także coś wart...”
Wtem przeszła obok niego jakaś szatynka z fiołkowymi oczyma i twarzą
dziecka, a Wokulski spostrzegł ze zdziwieniem, że i ta mu się podoba.
O kilkanaście kroków od swojego domu usłyszał wołanie:
- Hej!... hej!... Stachu!...
Wokulski odwrócił głowę i pod werandą cukierni zobaczył Szumana. Doktór
zostawił nie dokończoną porcję lodów, rzucił na stół srebrną czterdziestówkę i
wybiegł do niego.
- Idę do ciebie - mówił Szuman biorąc go pod rękę. - Wiesz co, że dawno już nie
miałeś tak byczej miny... Założę się, że wrócisz do spółki i porozpędzasz tych
parchów... Co za Fizjognomia... co za oko... Dziś dopiero poznaję dawnego
Stacha!...
Minęli bramę, schody i weszli do mieszkania.
- A ja w tej chwili myślałem, że grozi mi jakaś nowa choroba... rzekł Wokulski
ze śmiechem. - Chcesz cygaro?
- Dlaczego grozi?
595
- Wyobraź sobie, że może od godziny ogromne wrażenie robią na mnie
kobiety... Jestem przestraszony...
Szuman roześmiał się na cały głos.
- Pyszny jesteś... Zamiast wydać obiad na znak radości, to ten się boi... A cóż ty
myślisz, że wówczas byłeś zdrów, kiedyś wariował za jedną kobietą? Dziś jesteś
zdrów, kiedy ci się wszystkie podobają, i nie masz nic pilniejszego jak postarać
się o względy tej, która ci najlepiej przypadnie do gustu.
- Bah!... A gdyby to była wielka dama?...
- Tym lepiej... tym lepiej... Wielkie damy są daleko smaczniejsze od pokojówek.
Kobiecość ogromnie zyskuje na szyku i inteligencji, a nade wszystko na dumie.
Jakie czekają cię idealne rozmowy, jakie miny pełne godności... Ach, powiadam
ci, to ze trzy razy więcej warte...
Po twarzy Wokulskiego przeleciał cień.
- Oho! - zawołał Szuman - już widzę obok ciebie długie ucho tego patrona, na
którym Chrystus wjeżdżał do Jerozolimy. Czego się krzywisz?... Właśnie
umizgaj się tylko do wielkich dam, bo one mają ciekawość do demokracji.
W przedpokoju rozległ się dzwonek i wszedł Ochocki. Spojrzał na
zacietrzewionego doktora i zapytał:
- Przeszkadzam panom?
- Nie - odparł Szuman - możesz pan nawet być pomocny. Bo właśnie radzę w tej
chwili Stachowi, ażeby leczył się romansem, ale... nie idealnym. Z ideałami już
dosyć...
- A wie pan, że tego wykładu i ja gotów jestem posłuchać - rzekł Ochocki
zapalając podane cygaro.
- Awantura! - mruknął Wokulski.
- Żadna awantura - prawił Szuman. - Człowiek z twoim majątkiem może być
kompletnie szczęśliwy, do rozsądnego bowiem szczęścia potrzeba: co dzień
jadać inne potrawy i brać czystą bieliznę, a co kwartał zmieniać miejsce pobytu i
kochanki.
- Zabraknie kobiet - wtrącił Ochocki.
- Zostaw pan to kobietom, a już one postarają się, ażeby ich nie zabrakło -
odparł szyderczo doktór. - Przecież ta sama dieta stosuje się i do kobiet.
- Ta kwartalna dieta?.. - spytał Ochocki.
- Naturalnie. Dlaczegóż one mają być gorsze od nas?
- Nie ciekawa to jednak służba w dziesiątym lub dwudziestym kwartale.
- Przesąd!... przesąd!... - mówił Szuman. - Ani się pan spostrzeżesz, ani się
domyślisz, szczególniej, jeżeli cię zapewnią, że jesteś dopiero drugim lub
czwartym, i to tym prawdziwie kochanym, tym od dawna przeczuwanym...
- Nie byłeś u Rzeckiego? - spytał Szumana Wokulski.
- No, jemu już nie zapiszę recepty na miłość - odparł doktór.- Stary kapcanieje...
- Istotnie, źle wygląda - dorzucił Ochocki.
Rozmowa przeszła na stan zdrowia Rzeckiego, potem na politykę, w końcu
Szuman pożegnał ich.
596
- Bestia cynik!... - mruknął Ochocki.
- Nie lubi kobiet - dodał Wokulski - a w dodatku miewa gorzkie dnie i wtedy
wygaduje herezje.
