feblikach...
- O!... to po cóż mamy czekać na wątpliwe rezultaty postępu? Już dziś jest
bardzo wiele kobiet równouprawnionych pod tym względem. Tworzą nawet
590
potężne stronnictwo, nazywające się kokotami... Ale dziwna rzecz: posiadając
względy mężczyzn, panie te nie cieszą się życzliwością kobiet...
- Z panem nie można rozmawiać, panie Wokulski - upomniała go wdówka.
- Nie można ze mną rozmawiać o równouprawnieniu kobiet?
Pani Wąsowskiej zapłonęły oczy i krew uderzyła na twarz. Usiadła gwałtownie
na fotelu i uderzywszy ręką w stół, zawołała:
- Dobrze!... otóż wytrzymam pański cynizm i będę mówiła nawet o kokotach...
Dowiedzże się pan, że trzeba mieć bardzo niski charakter, ażeby zestawiać te
damy, które sprzedają się za pieniądze, z kobietami uczciwymi i szlachetnymi,
które oddają się z miłości...
- Ciągle pozując na niewinność...
- Chociażby.
- I po kolei oszukując naiwnych, którzy temu wierzą.
- A co im szkodzi oszustwo?... - zapytała, zuchwale patrząc mu w oczy.
Wokulski zaciął zęby, ale opanował się i mówił spokojnie:
- Proszę pani, co by też powiedzieli o mnie moi wspólnicy, gdybym ja zamiast
sześciu kroć stu tysięcy rubli majątku, jak to ogłoszono, miał sześć tysięcy i nie
protestował przeciw pogłoskom?... Chodzi przecież tylko o dwa zera...
- Wyłączmy kwestie pieniężne - przerwała pani Wąsowska.
- Aha!... A więc co sama pani powiedziałaby o mnie, gdybym ja na przykład
nazywał się nie Wokulski, ale - Wolkuski i za pomocą tak małego przestawienia
liter zdobył życzliwość nieboszczki prezesowej, wcisnął się do jej domu i tam
miał honor poznać panią?... Jak by pani nazwała ten sposób robienia znajomości
i pozyskiwania ludzkich wzglądów?...
Na ruchliwej twarzy pani Wąsowskiej odmalowało się uczucie wstrętu.
- Jakiż to znowu ma związek ze sprawą barona i jego żony?...- odparła.
- Ma, proszę pani, ten związek; że na świecie nie wolno przywłaszczać sobie
tytułów. Kokota może być zresztą użyteczną kobietą i nikt nie ma prawa robić
jej wymówek za specjalność; ale kokota maskująca się pozorami tak zwanej
nieskazitelności jest oszustką. A za to już można robić wymówki.
- Okropność!... - wybuchnęła pani Wąsowska. - Ale mniejsza...
Powiedz mi pan jednak, co świat traci na podobnej mistyfikacji?...
Wokulskiemu zaczęło szumieć w uszach.
- Świat niekiedy zyskuje, jeżeli jakiś naiwny prostak wpada w obłęd zwany
miłością idealną i za cenę największych niebezpieczeństw zdobywa majątek,
aby go złożyć u stóp swego ideału... Ale świat czasem traci, jeżeli ten wariat
odkrywszy mistyfikację upada złamany, do niczego niezdolny... Albo... nie
rozporządziwszy majątkiem rzuca się... To jest: strzela się z panem Starskim i
dostaje kulą po żebrach... Świat traci, pani, jedno zabite szczęście, jeden
zwichnięty umysł, a może i człowieka, który mógł coś zrobić...
- Ten człowiek sam sobie winien...
- Ma pani rację: byłby winien, gdyby spostrzegłszy się nie postąpił jak baron i
nie zerwał ze swoim ogłupieniem i hańbą...
591
- Krótko mówiąc - rzekła pani Wąsowska - mężczyźni nie zrzekną się
dobrowolnie swoich dzikich przywilejów wobec kobiet...
- To jest: nie uznają przywileju zwodzenia...
- Kto zaś odrzuca układy - mówiła z uniesieniem - ten rozpoczyna walkę...
- Walkę?.. - powtórzył śmiejąc się Wokulski.
- Tak, walkę, w której strona silniejsza zwycięży... A kto silniejszy, to dopiero
zobaczymy!... - zawołała potrząsając ręką.
W tej chwili stała się rzecz dziwna. Wokulski nagle schwycił panią Wąsowską
za obie ręce i umieścił je między trzema palcami swojej.
- Cóż to znaczy?... - zapytała blednąc.
- Próbujemy, kto silniejszy - odparł.
- No... już dosyć żartów...
- Nie, pani, to nie są żarty... To tylko mały dowód, że z panią, jako
reprezentantką walki, mogę zrobić, co mi się podoba. Tak czy nie?
- Puść mnie pan - zawołała szarpiąc się - bo zawołam na służbę...
Wokulski puścił jej ręce.
- Ach, więc będziecie panie walczyć z nami przy pomocy służby?... Ciekawym,
jakiego wynagrodzenia zażądaliby ci sprzymierzeńcy i czy pozwoliliby nie
dotrzymywać zobowiązań?
Pani Wąsowska przypatrywała mu się naprzód z lekką trwogą, potem z
oburzeniem, w końcu wzruszyła ramionami.
- Wie pan, co mi na myśl przyszło?
- Żem oszalał.
- Coś na kształt tego.
- Wobec tak pięknej kobiety i przy takiej dyskusji byłoby to rzeczą naturalną.
- Ach, jakiż płaski kompliment!... - zawołała z grymasem.- W każdym razie
muszę wyznać, żeś mi pan trochę zaimponował. Trochę... Ale nie wytrzymałeś
pan w roli, puściłeś mi ręce, i to mnie rozczarowało...
- O, ja potrafiłbym nie puścić rąk.
- A ja potrafiłabym zawołać na służbę...
- A ja, przepraszam panią, potrafiłbym zakneblować usta. .
- Co?..: co?...
- To, co powiedziałem.
Pani Wąsowska znowu się zadziwiła.
- Wie pan - rzekła zakładając po napoleońsku ręce - że pan jest albo bardzo
oryginalny, albo... bardzo źle wychowany...
- Wcale nie jestem wychowany...
- Więc istotnie oryginalny - szepnęła. - Szkoda, że z tej strony nie dałeś się pan
poznać Beli...
Wokulski osłupiał. Nie na dźwięk tego imienia, ale z powodu zmiany, jaką
uczuł w sobie. Panna Izabela wydała mu się całkiem obojętną, a natomiast
zaczęła go interesować pani Wąsowska.
592
- Trzeba jej było - ciągnęła - od razu wyłożyć swoje teorie tak jak mnie, a nie
wynikłyby między wami nieporozumienia.
- Nieporozumienia?.. - spytał Wokulski szeroko otwierając oczy.
- Tak, bo o ile wiem, ona panu gotowa przebaczyć.
- Przebaczyć?...
- Jesteś pan, widzę, jeszcze bardzo... osłabiony - mówiła obojętnym tonem -
jeżeli nie czujesz, że postępek pański był brutalny... Wobec pańskich
ekscentryczności nawet baron wygląda na eleganckiego człowieka.
Wokulski roześmiał się tak szczerze, iż jego samego to zaniepokoiło. Pani
Wąsowska mówiła dalej: