jesteśmy u ciebie...
W ciągu tego wyjaśnienia pan Szprot ustawił na stole trzy kufle i odkorkował
trzy butelki.
- No, tylko spojrzyj, panie Ignacy - mówił radca podnosząc napełniony kufel. -
Kolor starego miodu, piana jak śmietana, a smak szesnastoletniej dziewczyny.
Skosztujże... Co to za smak i co to za posmak?... Gdybyś zamknął oczy,
przysiągłbyś, że to jest A l e... O! uważasz?... Ja powiadam, że przed takim
piwem należałoby płukać usta. Powiedzże sam: piłeś kiedy coś podobnego?...
Rzecki wypił pół kufla.
609
- Dobre - rzekł. - Skądże jednak przyszło radcy do głowy, że Wokulski
zbankrutował?
- Bo nikt w mieście nie mówi inaczej. Przecież człowiek, który ma pieniądze,
sens w głowie i nikogo nie zarwał, nie ucieka z miasta Bóg wie gdzie...
- Wokulski wyjechał do Moskwy.
- Tere, fere!... Tak wam powiedział, ażeby zmylić ślady. Ale sam się złapał,
skoro wyrzekł się nawet swoich pieniędzy...
- Czego się wyrzekł?... - spytał już rozgniewany pan Ignacy.
- Tych pieniędzy, które ma w banku, a nade wszystko u Szlangbauma... Przecież
to razem wyniesie ze dwakroć sto tysięcy rubli... Kto więc taką sumę zostawia
bez dyspozycji, po prostu rzuca ją w błoto, ten jest albo wariat, albo...
zmajstrował coś takiego, że już nie czeka na wypłatę... W całym mieście rozlega
się tylko jeden głos oburzenia przeciw temu... temu... że go nie nazwę
właściwym imieniem...
- Radco, zapominasz się!... - zawołał Rzecki.
- Rozum tracisz, panie Ignacy, ujmując się za takim człowiekiem - odparł
gwałtownie radca. - Bo tylko pomyśl. Pojechał po majątek, gdzie?... na wojnę
turecką... Na wojnę turecką!... czy rozumiesz doniosłość tych słów?... Tam
zrobił majątek, ale w jaki sposób?... Jakim sposobem można w pół roku zrobić
pół miliona rubli?..
- Bo obracał dziesięcioma milionami rubli - odparł Rzecki - więc nawet zrobił
mniej, niżby mógł...
- Ale czyje to były miliony?
- Suzina... kupca... jego przyjaciela...
- Otóż to!... Ale mniejsza; przypuśćmy, że w tym razie nie zrobił żadnego
świństwa... Co to jednakże za interesa prowadził on w Paryżu, a później w
Moskwie, na czym również grubo zarobił?... A godziło się to zabijać krajowy
przemysł, ażeby dać osiemnaście procent dywidendy kilku arystokratom dla
wkręcenia się pomiędzy nich?... A pięknie to sprzedawać całą spółkę Żydom i
nareszcie uciekać zostawiając setki ludzi w nędzy lub w niepewności?... To tak
robi dobry obywatel i człowiek uczciwy?... No, pijże, panie Ignacy!... - zawołał
trącając jego kufel swoim. - Nasze kawalerskie!... Panie Szprot, pokaż, co
umiesz... nie kompromituj się przy chorym...
- Hola!... - odezwał się doktór Szuman, który od kilku chwil stał na progu nie
zdejmując kapelusza z głowy. - Hola!... A cóż to wy, moi panowie, jesteście
ajentami domu pogrzebowego, że mi w taki sposób urządzacie pacjenta?...
Kazimierz! - zawołał na służącego wyrzuć mi te butelki do sieni... A panów
proszę, ażebyście pożegnali chorego... Szpital, choćby na jedną osobę, nie jest
knajpą... To pan tak wykonywasz moje zlecenia?.. - zwrócił się do Rzeckiego.-
To pan mając wadę serca będziesz mi urządzał pijatyki?... Może jeszcze
zaprosicie sobie dziewczęta?... Dobrej nocy panom... - rzekł do radcy i Szprota -
a na drugi raz nie otwierajcie mi tu piwiarni, bo was zaskarżę o zabójstwo...
610
Panowie radca Węgrowicz i ajent Szprot wynieśli się tak szybko, że gdyby nic
gęsty dym ich cygar, można by myśleć, że nikogo nie było w pokoju.
- Otwórz okno!... - mówił doktór do służącego. - Oj, to! To!... dodał patrząc
ironicznie na Rzeckiego. - Twarz w płomieniach, oczy szkliste, pulsa biją tak, że
słychać na ulicy...
- Słyszałeś pan, co on mówił o Stachu?.. - spytał Rzecki.
