Выбрать главу

uczucia mieszały się z nader wątpliwą ortografią ?

A ta dobra służba, która ze swymi panami postępuje tak, jakby zaprzysięgała im

dozgonną miłość, wierność i posłuszeństwo? A te modystki, które zawsze witają

ją z uśmiechem i tak pamiętają o najdrobniejszym szczególe jej tualety, tak

dokładnie wiedzą o jej triumfach ? A te piękne konie, którym jaskółka mogłaby

zazdrościć lotu, a te psy mądre i przywiązane jak ludzie, a te ogrody, gdzie ręka

ludzka powznosiła pagórki, wylewała strumienie, modelowała drzewa ?... I to

wszystko miałoby kiedyś zniknąć ?...

Od tych rozmyślań przybył pannie Izabeli na twarz nowy wyraz łagodnego

smutku, który ją robił jeszcze piękniejszą. Mówiono, że już zupełnie dojrzała.

Rozumiejąc, że wielki świat jest wyższym światem, panna Izabela dowiedziała

się powoli, że do tych wyżyn wzbić się można i stale na nich przebywać tylko za

pomocą dwóch skrzydeł : urodzenia i majątku. Urodzenie zaś i majątek są

przywiązane do pewnych wybranych familii, jak kwiat i owoc pomarańczy do

pomarańczowego drzewa. Bardzo też jest możliwym, że dobry Bóg widząc dwie

dusze z pięknymi nazwiskami, połączone węzłem sakramentu, pomnaża ich

dochody i zsyła im na wychowanie aniołka, który w dalszym ciągu podtrzymuje

sławę rodów swoimi cnotami, dobrym ułożeniem i pięknością. Stąd wynika

obowiązek oględnego zawierania małżeństw, na czym najlepiej znają się stare

damy i sędziwi panowie. Wszystko znaczy trafny dobór nazwisk i majątków.

Miłość bowiem, nie ta szalona, o jakiej marzą poeci, ale prawdziwie

chrześcijańska, zjawia się dopiero po sakramencie i najzupełniej wystarcza,

ażeby żona umiała pięknie prezentować się w domu, a mąż z powagą asystować

jej w świecie.

Tak było dawniej i było dobrze, według zgodnej opinii wszystkich matron. Dziś

zapomniano o tym i jest źle : mnożą się mezalianse i upadają wielkie rodziny.

„ I nie ma szczęścia w małżeństwach” - dodawała po cichu panna Izabela, której

młode mężatki opowiedziały niejeden sekret domowy.

Dzięki nawet tym opowiadaniom nabrała dużego wstrętu do małżeństwa i

lekkiej wzgardy dla mężczyzn.

Mąż w szlafroku, który ziewa przy żonie, całuje ją mając pełne usta dymu z

cygar, często odzywa się: „A dajże mi spokój” , albo po prostu : „Głupia

jesteś!...” - ten mąż, który robi hałasy w domu za nowy kapelusz, a za domem

35

wydaje pieniądze na ekwipaże dla aktorek - to wcale nieciekawe stworzenie : Co

najgorsze, że każdy z nich przed ślubem był gorącym wielbicielem, mizerniał

nie widząc długo swej pani, rumienił się, kiedy ją spotkał, a nawet niejeden

obiecywał zastrzelić się z miłości.

Toteż mając lat ośmnaście, panna Izabela tyranizowała mężczyzn chłodem.

Kiedy Wiktor Emanuel raz pocałował ją w rękę, uprosiła ojca, że tego samego

dnia wyjechali z Rzymu. W Paryżu oświadczył się jej pewien bogaty hrabia

francuski, odpowiedziała mu, że jest Polką i za cudzoziemca nie wyjdzie.

Podolskiego magnata odepchnęła zdaniem, że odda swoją rękę tylko temu, kogo

pokocha, a na co się jeszcze nie zanosi, a oświadczyny jakiegoś amerykańskiego

milionera zbyła wybuchem śmiechu.

Takie postępowanie na kilka lat wytworzyło dokoła panny pustkę. Podziwiano

ją i wielbiono, ale z daleka; nikt bowiem nie chciał narażać się na szyderczą

odmowę.

Po przejściu pierwszego niesmaku panna Izabela zrozumiała, że małżeństwo

trzeba przyjąć takim, jakie jest. Była już zdecydowana wyjść za mąż, pod tym

wszakże warunkiem, aby przyszły towarzysz - podobał się jej, miał piękne

nazwisko i odpowiedni majątek. Rzeczywiście, trafiali się jej ludzie piękni,

majętni i utytułowani; na nieszczęście jednak, żaden nie łączył w sobie

wszystkich trzech warunków, więc - znowu upłynęło kilka lat.

