Выбрать главу

wiercił czy też budował Alpy. Był jakiś kapitan, który w walce z dzikimi stracił

swoją kompanię, a sam okryty ranami ocalał dzięki miłości murzyńskiej

księżniczki. Był podróżnik, który podobno odkrył nową część świata, rozbił się

z okrętem na bezludnej wyspie i bodaj czy nie kosztował ludzkiego mięsa.

Bywali tam wreszcie sławni malarze, a nade wszystko natchnieni poeci, którzy

w sztambuchach hrabianek pisywali ładne wiersze, mogli kochać się bez nadziei

i uwieczniać wdzięki swoich okrutnych bogiń naprzód w gazetach, a następnie

w oddzielnych tomikach, drukowanych na welinowym papierze.

Cała ta ludność, między którą ostrożnie przesuwali się wygalonowani lokaje,

damy do towarzystwa, ubogie kuzynki i łaknący wyższych posad kuzyni, cała ta

ludność obchodziła wieczne święto.

32

Od południa składano sobie i oddawano wizyty i rewizyty albo zjeżdżano się w

magazynach. Ku wieczorowi bawiono się przed obiadem, w czasie obiadu i po

obiedzie. Potem jechano na koncert lub do teatru, ażeby tam zobaczyć inny

sztuczny świat, gdzie bohaterowie rzadko kiedy jedzą i pracują, ale za to wciąż

gadają sami do siebie- gdzie niewierność kobiet staje się źródłem wielkich

katastrof i gdzie kochanek, zabity przez męża w piątym akcie, na drugi dzień

zmartwychwstaje w pierwszym akcie, ażeby popełniać te same błędy i gadać do

siebie nie będąc słyszanym przez osoby obok stojące. Po wyjściu z teatru znowu

zbierano się w salonach, gdzie służba roznosiła zimne i gorące napoje, najęci

artyści śpiewali, młode mężatki słuchały opowiadań porąbanego kapitana o

murzyńskiej księżniczce, panny rozmawiały z poetami o powinowactwie dusz,

starsi panowie wykładali inżynierom swoje poglądy na inżynierią, a damy w

średnim wieku półsłówkami i spojrzeniami walczyły między sobą o podróżnika,

który jadł ludzkie mięso. Potem zasiadano do kolacji, gdzie usta jadły, żołądki

trawiły, a buciki rozmawiały o uczuciach lodowatych serc i marzeniach głów

niezawrotnych. A potem - rozjeżdżano się, ażeby w śnie rzeczywistym nabrać

sił do snu życia.

Poza tym czarodziejskim był jeszcze inny świat - zwyczajny.

O jego istnieniu wiedziała panna Izabela i nawet lubiła mu się przypatrywać z

okna karety, wagonu albo z własnego mieszkania. W takich ramach i z takiej

odległości wydawał on się jej malowniczym i nawet sympatycznym. Widywała

rolników powoli orzących ziemię - duże fury ciągnione przez chudą szkapę -

roznosicieli owoców i jarzyn - starca, który tłukł kamienie na szosie - posłańców

idących gdzieś z pośpiechem - ładne i natrętne kwiaciarki - rodzinę złożoną z

ojca, bardzo otyłej matki i czworga dzieci, parami trzymających się za ręce -

eleganta niższej sfery, który jechał dorożką i rozpierał się w sposób bardzo

zabawny - czasem pogrzeb. I mówiła sobie, że tamten świat, choć niższy, jest

ładny; jest nawet ładniejszy od obrazów rodzajowych, gdyż porusza się i

zmienia co chwilę.

I jeszcze wiedziała panna Izabela, że jak w oranżeriach rosną kwiaty, a w

winnicach winogrona, tak w tamtym, niższym świecie wyrastają rzeczy jej

potrzebne. Stamtąd pochodzi jej wierny Mikołaj i Anusia, tam robią rzeźbione

fotele, porcelanę, kryształy i firanki, tam rodzą się froterzy, tapicerowie,

ogrodnicy i panny szyjące suknie. Będąc raz w magazynie kazała zaprowadzić

się do szwalni i bardzo ciekawym wydał się jej widok kilkudziesięciu

pracownic, które krajały; fastrygowały i układały na formach fałdy ubrań. Była

pewna, że robi im to wielką przyjemność, ponieważ te panny, które brały jej

miarę albo przymierzały suknie, były zawsze uśmiechnięte i bardzo

zainteresowane tym, ażeby strój leżał na niej dobrze.

