Urzędniczka z firmy samochodowej nie potrafiła powiedzieć, czy to ten sam człowiek, którego przedstawia fotografia, ale nie uważała tego za niemożliwe.
Policja przeprowadziła też poszukiwania Rustana Carra. Nie był Norwegiem. Sprawdzono bowiem tych niewielu Norwegów, którzy noszą nazwisko Carr. Nie był też Szwedem, chociaż imię Rustan nie jest tam całkiem nie znane. Niewielki procent Szwedów takie właśnie imię nosi, natomiast nazwisko Carr występuje w różnych krajach, poszukiwania trwają.
I na koniec podpis pod zdjęciem „Szpiegostwo? Por. z innymi podobnymi przypadkami. Japończycy i inni”.
To wszystko.
Rustan Carr…?
Irsa gdzieś widziała to nazwisko. Nie tak dawno temu.
Jakiś neon. W małym mieście…
W małym mieście? To by oznaczało podróż. A dokąd to ona ostatnio podróżowała?
Jesienią odbyła wycieczkę po Sørlandet. Nie, to nie wtedy. To było dawniej, zeszłego lata?
Finlandia?
Tak… Irsa skupiła się na tym wspomnieniu. Tak, to mogła być Finlandia. A skoro Rustan to imię szwedzkie, policja zaś nie znalazła go w Szwecji, to może on jest Finem? Szwedzkojęzycznym!
Przez cały czas dręczył ją jakiś nieokreślony niepokój. Coś z tym imieniem było nie tak, coś, co mówiło jej, że jest na fałszywym tropie, ale nie umiała określić, co. Nieustannie roztrząsała w myślach swoją podróż do Finlandii.
Chociaż, oczywiście, fińska policja też musiała być poinformowana, więc bez trudu odnajdzie ten ślad. Ale co tam policja, Irsa zdobyła trop i postanowiła nim podążać.
W myślach oglądała znowu miasteczka, przez które przejeżdżała, kiedy obie z matką podróżowały wzdłuż wybrzeża, a także dalej w głębi kraju.
Nagle uświadomiła sobie, gdzie widziała to nazwisko. To w tym miasteczku, gdzie nocowały w bardzo drogim hotelu. Pamiętała, że leżała w łóżku i patrzyła na fasadę domu po przeciwnej stronie ulicy, gdzie wśród innych szyldów mienił się zielonkawo nieduży neon.
Otóż to! Tu jest błąd! To nie Rustan Carr… To było inaczej! Carp? Nie, Garp!
„Rustan Garp. Elektronika”.
Znakomicie, nie ma co! Posunęła się bardzo daleko. Chociaż w to nie można przecież wierzyć. Miała jedną szansę na milion, że trafi w sedno. Czyż naprawdę jest taka głupia? Irsa westchnęła. Wszystko znowu stało się mroczne i tragiczne.
Wkrótce jednak rozczarowanie ustąpiło, znowu ogarnął ją zapał. Policyjny aparat rentgenowski odczytał tylko słaby ślad wytartego ołówka. Czy to nie w tej chwili powstał błąd? A jeśli rzeczywiście początkowo było tam Garp, a nie Carr? Bardzo prawdopodobne.
To oczywiste szaleństwo, Irsa postanowiła jednak odszukać chłopca o smutnych oczach. Nawet jeśli on naprawdę nie żyje, chciała wiedzieć o nim więcej, kim był, skąd pochodził i po co przyjechał na norweskie pogranicze, dlaczego zatarł wszystkie ślady, a potem prawdopodobnie popełnił samobójstwo, jak wielu innych w taki sam sposób czyniło.
Spojrzała na zegarek Poczta musiała być jeszcze czynna.
Najpierw starannie zakleiła kopertę i włożyła ją do torebki, by jutro rano jak najszybciej odłożyć ją na miejsce. W dwadzieścia minut później zamykała za sobą ciężkie drzwi centrali telefonicznej. Tam poprosiła o książkę telefoniczną Finlandii i zaczęła szukać miasteczka, które odwiedziła ubiegłego lata.
Siedząc na wypolerowanej starej drewnianej ławie odnalazła nazwisko Garp.
O, jest! „Rustan Garp S.A, artykuły elektroniczne”. Wewnętrzne telefony firmy zajmowały w książce kilka linijek. Przesuwając palcem Irsa szukała wśród telefonów prywatnych. Tutaj nie było nazwiska Rustan Garp. Natomiast Edna Garp-Howard, pani Garp znaczy, a dyrektor nazywał się Michael Howard. Wszystko się, niestety, zaczynało rozpływać.
No ale trudno, skoro powiedziało się A, należy też powiedzieć B. Zapisała więc prywatny numer pani Edny Garp-Howard i zamówiła rozmowę. Zanim zdążyła się zastanowić, co ma powiedzieć, już stała w ciasnej kabinie, pełnej dziwnych dławiących zapachów, i słyszała jakiś kobiecy głos z Finlandii.
