Выбрать главу

zrobić parawan dla siebie i adoratorów... Czy pani domyśla się, jak musieli

drwić ze mnie ci ludzie, tak tanio obsypywani względami?... I czy pani czuje, co

to za piekło być tak śmiesznym jak ja, a zarazem tak nieszczęśliwym, tak

oceniać swój upadek i tak rozumieć, że jest niezasłużony?...

Pani Wąsowskiej drżały usta; z trudnością powstrzymywała się od łez.

- Czy to nie jest imaginacja? - wtrąciła.

- Eh, nie, pani... Skrzywdzona ludzka godność to nie imaginacja.

- A zatem?..

- Cóż być może? - odparł Wokulski. - Spostrzegłem się, odzyskałem siebie, a

dziś mam tę tylko satysfakcję, że triumf moich współzawodników, przynajmniej

co do mnie, nie był zupełny.

- I to jest nieodwołalne?...

- Proszę pani, rozumiem kobietę, która oddaje się z miłości albo sprzedaje się z

nędzy. Ale na zrozumienie tej duchowej prostytucji, którą prowadzi się bez

potrzeby, na zimno, przy zachowaniu pozorów cnoty, na to już brakuje mi

zmysłu.

- Więc są rzeczy, których się nie przebacza? - spytała cicho.

- Kto i komu ma przebaczać?... Pan Starski chyba nigdy nie obrazi się o takie

rzeczy, a może nawet będzie rekomendował swoich przyjaciół. O resztę zaś

można nie dbać mając liczne i tak dobrane towarzystwo.

- Jeszcze słówko - rzekła pani Wąsowska powstając. - Wolno wiedzieć, jakie

pan ma zamiary?...

- Gdybyżem ja sam wiedział!...

Podała mu rękę.

- Żegnam pana.

- Życzę pani szczęścia...

- O!... - westchnęła i szybko weszła do następnego pokoju.

„Zdaje mi się - myślał Wokulski schodząc ze schodów - że w tej chwili

załatwiłem dwa interesa... Kto wie, czy Szuman nie ma racji?.. „

Od pani Wąsowskiej pojechał do mieszkania Rzeckiego. Stary subiekt był

bardzo mizerny i ledwie podniósł się z fotelu. Wokulskiego głęboko poruszył

jego widok.

- Czy ty się gniewasz, stary, że tak dawno nie byłem u ciebie?- rzekł ściskając

go za rękę.

Rzecki smutnie pokiwał głową.

- Alboż ja nie wiem, co się z tobą dzieje?... - odparł. - Bieda... bieda na

świecie!... Coraz gorzej...

Wokulski usiadł zamyślony, Rzecki począł mówić:

- Widzisz, Stachu, ja już miarkuję, że mi czas iść do Katza i do moich

piechurów, co tam gdzieś wyszczerzają na mnie zęby, żem maruder... Wiem, że

604

cokolwiek postanowisz ze sobą, będzie mądre i dobre, ale... Czy nie byłoby

praktycznie, gdybyś się ożenił ze Stawską?... Przecież to jakby twoja ofiara...

Wokulski schwycił się za głowę.

- Boże miłosierny! - zawołał - a kiedyż ja się wyplączę z tych babskich

stosunków?... Jedna pochlebia sobie, że ja stałem się jej ofiarą, druga jest moją

ofiarą, trzecia chciała zostać moją ofiarą, a jeszcze znalazłby się z dziesiątek

takich, z których każda przyjęłaby mnie i mój majątek w ofierze... Zabawny

kraj, gdzie baby trzymają pierwsze skrzypce i gdzie nie ma żadnych innych

interesów, tylko szczęśliwa albo nieszczęśliwa miłość!

- No, no, no... - odparł Rzecki - ja cię przecież za kark nie ciągnę!... Tylko,

widzisz, mówił mi Szuman, że tobie na gwałt potrzeba romansu...

- Iii.. nie!... Mnie bardziej potrzeba zmiany klimatu i to lekarstwo już sobie

zapisałem.

- Wyjeżdżasz?

- Najdalej pojutrze do Moskwy, a potem... gdzie Bóg przeznaczy...

- Masz co na myśli? - spytał tajemniczo Rzecki.

Wokulski zastanowił się.

- jeszcze nic nie wiem; waham się, jakbym siedział na dziesięciopiętrowej

huśtawce. Czasami zdaje mi się, że coś zrobię dla świata...

- Oj, to... to...

- Ale chwilami ogarnia mnie taka desperacja, że chciałbym, ażeby mnie ziemia

pochłonęła i wszystko, czegom tylko dotknął.

- To nierozsądne... nierozsądne... - wtrącił Rzecki.

- Wiem... Toteż nie dziwiłbym się ani temu, gdybym kiedy narobił hałasu, ani

temu, gdybym skończył wszelkie rachunki ze światem...