- Ma rację - odparł Szuman. - Całe miasto mówi to samo, chociaż myli się
tytułując Wokulskiego bankrutem, bo on jest tylko półgłówkiem z tego typu,
który ja nazywam polskimi romantykami.
Rzecki patrzył na niego prawie wylękniony.
- Nie patrz pan tak na mnie - ciągnął spokojnym głosem Szuman - raczej
zastanów się, czy nie mam racji. Wszakże ten człowiek ani razu w życiu nie
działał przytomnie... Kiedy był subiektem, myślał o wynalazkach i o
uniwersytecie; kiedy wszedł do uniwersytetu, zaczął bawić się polityką. Później,
zamiast robić pieniądze, został uczonym i wrócił tu tak goły, że gdyby nie
Minclowa, umarłby z głodu... Nareszcie zaczął robić majątek, ale - nie jako
kupiec, tylko jako wielbiciel panny, która od wielu lat ma ustaloną reputację
kokietki. Nie koniec na tym, już bowiem mając w ręku i pannę, i majątek, rzucił
oboje, a dzisiaj - co robi i gdzie jest?... Powiedz pan, jeżeliś mądry?...
Półgłówek, skończony półgłówek! - mówił Szuman machając ręką. - Czystej
krwi polski romantyk, co to wiecznie szuka czegoś poza rzeczywistością...
- Czy doktór powtórzy to Wokulskiemu, gdy wróci?... - spytał Rzecki.
- Sto razy mu tak mówiłem, a jeżeli teraz nie powiem, to tylko dlatego, że nie
wróci...
- Co nie ma wrócić szepnął Rzecki blednąc.
- Nie wróci, bo albo sobie gdzieś łeb rozbije, jeżeli odzyska rozsądek, albo
weźmie się do jakiejś nowej utopii. Choćby do wynalazków tego mitycznego
Geista, który także musi być patentowanym wariatem.
- A doktór nie uganiałeś się nigdy za utopiami?
- Tak, ale robiłem to odurzywszy się w waszej atmosferze. Opatrzyłem się
jednak w porę i ta okoliczność pozwala mi stawiać jak najdokładniejsze
diagnozy podobnych chorób... No, zdejmij pan szlafrok, zobaczymy, jakie
skutki wywołał wieczór spędzony w wesołym towarzystwie...
Zbadał Rzeckiego, kazał mu natychmiast iść do łóżka, a na przyszłość nie robić
ze swego mieszkania szynkowni.
- Pan to także jesteś okazem romantyka; tyle tylko, żeś miał mniej sposobności
do robienia głupstw - zakończył doktór.
Po czym wyszedł zostawiając Rzeckiego w bardzo ponurym nastroju.
„Już tam twoje gadanie więcej mi zaszkodzi aniżeli piwo” - pomyślał Rzecki, a
po chwili dodał półgłosem:
„Mógłby jednakże Stach choć słówko napisać... Bo licho wie, jakie domysły
snują się człowiekowi po głowie!...”
611
Przykuty do łóżka pan Ignacy nudził się piekielnie. Więc dla zabicia czasu
odczytywał, po raz nie wiadomo który, historię konsulatu i cesarstwa albo -
rozmyślał o Wokulskim.
Oba te jednak zajęcia, zamiast uspakajać, drażniły go... Historia przypominała
mu cudowne dzieje jednego z największych triumfatorów, na którego dynastii
Rzecki opierał wiarę w przyszłość świata, a która to dynastia w jego oczach
padła pod oszczepem zulusa. Rozmyślania zaś o Wokulskim prowadziły go do
wniosku, że ukochany przyjaciel, a tak niezwykły człowiek, co najmniej
znajdował się na drodze do jakiegoś moralnego bankructwa.
„Tyle chciał zrobić, tyle mógł zrobić i nic nie zrobił!... - powtarzał pan Ignacy
ze smutkiem w sercu. - Gdybyż choć napisał, gdzie jest i jakie ma zamiary...
Gdyby chociaż dał znać, że żyje!...”
Od pewnego bowiem czasu trapiły pana Rzeckiego niejasne, ale złowrogie
przeczucia. Przychodził mu na myśl jego sen, kiedy po przedstawieniu Rossiego
marzyło mu się, że Wokulski skoczył za panną Izabelą z wieży ratuszowej. To
znowu przypominał sobie dziwne, a nic dobrego nie zapowiadające zdania
Stacha: „Chciałbym zginąć sam i zniszczyć wszelkie ślady mego istnienia!”
Jak łatwo podobne życzenie może się spełnić u człowieka, który mówił tylko to,
co czuł, i umiał wykonywać to, co mówił!...
Codziennie odwiedzający go doktór Szuman wcale nie dodawał mu otuchy i już
prawie znudził go powtarzaniem jednej i tej samej zwrotki: