Coś się poruszyło w jej duszy, coś boleśnie silnego, co przypominało płacz. Cóż za wspaniała twarz! Ten kontakt między Irsą i młodym człowiekiem, skąd się to brało? Niewiele z tego wszystkiego pojmowała, ale wiedziała przecież, że tak bywa. Znała kogoś, kto kochał oblicze Dawida wyrzeźbionego przez Michała Anioła i jeździł do Florencji po to tylko, by je znowu obejrzeć. Rodzona matka Irsy była jak opętana obrazem Gainsborougha „Blue Boy”. To, co Irsa odczuwała w tej chwili, nie miało jednak nic wspólnego z zakochaniem, fotografia przedstawiała przecież raczej dziecko niż mężczyznę. Gdyby już starać się bliżej zdefiniować tego rodzaju uczucie, to raczej byłaby to miłość do czegoś skończenie pięknego, a poza tym siostrzana troska wobec młodszego braciszka.
Dostrzegała w tej twarzy pewien niewielki defekt, małą bliznę na skroni, która przecinała lewą brew, ale nie szpeciła chłopca.
Po dłuższej chwili Irsa ocknęła się z zauroczenia.
Musi się o nim dowiedzieć czegoś więcej! Musi zobaczyć zawartość koperty! Nie wolno jej tego robić, koperta została zaklejona i zalakowana. Fotografia prawdopodobnie nadeszła później, w przeciwnym razie również byłaby schowana. Tego dnia Irsa pracowała źle. Myśli jej nieustannie krążyły wokół fotografii i wiele razy musiała otwierać szufladę, w której przechowywano objęte tajemnicą materiały, żeby raz jeszcze spojrzeć na zdjęcie. I zawsze ogarniało ją to niezrozumiałe uczucie szczęścia, że istnieje coś równie pięknego.
„Człowiek z lasów Grotte”?
W końcu przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Nie chciała łamać przyrzeczenia, że nigdy nie będzie zaglądać do tajnych materiałów. Nie chciała też wyraźnie okazywać zainteresowania konkretną sprawą. Ale musiała trochę oszukać. Niewinne kłamstwo, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. No, powiedzmy, średnio niewinne.
Pod koniec dnia poszła do swojej szefowej, która zleciła jej tę akurat pracę.
– Spójrz na tę kopertę, znalazłam ją na podłodze pod szafą. Gdzie mam ją umieścić? A może to już nieaktualne?
Szefowa, młoda, przystojna i z pewnością wrażliwa na męską urodę, wzięła kopertę i przyglądała się fotografii. Irsa dostrzegła napięcie w jej twarzy, ale oczekiwana reakcja w rodzaju: „Cóż za piękny chłopiec!”, nie nadeszła.
– „Człowiek z lasów Grotte?” Musiałaś to upuścić. Koperta należy do tajnych materiałów, które dzisiaj segregowałaś. To jedna z naszych najświeższych spraw, sprzed zaledwie dwóch dni, albo i to nie.
– Szpiegostwo?
– Tego nie wiemy. Jeden z tych tajemniczych przypadków śmierci, które się w Norwegii zdarzyły w ciągu ostatnich lat. Wiesz, podobnie jak kobieta z Isdalen i różni samotni mężczyźni, przeważnie cudzoziemcy, którzy przyjeżdżają do nas, by umrzeć gdzieś na pustkowiach, najczęściej na Zachodnim Wybrzeżu. Kompletnie niepojęte!
Irsa poczuła, że dzień jest ponury i pozbawiony sensu.
– Więc ty myślisz, że on nie żyje?
– Najwyraźniej. Ale ja się nie zajmuję tą sprawą i nie znam żadnych szczegółów.
Irsa wpatrywała się w fotografię z głębokim smutkiem.
– Szkoda, taka ładna twarz! Wygląda, że był to wyjątkowo sympatyczny chłopiec.
Szefowa pochyliła się i zaglądała Irsie przez ramię.
– No, niezły, wygląda sympatycznie, moim zdaniem chyba trochę za mało męski. Ale żeby ładny? Mamy widocznie różne gusty.
Rzeczywiście, chyba tak. Irsa widziała męża swojej szefowej. Zadbany człowiek interesu o twardym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, blond włosy mocno już przerzedzone na skroniach i skutki zbyt wielu smacznych obiadów uwidaczniające się w talii. Nie taki marzyciel jak ten, chłopiec z lasów Grotte.
Umarł? Umarł w samotności na pustkowiach daleko od własnego kraju?
Chociaż Irsa wiedziała o jego istnieniu zaledwie od kilku godzin, odczuwała głęboki smutek i, naturalnie, dużo bardziej przyziemne rozczarowanie.
Tym razem Irsa zrobiła coś, na co nigdy przedtem sobie nie pozwoliła i nie zamierzała nigdy więcej czegoś podobnego powtarzać: zabrała kopertę do domu. Takie postępowanie było najsurowiej zabronione, stanowiło poważne przestępstwo, sprzeniewierzenie się zaufaniu, jakie okazało jej biuro. Ale, jako się rzekło, Irsa była wprost opętana twarzą nieznajomego. Umarły czy nie, musiała wiedzieć o nim więcej!
Jakby chciała się dodatkowo dręczyć, czekała aż do kolacji, a potem wykonała jeszcze wszystkie wieczorne czynności w swoim małym mieszkanku, zanim w końcu drżącymi palcami ujęła kopertę, odkleiła i wyjęła zawartość nie naruszając pieczęci.
Wyrzuty sumienia tłumiła powtarzając sobie, że przecież nie obchodzi ją sama afera, tylko los tego chłopca.
Zawartość koperty była raczej skromna. Zwięzły reportażyk, który nie został opublikowany, i kilka dodatkowych informacji, to wszystko.
W lasach na wschód od jeziora Grotte w Norwegii znaleziono samochód z rejestracją sztokholmską. Stał on tam jakiś tydzień, ale właściciel się nie pokazał. A ponieważ w pobliżu nie było zabudowań ani domków letniskowych, uznano ten fakt za alarmujący.
Jednocześnie kilkoro pieszych turystów, którzy zabłądzili w nieznanym terenie i poszli zbyt daleko na wschód, w stronę granicy szwedzkiej, dokonało makabrycznego odkrycia.
Na dnie skalnej rozpadliny zobaczyli siedzącego człowieka. Z narażeniem własnego życia zeszli w dół po stromej ścianie, nazywanej Kruczym Żlebem, i stwierdzili, że człowiek jest martwy. Prawdopodobnie zsunął się po skale, a ponieważ został potwornie zmasakrowany, twarz była po prostu nie do rozpoznania. Przy zmarłym nie znaleziono żadnych dokumentów ani nic takiego, co pomogłoby zidentyfikować zwłoki, nic oprócz tej fotografii, którą zresztą znaleziono później podczas dodatkowych oględzin miejsca. Wyglądało to tak, jakby chciał zdjęcie ukryć pod kamieniem, zanim usiadł pod skałą i skonał. Rentgenowskie badanie zdjęcia wykazało, że na odwrocie znajdował się kiedyś podpis „Rustan Carr”.
Irsa odwróciła zdjęcie. Teraz dostrzegała, że istotnie papier nosi ślady tego, iż przez jakiś czas leżał w ziemi. Ale nazwisko…? Niczego nie zobaczyła. Chociaż może… pod tą plamą z ziemi? Czyż to nie słaby ślad wytartego napisu ołówkiem? Trudno powiedzieć. Chyba naprawdę tylko aparat rentgenowski mógłby tu pomóc.
Rustan Carr. Zagraniczna policja?
Rustan to nie jest norweskie imię. Ale czyż nie widziała dopiero co gdzieś tego właśnie imienia? A obok coś, co rzeczywiście mogło wyglądać jak Carr.
Ty był neon? A może przydrożny szyld…?
Porzuciła rozmyślania i wróciła do artykułu.
Zmarły miał ciemne włosy, podobnie jak człowiek na zdjęciu. Wiek mniej więcej osiemnaście lat. Według wszelkiego prawdopodobieństwa znaleziono właśnie Rustana Carra.
Samochód był tak samo kompletnie wyczyszczony z wszelkich rzeczy, które mogłyby pomóc w identyfikacji. Policja zdołała co prawda ustalić, że został wypożyczony w pewnej sztokholmskiej firmie zajmującej się wynajmem aut. Tam powiedziano im też, że jakiś bardzo młody, ciemnowłosy mężczyzna wypożyczył go przed kilkoma dniami. Podał nazwisko Hans Lauritsson, lekko kaleczył język, a może był to ślad dialektu, zostawił adres sztokholmskiego hotelu, w którym jednak nie mieszkał.