I jeszcze wiedziała panna Izabela, że na tamtym, zwyczajnym świecie trafiają

się ludzie nieszczęśliwi. Więc każdemu ubogiemu, o ile spotkał ją, kazała dawać

po kilka złotych ; raz spotkawszy mizerną matkę z bladym jak wosk dzieckiem

przy piersi oddała jej bransoletę, a brudne, żebrzące dzieci obdarzała cukierkami

33

i całowała z pobożnym uczuciem. Zdawało się jej, że w którymś z tych

biedaków, a może w każdym, jest utajony Chrystus, który zastąpił jej drogę,

ażeby dać okazję do spełnienia dobrego czynu.

W ogóle dla ludzi z niższego świata miała serce życzliwe. Przychodziły jej na

myśl słowa Pisma Świętego: „W pocie czoła pracować będziesz.” Widocznie

popełnili oni jakiś ciężki grzech, skoro skazano ich na pracę; ależ tacy jak ona

aniołowie nie mogli nie ubolewać nad ich losem. Tacy jak ona, dla której

największą pracą było dotknięcie elektrycznego dzwonka albo wydanie rozkazu.

Raz tylko niższy świat zrobił na niej potężne wrażenie.

Pewnego dnia, we Francji, zwiedzała fabrykę żelazną. Zjeżdżając z góry, w

okolicy pełnej lasów i łąk, pod szafirowym niebem zobaczyła otchłań

wypełnioną obłokami czarnych dymów i białych par i usłyszała głuchy łoskot,

zgrzyt i sapanie machin. Potem widziała piece, jak wieże średniowiecznych

zamków, dyszące płomieniami - potężne koła, które obracały się z szybkością

błyskawic - wielkie rusztowania, które same toczyły się po szynach - strumienie

rozpalonego do białości żelaza i półnagich robotników, jak spiżowe posągi, o

ponurych wejrzeniach. Ponad tym wszystkim - krwawa łuna, warczenie kół, jęki

miechów, grzmot młotów i niecierpliwe oddechy kotłów, a pod stopami dreszcz

wylęknionej ziemi.

Wtedy zdało się jej, że z wyżyn szczęśliwego Olimpu zstąpiła do beznadziejnej

otchłani Wulkana, gdzie cyklopowie kują pioruny mogące zdruzgotać sam

Olimp. Przyszły jej na myśl legendy o zbuntowanych olbrzymach, o końcu tego

pięknego świata, w którym przebywała, i pierwszy raz w życiu ją, boginię, przed

którą gięli się marszałkowie i senatorzy, zdjęła trwoga.

- To są straszni ludzie, papo... - szepnęła do ojca.

Ojciec milczał, tylko mocniej przycisnął jej ramię.

- Ale kobietom oni nic złego nie zrobią ?

- Tak, nawet oni - odpowiedział pan Tomasz.

W tej chwili pannę Izabelę ogarnął wstyd na myśl, że troszczyła się tylko o

kobiety. Więc szybko dodała:

- A jeżeli nam, to i wam nie zrobią nic złego...

Ale pan Tomasz uśmiechnął się i potrząsnął głową. W owym czasie dużo

mówiono o zbliżającym się końcu starego świata, a pan Tomasz głęboko

odczuwał to, z wielkimi trudnościami wydobywając pieniądze od swoich

pełnomocników.

Odwiedziny fabryki stanowiły ważną epokę w życiu panny Izabeli. Z religijną

czcią czytywała ona poezje swego dalekiego kuzyna, Zygmunta, i zdawało się

jej, że dziś znalazła ilustrację do Nieboskiej komedii. Odtąd często marzyła o

zmroku, że na górze kąpiącej się w słońcu, skąd zjeżdżał jej powóz do fabryki,

stoją Okopy Św. Trójcy, a w tej dolinie zasnutej dymami i parą było

obozowisko zbuntowanych demokratów, gotowych lada chwila ruszyć do

szturmu i zburzyć jej piękny świat.

34

Teraz dopiero zrozumiała, jak gorąco kocha tę swoją duchową ojczyznç, gdzie

kryształowe pająki zastępują słońce, dywany - ziemię, posągi i kolumny -

drzewa. Tę drugą ojczyznę, która ogarnia arystokrację wszystkich narodów,

wykwintność wszystkich czasów i najpiękniejsze zdobycze cywilizacji.

I to wszystko miałoby runąć, umrzeć albo rozpierzchnąć się!... Rycerska

młodzież, która śpiewa z takim uczuciem, tańczy z wdziękiem, pojedynkuje się

z uśmiechem albo skacze na środku jeziora w wodę za zgubionym kwiatkiem

?... Mają zginąć te ukochane przyjaciółki, które okrywały ją tyloma

pieszczotami albo siedząc u jej nóg opowiadały jej tyle drobnych tajemnic, albo

oddalone od niej pisywały takie długie, bardzo długie listy, w których tkliwe