Co robić? To kara za niewybaczalną impulsywność!
– Czy mogłabym mówić z Rustanem Garpem? – wyjąkała, zapominając o telefonicznej etykiecie, która wymaga, żeby się najpierw przedstawić.
Po tamtej stronie zaległa cisza.
– Z Rustanem Garpem? – rozległy się niepewne słowa. – Ma pani na myśli…?
– Juniora – rzekła Irsa stanowczo, bo domyślała się, że założyciel firmy chyba już nie żyje.
Głos o śpiewnym fińskim akcencie odezwał się ponownie:
– Rustana nie ma w domu. Wyjechał do Szwecji. A z kim mówię?
– Nazywam się Anna Karlsen – powiedziała Irsa. – Jestem jego przyjaciółką.
– Norweska przyjaciółka Rustana? – zapytał głos sceptycznie. – Rustan nie ma żadnych przyjaciółek w Norwegii.
– Spotkaliśmy się przypadkiem – tłumaczyła Irsa, czując, że pogrąża się coraz bardziej. – Czy ja mówię z mamą Rustana?
– Nie. Ja jestem tutaj gospodynią. Wszyscy wyjechali.
Sprawa się komplikowała. Irsa nie mogła odpytywać dłużej tej kobiety, powinna rozmawiać z kim innym. Dlatego bez ceregieli zaczęła znowu:
– Właściwie to ja nie z samym Rustanem chciałam rozmawiać. Chodzi mi o nazwisko jego przyjaciela. Mam mu coś posłać, a zgubiłam kartkę z jego nazwiskiem i adresem. Może pani mogłaby mi pomóc?
– Przyjaciel Rustana? – rzekła tamta podejrzliwie. – O ile mi wiadomo, to on nie ma żadnych przyjaciół. To mógłby najwyżej być…
– Tak, tak… – Irsa niecierpliwiła się.
– Doktor Halonen. Viljo Halonen. On jest zawsze taki miły dla Rustana. Ale żeby mieli gdzieś razem wyjeżdżać…? A, co tam, to nie moja sprawa. Czy pani ma na myśli silnie zbudowanego blondyna, studenta medycyny?
– Tak, właśnie – improwizowała Irsa z zapałem. – Tak, on rzeczywiście miał na imię Viljo.
Irsa dostała adres i zapisała go.
– Dziękuję bardzo, to już nie będziemy niepokoić Rustana – powiedziała słodkim głosem. – Ale… Ja ich poznałam tylko przelotnie, więc, żeby się upewnić, że mówimy o tym samym człowieku… Rustan Garp ma bliznę na skroni, prawda? Sięga ona aż do brwi?
– Tak, to się zgadza.
Irsa wprost nie miała odwagi oddychać. Trafiła właściwie!
– Czy on długo zostanie w Szwecji?
– Tylko tyle, ile wymaga operacja.
– Operacja?
– Oczywiście! Rustan jest niewidomy, nie wiedziała pani o tym?
Irsa oniemiała. Te oczy, które patrzyły wprost na nią! A ona sobie wyobrażała… Ech!
– Tak, tak, naturalnie, że wiedziałam. Proszę go pozdrowić ode mnie bardzo serdecznie – zakończyła cicho.
Niewidomy mężczyzna! W jaki sposób ktoś niewidomy mógłby dotrzeć w lasy nad jeziorem Grotte? W całej tej sprawie musi być coś bardziej ponurego, niż początkowo sądziła.
Ale bez wątpienia trafiła na ślad chłopca z fotografii.
Sprawa jest niemal zbyt fantastyczna, żeby mogła być prawdziwa. To tak, jakby szukać igły w największym stogu siana w Europie i znaleźć ją przy pierwszej próbie.
No, ale co powinna zrobić teraz? Nie mogła przecież pójść na policję i powiedzieć, że szukają nie tego, co trzeba, bo człowiek nazywa się Garp, nie zaś Carr. W takim razie bowiem musiałaby się przyznać do otwarcia tajnej koperty. Nie mogła też powiedzieć, że zna tego człowieka z widzenia. Jej szefowa wiedziała już, że nie zna…
Nie, Irsa musi działać sama. Pytanie tylko, jak?
E, tam, dlaczego nie machnąć na wszystko ręką? Facet przecież nie żyje!
Ale Irsa nie mogła machnąć ręką. Teraz już nie musiała patrzeć na zdjęcie, żeby wiedzieć, jak wygląda jego twarz. Na samą myśl o niej, o tych smutnych oczach które, niestety, niczego nie widzą, przepełniło ją ponownie to niezwykłe ciepło, to uczucie wspólnoty, pewność, że oni rozumieliby się nawzajem bardzo dobrze, gdyby tylko dane im było się spotkać, żyć razem. Czy w takim razie nie była mu winna tego, by wyjaśnić, co doprowadziło do tragicznej śmierci w obcym kraju? Całe jego życie musiało być głęboko tragiczne. Żadnych przyjaciół?