Nagle rozeszły się wieści o złym stanie interesów pana Tomasza i - z całego

legionu konkurentów - zostało pannie Izabeli tylko dwu poważnych : pewien

baron i pewien marszałek, bogaci, ale starzy.

Teraz spostrzegła panna Izabela, że w wielkim świecie usuwa jej się grunt pod

nogami, więc zdecydowała się obniżyć skalę wymagań. Ale że baron i

marszałek, pomimo swoich majątków budzili w niej niepokonaną odrazę, więc

odkładała stanowczą decyzję z dnia na dzień. Tymczasem pan Tomasz zerwał z

towarzystwem. Marszałek nie mogąc się doczekać odpowiedzi wyjechał na

wieś, strapiony baron za granicę i - panna Izabela pozostała kompletnie samą.

Wprawdzie wiedziała, że każdy z nich wróci na pierwsze zawołanie, ale -

którego tu wybrać ?... jak przytłumić wstręt ?... Nade wszystko zaś, czy podobna

robić z siebie taką ofiarę mając niejaką pewność, że kiedyś odzyska majątek, i

wiedząc, że wówczas znowu będzie mogła wybierać. Tym razem już wybierze,

poznawszy, jak ciężko jej żyć poza towarzystwem salonów...

Jedna rzecz w wysokim stopniu ułatwiała jej wyjście za mąż dla stanowiska.

Oto panna Izabela nigdy. nie była zakochaną. Przyczyniał się do tego jej

chłodny temperament, wiara, że małżeństwo obejdzie się bez poetycznych

dodatków, nareszcie miłość idealna, najdziwniejsza, o jakiej słyszano.

Raz zobaczyła w pewnej galerii rzeźb posąg Apollina, który na niej zrobił tak

silne wrażenie, że kupiła piękną jego kopię i ustawiła w swoim gabinecie.

Przypatrywała mu się całymi godzinami, myślała o nim i... kto wie, ile

pocałunków ogrzało ręce i nogi marmurowego bóstwa ?... I stał się cud:

pieszczony przez kochającą kobietę głaz ożył. A kiedy pewnej nocy zapłakana

36

usnęła, nieśmiertelny zstąpił ze swego piedestału i przyszedł do niej w

laurowym wieńcu na głowie, jaśniejący mistycznym blaskiem.

Siadł na krawędzi jej łóżka, długo patrzył na nią oczyma, z których przeglądała

wieczność, a potem objął ją w potężnym uścisku i pocałunkami białych ust

ocierał łzy i chłodził jej gorączkę.

Odtąd nawiedzał ją coraz częściej i omdlewającej w jego objęciach szeptał on,

bóg światła, tajemnice nieba i ziemi, jakich dotychczas nie wypowiedziano w

śmiertelnym języku. A przez miłość dla niej sprawił jeszcze większy cud, gdyż

w swym boskim obliczu kolejno ukazywał jej wypiększone rysy tych ludzi,

którzy kiedykolwiek zrobili na niej wrażenie.

Raz był podobnym do odmłodzonego jenerała-bohatera, który wygrał bitwę i z

wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych. Drugi raz

przypominał twarzą najsławniejszego tenora, któremu kobiety rzucały kwiaty

pod nogi, a mężczyźni wyprzęgali konie z powozu. Inny raz był wesołym i

pięknym księciem krwi jednego z najstarszych domów panujących ; inny raz

dzielnym strażakiem, który za wydobycie trzech osób z płomieni na piątym

piętrze dostał legię honorową ; inny raz był wielkim rysownikiem, który

przytłaczał świat bogactwem swojej fantazji, a inny raz weneckim gondolierem

albo cyrkowym atletą nadzwyczajnej urody i siły.

Każdy z tych ludzi przez pewien czas zaprzątał tajemne myśli panny Izabeli,

każdemu poświęcała najcichsze westchnienia rozumiejąc, że dla tych czy innych

powodów kochać go nie może, i - każdy z nich za sprawą bóstwa ukazywał się

w jego postaci, w półrzeczywistych marzeniach. A od tych widzeń oczy panny

Izabeli przybrały nowy wyraz- jakiegoś nadziemskiego zamyślenia. Niekiedy

spoglądały one gdzieś ponad ludzi i poza świat; a gdy jeszcze jej popielate

włosy na czole ułożyły się tak dziwnie, jakby je rozwiał tajemniczy podmuch,

patrzącym zdawało się, że widzą anioła albo świętą.

Przed rokiem w jednej z takich chwil zobaczył pannę Izabelę Wokulski. Odtąd

serce jego nie zaznało spokoju.

Prawie w tym samym czasie pan Tomasz zerwał z towarzystwem i na znak

swoich rewolucyjnych usposobień zapisał się do Resursy Kupieckiej. Tam z