- A jeżeli te stosunki przewrócą mu w głowie?... - spytała panna Izabela.
- W takim razie dowiódłby, że ma słabą głowę - odpowiedziała krótko hrabina
biorąc się do książki nabożnej.
Wokulski nie opuścił kościoła, ale w pobliżu drzwi skręcił w boczną nawę. Tuż
przy grobie Chrystusa, naprzeciw stolika hrabiny, stał w kącie pusty
konfesjonał. Wokulski wszedł do niego, przymknął drzwiczki i niewidzialny,
przypatrywał się pannie Izabeli.
Trzymała w ręku książkę spoglądając od czasu do czasu na drzwi kościelne. Na
twarzy jej malowało się zmęczenie i nuda. Czasami do stolika zbliżały się dzieci
po obrazki; panna Izabela niektórym podawała je sama z takim ruchem, jakby
chciała powiedzieć: ach, kiedyż się to skończy!...
„I to wszystko robi się nie przez pobożność ani przez miłość do dzieci, ale dla
rozgłosu i w celu wyjścia za mąż - pomyślał Wokulski. - No i ja także - dodał -
niemało robię dla reklamy i ożenienia się. Świat ładnie urządzony! Zamiast po
prostu pytać się: kochasz mnie czy nie kochasz? albo: chcesz mnie czy nie
chcesz? ja wyrzucam setki rubli, a ona kilka godzin nudzi się na wystawie i
udaje pobożną.
A jeżeli odpowiedziałaby, że mnie kocha? Wszystkie te ceremonie mają dobrą
stronę: dają czas i możność zaznajomienia się.
Żle to jednak nie umieć po angielsku... Dzíś wiedziałbym, co o mnie myśli: bo
jestem pewny, że o mnie mówiła do swej ciotki. Trzeba nauczyć się...
Albo weźmy takie głupstwo jak powóz... Gdybym miał powóz, mógłbym ją
teraz odesłać do domu z ciotką, i znowu zawiązałby się między nami jeden
węzeł... Tak, powóz przyda mi się w każdym razie. Przysporzy z tysiąc rubli
wydatków na rok, ale cóż zrobię? Muszę być gotowym na wszystkich punktach.
81
Powóz... angielszczyzna... przeszło dwieście rubli na jedną kwestę!... I to robię
ja, który tym pogardzam... Właściwie jednak - na cóż będę wydawał pieniądze,
jeżeli nie na zapewnienie sobie szczęścia? Co mnie obchodzą jakieś teorie
oszczędności, gdy czuję ból w sercu?”
Dalszy bieg myśli przerwała mu smutna, brzęcząca melodia. Była to muzyka
szkatułki grającej, po której nastąpił świegot sztucznych ptaków; a gdy one
milkły, rozlegał się cichy szelest fontanny, szept modlitw i westchnienia
pobożnych.
W nawie, u konfesjonału, u drzwi kaplicy grobowej, widać było zgięte postacie
klęczących. Niektórzy czołgali się do krucyfiksu na podłodze i ucałowawszy go
kładli na tacy drobne pieniądze wydobyte z chustki do nosa.
W głębi kaplicy, w powodzi światła, leżał biały Chrystus otoczony kwiatami.
Zdawało się Wokulskiemu, że pod wpływem migotliwych płomyków twarz jego
ożywia się przybierając wyraz groźby albo litości i łaski. Kiedy pozytywka
wygrywała Łucję z Lamermoorualbo kiedy ze środka kościoła doleciał stukot
pieniędzy i francuskie wykrzykniki, oblicze Chrystusa ciemniało. Ale kiedy do
krucyfiksu zbliżył się jaki biedak i opowiadał Ukrzyżowanemu swoje strapienia,
Chrystus otwierał martwe usta i w szmerze fontanny powtarzał
błogosławieństwa i obietnice...
„Błogosławieni cisi... Błogosławieni smutni...”
Do tacy podeszła młoda, uróżowana dziewczyna. Położyła srebrną
czterdziestówkę, ale nie śmiała dotknąć krzyża. Klęczący obok z niechęcią
patrzyli na jej aksamitny kaftanik i jaskrawy kapelusz. Ale gdy Chrystus
szepnął: „ Kto z was jest bez grzechu, niech rzuci na nią kamieniem”, padła na
posadzkę i ucałowała jego nogi jak niegdyś Maria Magdalena.
„Błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości... Błogosławieni, którzy płaczą...”
Z głębokim wzruszeniem przypatrywał się Wokulski pogrążonemu w
kościelnym mroku tłumowi, który z tak cierpliwą wiarą od osiemnastu wieków
oczekuje spełnienia się boskich obietnic.
„Kiedyż to będzie!...” - pomyślał.
„Pośle Syn Człowieczy anioły swoje, a oni zbiorą wszystkie zgorszenia i tych,
którzy nieprawość czynią, jako zbiera się kąkol i pali się go ogniem.”
Machinalnie spojrzał na środek kościoła. Przy bliższym stoliku hrabina
drzemała, a panna Izabela ziewała, przy dalszym trzy nie znane mu damy
zaśmiewały się z opowiadań jakiegoś wykwintnego młodzieńca.
„Inny świat... inny świat!... - myślał Wokulski. - Co za fatalność popycha mnie
w tamtą stronę?”
W tej chwili tuż obok konfesjonału stanęła, a potem uklękła osoba młoda,
ubrana bardzo starannie, z małą dziewczynką.
Wokulski przypatrzył się jej i dostrzegł, że jest niezwykle piękna. Uderzył go
nade wszystko wyraz jej twarzy, jakby do tego grobu przyszła nie z modlitwą,
ale z zapytaniem i skargą.
Przeżegnała się, lecz zobaczywszy tacę wydobyła woreczek z pieniędzmi.
82
- Idź, Helusiu - rzekła półgłosem do dziecka - połóż to na tacy i pocałuj Pana
Jezusa.
- Gdzie, proszę mamy, pocałować?
- W rączkę i w nóżkę...
- I w buzię?
- W buzię nie można.
- Ech, co tam!... - Pobiegła do tacy i pochyliła się nad krzyżem.
- A widzi mama - zawołała powracając - pocałowałam i Pan Jezus nic nie
powiedział.
- Niech Helusia będzie grzeczna - odparła matka. - Lepiej uklęknij i zmów
paciorek.
- Jaki paciorek?
- Trzy Ojcze nasz, trzy Zdrowaś...
- Taki duży paciorek?... a ja taka malutka...
- No, to zmów jedno Zdrowaś... Tylko uklęknij... Patrz się tam...
- Już patrzę. Zdrowaś, Maria, łaski pełna... Czy to, proszę mamy, ptaszki
śpiewają?
- Ptaszki sztuczne. Mów paciorek.
- Jakie to sztuczne?
- Zmów pierwej paciorek.
- Kiedy nie pamiętam, gdzie skończyłam...
- Więc mów za mamą: Zdrowaś, Maria...
- Śmierci naszej. Amen - dokończyła dziewczynka. - A z czego robią się
sztuczne ptaszki?
- Heluniu, bądź cicho, bo nigdy cię nie pocałuję - szepnęła strapiona matka. -
Masz tu książkę i oglądaj obrazki, jak Pan Jezus był męczony.
Dziewczynka usiadła z książką na stopniach konfesjonału i ucichła.
„Co to za miła dziecina! - myślał Wokulski. - Gdyby była moją, zdaje się, że
odzyskałbym równowagę umysłu, którą dziś tracę z dnia na dzień. I matka
prześliczna kobieta. Jakie włosy, profil, oczy... Prosi Boga, ażeby
zmartwychwstało ich szczęście... Piękna i nieszczęśliwa ; musi być wdową.
Ot, gdybym ją był spotkał rok temu.
I jestże tu ład na świecie?... O krok od siebie staje dwoje ludzi nieszczęśliwych;
jedno szuka miłości i rodziny, drugie może walczy z biedą i brakiem opieki.
Każde znalazłoby w drugim to, czego potrzebuje, no - i nie zejdą się... Jedno
przychodzi błagać Boga o miłosierdzie, drugie wyrzuca pieniądze dla
stosunków. Kto wie, czy paręset rubli nie byłoby dla tej kobiety szczęściem?
Ale ona ich nie dostanie; Bóg w tych czasach nie słucha modlitwy uciśnionych.
A gdyby jednak dowiedzieć się, kto ona jest?... Może bym potrafił jej dopomóc.