- Czasami nie bez racji - rzekł Ochocki. - Ale też dobrze trafił ze swymi
poglądami... Bo akurat przed godziną miałem uroczystą rozmowę z ciotką, która
koniecznie namawia mnie, abym się ożenił, i dowodzi, że nic tak nie
uszlachetnia człowieka, jak miłość zacnej kobiety...
- On nie radził panu, tylko mnie.
- Ja też właśnie, gdym słuchał jego wywodów, myślałem o panu. Wyobrażam
sobie, jak byś pan wyglądał zmieniając co kwartał kochanki, gdyby kiedy stanęli
przed panem ci wszyscy ludzie, którzy dziś pracują na pańskie dochody, i
zapytali: „Czym się wywdzięczasz nam za nasze trudy, nędzę i krótsze życie,
którego część tobie oddajemy?... Czy pracą, czy radą, czy przykładem?...”
- Jacyż dziś ludzie pracują na moje dochody? - spytał Wokulski. - Wycofałem
się z interesów i zamieniam majątek na papiery.
- Jeżeli na listy zastawne ziemskie, to przecież kupony od nich płacą parobcy; a
jeżeli na jakieś akcje, to znowu ich dywidendy pokrywają robotnicy kolejowi,
cukrowniani, tkaccy, czy ja zresztą wiem jacy?..
Wokulski jeszcze bardziej spochmurniał.
- Proszę pana - rzekł - czy ja potrzebuję myśleć o tym?... Tysiące żyją z
procentów i nie troszczą się podobnymi pytaniami.
- Ale ba!- mruknął Ochocki. - Inni to nie pan... Ja mam wszystkiego półtora
tysiąca rubli rocznie, a jednak bardzo często przychodzi mi na myśl, że taka
suma stanowi utrzymanie trzech albo czterech ludzi i że jacyś faceci ustępują dla
mnie ze świata albo muszą ograniczać swoje, już i tak ograniczone potrzeby...
Wokulski przeszedł się po pokoju.
- Kiedy pan jedziesz za granicę? - nagle zapytał.
- I tego nie wiem - odparł kwaśno Ochocki. - Mój dłużnik nie zwróci mi
pieniędzy wcześniej jak za rok. Spłaci mnie dopiero nową pożyczką, a tej dziś
niełatwo zaciągnąć.
- Duży daje procent?
- Siódmy.
- A pewna to lokacja?
- Pierwszy numer po Towarzystwie Kredytowym.
- A gdybym ja panu dał gotówkę i wszedł w pańskie prawa, wyjechałbyś pan za
granicę?
- Jednej chwili!... - zawołał Ochocki zrywając się. - Cóż ja tu wysiedzę?...
Chyba z desperacji ożenię się bogato, a później będę robił tak, jak radzi Szuman.
Wokulski zamyślił się.
- Cóż by to było złego ożenić się? - rzekł półgłosem.
- Dajże mi pan spokój!... Ubogiej żony nie wykarmię, bogata wciągnęłaby mnie
w sybarytyzm, a każda byłaby grobem moich planów. Dla mnie trzeba jakiejś
597
dziwnej kobiety, która by razem ze mną pracowała w laboratorium; a gdzież
znajdę taką?...
Ochocki zdawał się być mocno rozstrojony i zabrał się do wyjścia.
- Więc, kochany panie - mówił żegnając się z nim Wokulski sprawę pańskiego
kapitału obgadamy. Ja gotów jestem spłacić pana.
- Jak pan chce... Nie proszę o to, ale byłbym bardzo wdzięczny.
- Kiedy pan wyjeżdżasz do Zasławka?
- Jutro, właśnie przyszedłem pożegnać pana.
- A więc interes gotów - zakończył ściskając go Wokulski.- W październiku
możesz pan mieć pieniądze.
Po.wyjściu Ochockiego Wokulski położył się spać. Doznał dziś tylu silnych i
sprzecznych wrażeń, że nie umiał ich uporządkować. Zdawało mu się, że od
chwili zerwania z panną Izabelą wchodził na jakąś straszną wysokość, otoczoną
przepaściami, i dopiero dziś dosięgnął jej szczytów, a nawet zeszedł na drugi
skłon, gdzie ujrzał jeszcze niewyraźne, lecz całkiem nowe horyzonty.
Jakiś czas snuły mu się przed oczyma roje kobiet, a między nimi najczęściej
pani Wąsowska; to znowu widział gromady parobków i robotników, którzy
zapytywali go, co im dal w zamian za swoje dochody.
Nareszcie twardo zasnął.
Obudził się o szóstej rano, a pierwszym wrażeniem było uczucie swobody i
rześkości.
Wprawdzie nie chciało mu się wstawać, lecz nie doznawał żadnego cierpienia i
nie myślał o pannie Izabeli. To jest myślał, ale mógł nie myśleć; w każdym razie
wspomnienie jej nie nurtowało go w sposób jak dotychczas bolesny.