Siedzieli obaj do późnego wieczora.

W kilka dni rozeszła się wieść, że Wokulski gdzieś wyjechał nagle i może na

zawsze.

Wszystkie jego ruchomości, począwszy od sprzętów, skończywszy na powozie i

koniach, nabył hurtem Szlangbaum za dosyć niską cenę.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY:

PAMIĘTNIK STAREGO SUBIEKTA

„Od kilku miesięcy utrzymuje się pogłoska, że w dniu 26 czerwca bieżącego

roku zginął w Afryce książę Ludwik Napoleon, syn cesarza. I to jeszcze zginął

w bitwie z dzikim narodem, o którym nie wiadomo, ani gdzie mieszka, ani jak

się nazywa ; bo przecie Zulusami nie może nazywać się żaden naród.

Tak wszyscy mówią. Nawet miała tam pojechać cesarzowa Eugenia i przywieźć

zwłoki syna do Anglii. Czy tak jest w rzeczy samej, nie wiem, bo już od lipca

nie czytuję gazet i nie lubię rozmawiać o polityce.

605

Głupia jest polityka! Dawniej nie było telegramów i artykułów wstępnych, a

przecie świat posuwał się naprzód i każdy człowiek rozsądny mógł zorientować

się w sytuacji politycznej. Dziś zaś są telegramy, artykuły wstępne i ostatnie

wiadomości, ale wszystko służy do bałamucenia w głowach.

Gorzej nawet, niż bałamucą, bo odejmują serca ludziom. I gdyby nie Kenig albo

poczciwy Sulicki, to człowiek przestałby wierzyć w sprawiedliwość boską.

Takie się dziś rzeczy wypisują w gazetach!...

Co zaś do księcia Ludwika Napoleona, to mógł on zginąć, ale może się też i

ukrył gdzie przed ajentami Gambetty. Ja tam do pogłosek nie przywiązuję wagi.

Klejna wciąż nie ma, a Lisiecki przeniósł się do Astrachania nad Wołgę. Na

odjezdne powiedział mi, że tu niedługo zostaną tylko Żydzi, a reszta zżydzieje.

Lisiecki zawsze był gorączka.

Moje zdrowie jakoś nietęgie. Męczę się tak łatwo, że już bez laski nie wychodzę

na ulicę. W ogóle nic mi nie jest, tylko czasem napada mnie dziwny ból w

ramionach i duszność. Ale to przejdzie, a nie przejdzie - to wszystko mi jedno.

Tak się jakoś zmienia świat na złe, że niedługo nie będę mógł z nikim gadać i w

nic wierzyć.

W końcu lipca Henryk Szlangbaum wyprawiał urodziny jako właściciel sklepu i

naczelnik naszej spółki. A choć i w połowie nie wystąpił tak jak Stach w roku

zeszłym, jednakże zbiegli się wszyscy przyjaciele i nieprzyjaciele Wokulskiego

i pili zdrowie Szlangbauma... aż okna się trzęsły.

Oj, ludzie, ludzie!... za pełnym talerzem i butelką wleźliby do kanału, a za

rublem to już nawet nie wiem gdzie.

Fiu! Fiu!... Pokazano mi dzisiaj kurierek, w którym pani baronowa Krzeszowska

nazywa się jedną z najzacniejszych i najlitościwszych naszych niewiast za to, że

dała dwieście rubli na jakiś przytułek. Widocznie zapomniano o jej procesie z

panią Stawską i awanturach z lokatorami.

Czyby mąż tak babę ujeździł?...

Przeciw Żydom ciągle rosną kwasy. Nie brak nawet pogłosek o tym, że Żydzi

chwytają chrześcijańskie dzieci i zabijają na mace.

Kiedy słyszę takie historie, dalibóg, że przecieram oczy i zapytuję samego

siebie: czy ja teraz majaczę w gorączce, czyli też cała moja młodość była

snem?..

Ale najbardziej gniewa mnie uciecha doktora Szumana z tego fermentu.

- Dobrze tak parchom!... - mówi. - Niech im zrobią awanturę, niech ich nauczą

rozumu. To genialna rasa, ale takie szelmy, że nie ujeździsz ich bez bata i

ostrogi...

- Mój doktorze - odpowiedziałem, bo już mi zbrakło cierpliwości - jeżeli Żydzi

są takie gałgany, jak pan mówisz, to im nawet i ostrogi nie pomogą.

- Może ich nie poprawią, ale napędzą im nową porcję rozumu i nauczą silniej

trzymać się za ręce - odparł. - A gdyby Żydzi byli solidarniejsi... no!...

Dziwny człowiek z tego doktora. Uczciwy to on jest, a nade wszystko rozumny;

ale jego uczciwość nie wypływa z uczucia, tylko - albo ja wiem? - może z