Выбрать главу

przy dobrej butelce pogadamy. A może i ten pan z tobą przyjdzie - dodał już z

ulicy-, wskazując ręką na sinego z gniewu Jana.

- Noga moja nie postanie u podłego Szwaba! - krzyknął Jan.

To jednak nie przeszkodziło, że wieczorem byliśmy obaj u Franca.

Mimochodem wspomnę, że nie było tygodnia, w ciągu którego bracia

Minclowie nie pokłóciliby się i nie pogodzili przynajmniej ze dwa razy. Co zaś

jest najosobliwszym, że przyczyny swarów nigdy nie wypływały z interesu

natury materialnej. Owszem, pomimo największych nieporozumień bracia

zawsze poręczali swoje kwity, pożyczali sobie pieniędzy i nawzajem płacili

długi: Powody tkwiły w ich charakterach.

Jan Mincel był romantyk i entuzjasta, Franc spokojny i zgryźliwy; Jan był

gorącym bonapartystą, Franc republikaninem i specjalnym wrogiem Napoleona

III. Nareszcie Franc Mincel przyznawał się do niemieckiego pochodzenia,

podczas gdy Jan uroczyście twierdził, że Minclowie pochodzą ze starożytnej

polskiej rodziny Miętusów, którzy kiedyś, może za Jagiellonów, a może za

królów wybieralnych osiedli między Niemcami.

Dość było jednego kieliszka wina, ażeby Jan Mincel zaczął bić pięściami w stół

albo w plecy swoich sąsiadów i wrzeszczeć:

116

- Czuję w sobie starożytną polską krew!... Niemka nie mogłaby mnie urodzić!...

Mam zresztą dokumenta...

I bardzo zaufanym osobom pokazywał dwa stare dyplomy, z których jeden

odnosił się do jakiegoś Modzelewskiego, kupca w Warszawie za czasów

szwedzkich, a drugi do Milera, kościuszkowskiego porucznika. Jaki by przecież

istniał związek między tymi osobami a rodziną Minclów - nie wiem po dziś

dzień, choć objaśnienia niejednokrotnie słyszałem.

Nawet z powodu wesela Jana wybuchnął skandal między braćmi: Jan bowiem

zaopatrzył się na tę uroczystość w amarantowy kontusz, żółte buty i szablę,

podczas gdy Franc oświadczył, że nie pozwoli na taką maskaradę przy ślubie,

choćby miał podać skargę do policji. Usłyszawszy to Jan przysiągł, że zabije

denuncjanta, jeżeli go zobaczy, i do weselnej kolacji ubrał się w szaty swoich

przodków Miętusów. Franc zaś był i na ślubie, i na weselu, lecz choć nie gadał z

bratem, na śmierć zatańcowywał mu żonę i prawie do samobójstwa upił się jego

winem.

Nawet zgon Franca, który w roku 1856 zmarł na karbunkuł, nie obszedł się bez

awantury. W ciągu trzech ostatnich dni obaj bracia po dwa razy wyklęli się i

wydziedziczyli w sposób bardzo uroczysty. Mimo to Franc cały majątek zapisał

Janowi, a Jan przez kilka tygodni chorował z żalu po bracie i - połowę

odziedziczonej fortuny (około dwudziestu tysięcy złotych) przekazał jakimś

trzem sierotkom, którymi nadto opiekował się do końca życia.

Dziwna była to rodzina!

I otóż znowu zboczyłem od przedmiotu: miałem pisać o Wokulskim,a piszę o

Minclach. Gdybym nie czuł się tak rześkim, jak jestem, mógłbym posądzić się o

gadulstwo zapowiadające bliską starość.

Powiedziałem, że w postępowaniu Stasia Wokulskiego wielu rzeczy nie

rozumiem i za każdym razem mam ochotę zapytać: -na co to wszystko?...

Otóż kiedym wrócił do sklepu, prawie co wieczór zbieraliśmy się u Grossmutter

na górze: Jan i Franc Minclowie, a czasem i Małgosia Pfeifer. Małgosia z Janem

siadywali w okiennej framudze i trzymając się za ręce patrzyli w niebo; Franc

pił piwo z dużego kufla (który miał cynową klapę), staruszka robiła pończochę,

a ja - opowiadałem dzieje kilku lat spędzonych za granicą.

Najczęściej, rozumie się, była mowa o tęsknotach tułaczki, niewygodach

żołnierskiego życia albo o bitwach. W takiej chwili Franc wypijał podwójne

porcje piwa, Małgosia przytulała się do Jana (do mnie nikt się tak nie przytulał),

a Grossmuttergubiła oczka w pończosze. Gdym już skończył, Franc wzdychał,

szeroko rozsiadając się na kanapie, Małgosia całowała Jana, a Jan Małgosię,

staruszka zaś trzęsąc głową mówiła :

- Jesäs! Jesäs!... wie is das schrecklich... Aber sag mir, lieber Ignaz, wozu also

bist du denn nach Ungarn gegnngen?

- No, przecie Grossmutterrozumie, że chodził do Węgier na wojnę - wtrącił

niecierpliwie Jan.

Lecz staruszka ciągle kręcąc głową ze zdziwienia mruczała do siebie:

117

- Der Kaffe war ja immer gut und zu Mittag hat er sich doch immer

vollgegessen... Warum bat er denn das getan?...

- O! bo Grossmuttermyśli tylko o kawie i o obiedzie - oburzył się Jan.

Nawet kiedy opowiedziałem ostatnie chwile i straszną śmierć Katza, starowina

wprawdzie rozpłakała się, pierwszy raz od czasu, jak ją znałem; niemniej jednak

otarłszy łzy i wziąwszy się znowu do swej pończochy, szeptała:

- Merkwürdig! Der Kaffee war ja immer gut und zu Mittag hat er sich doch

immer vollgegessen... Warum hat er denn das getan?

Toż samo ja dziś nieomal co godzinę mówię o Stasiu Wokulskim. Miał po

śmierci żony spokojny kawałek chleba, więc po co pojechał do Bułgarii? Zdobył

tam taki majątek, że mógłby sklep zwinąć: po co zaś rozszerzył . go? Ma przy

nowym sklepie pyszne dochody, więc po co tworzy jeszcze jakąś spółkę?...

Po co wynajął dla siebie ogromne mieszkanie? Po co kupił powóz i konie? Po co

pnie się do arystokracji, a unika kupców, którzy mu tego darować nie mogą?

A w jakim celu zajmuje się furmanem Wysockim albo jego bratem, dróżnikiem

z kolei żelaznej? Po co kilku biednym czeladnikom założył warsztaty? Po co

opiekuje się nawet nierządnicą, która choć mieszka u magdalenek, mocno

szkodzi jego reputacji?...

A jaki on sprytny... Kiedy dowiedziałem się na giełdzie o zamachu Hödla,

wracam do sklepu i patrząc mu bystro w oczy mówię:

- Wiesz, Stasiu, jakiś Hödel strzelił do cesarza Wilhelma...

A on, jakby nigdy nic, odpowiada:

- Wariat.

- Ale temu wariatowi - ja mówię - zetną głowę.

- I słusznie - on odpowiada - nie będzie się mnożył ród wariacki.

Żeby mu przy tym drgnął choć jeden muskuł, nic. Skamieniałem wobec jego

zimnej krwi.

Kochany Stasiu, tyś sprytny, alem i ja nie w ciemię bity: wiem więcej, aniżeli

przypuszczasz, i to mi tylko bolesne, że nie masz do mnie zaufania. Bo rada

przyjaciela i starego żołnierza mogłaby cię uchronić od niejednego głupstwa,

jeżeli nie od plamy...

Ale co ja tu będę wypowiadać własne opinie; niech mówi za mnie bieg

wypadków.

W początkach maja wprowadziliśmy się do nowego sklepu, który obejmuje pięć

ogromnych salonów. W pierwszym pokoju, na lewo, mieszczą się same ruskie

tkaniny: perkale, kretony, jedwabie i aksamity. Drugi pokój zajęty jest w

połowie na te same tkaniny, a w połowie na drobiazgi do ubrania służące:

kapelusze, kołnierzyki, krawaty, parasolki. W salonie frontowym