Bruce specjalizował się w sprawach cywilnych, szczególnie w sporach zbiorowych. Wolał mieć do czynienia z instytucjami, natomiast Pilar – z ludźmi. Dzięki temu świetnie się uzupełniali, konsultowali się w cięższych przypadkach albo powoływali do pomocy aplikantów. Tak właśnie Pilar zawsze wyobrażała sobie pracę dobrego zespołu adwokackiego. Zachowując niezależność, miała zawsze możliwość wyboru spraw, którymi chciała się za jąć, a ponadto lubiła kolegów, z którymi pracowała. Do kręgu przyjaciół zaliczała także współpracowników Brucea z ławy sędziowskiej, choć czasami narzekała, że obraca się tylko wśród prawników. Nie wyobrażała sobie jednak innego stylu życia.
Jadąc na umówione spotkanie z Nancy, nie mogła pojąć, jak jej pasierbica znosi życie bez pracy. Od zamążpójścia nie pracowała, choć Pilar uważała, że powinna. Brad jednak nie chciał się wtrącać w życie prywatne swoich dzieci, a Pilar nie zamierzała robić mu na złość. Ale nie zawsze potrafiła ukryć, że dla niej praca stanowiła jeden z podstawowych priorytetów, podczas gdy Nancy wyznawała zupełnie inny system wartości.
Do restauracji „Paradise” zajechała z dziesięciominutowym opóźnieniem. Nancy czekała już na nią. Miała na sobie ciemną, trykotową sukienkę, kozaczki i czerwony płaszczyk. Długie blond włosy sczesała do tyłu i związała aksamitną wstążką. Jak zawsze wyglądała uroczo.
– Cześć, kochanie! Wyglądasz zachwycająco! – przywitała ją Pilar, opadając na krzesło. Natychmiast złożyła zamówienie, aby więcej czasu poświęcić Nancy, bo miała niejasne przeczucie, że coś ją gryzie. Nie chciała jednak okazywać nadmiernej ciekawości wolała poczekać, co wyniknie w czasie lunchu- Nie spodziewała się jednak usłyszeć tego, z czym Nancy czekała aż do deseru. Zamówiła tort czekoladowy z bitą śmietanką, polany czekoladowym sosem, co kompletnie zaskoczyło Pilar, choć świadczyło, że Nancy jest przynajmniej zdrowa i cieszy się dobrym apetytem.
– Mam ci coś do powiedzenia… – zagaiła Nancy z szerokim uśmiechem, pakując do ust kolejne kęsy ciasta z kremem.
– Ja tobie też. Jeśli będziesz częściej jadła takie desery, do świąt zabraknie ci podziałki na wadze – przestrzegła ją Pilar żartobliwie, choć z pewnym niepokojem.
Nancy wciąż nazbyt często zachowywała się jak mała dziewczynka. Teraz też spoglądała na macochę z szelmowskim uśmiechem psotnego dzieciaka, pochłaniając olbrzymie kawały tortu.
– Tak czy inaczej będę gruba – rzuciła ze złością, podczas gdy Pilar popijała kawę.
– Ach, tak! Może nawet wiesz dlaczego? Pewnie przez nadmiar słodyczy i wysiadywanie przed telewizorem. Mało razy ci mówiłam, żebyś rozejrzała się za jakąś pracą? Wiem, wiem, to nie mój interes, ale gdybyś zajęła się czymkolwiek, choćby działalnością charytatywną, to przynajmniej ruszyłabyś się z domu!
– Będę miała dziecko! – przerwała jej Nancy, uśmiechając się triumfalnie, jakby właśnie rozwiązała trudną zagadkę.
– Jesteś w ciąży? – Pilar zrobiła wielkie oczy, bo taka ewentualność w ogóle nie przyszła jej do głowy. Wciąż uważała pasierbicę za dziecko. Prawda jednak była taka, że Nancy miała już dwadzieścia sześć lat, tyle samo, co Pilar, kiedy poznała Bradforda, choć od tego czasu minęło prawie pół życia. Sama się potem dziwiła, dlaczego tak trudno jej było przyjąć do wiadomości ciążę Nancy.
– Już w trzecim miesiącu, termin mam wyznaczony na czerwiec! – poinformowała ją pasierbica. – Nie chcieliśmy ci nic mówić, dopóki nie upewniliśmy się, że wszystko jest w porządku.
– No, toś mnie zastrzeliła! – Pilar nigdy dotychczas nie interesowała się zbytnio dziećmi… no, może do dzisiejszego przed południa. – Cieszysz się, kochanie?
A może się nie cieszy, tylko boi? Pilar nie miała pojęcia, co czuje kobieta, która spodziewa się dziecka. Nie umiała ani nawet nie chciała sobie tego wyobrazić.
– Jeszcze jak, a Tommy wprost odchodzi od zmysłów! – Mąż Nancy miał dwadzieścia osiem lat i dobrą pracę w firmie IBM. Spełniał więc wszelkie warunki, aby być dobrym ojcem, ale Pilar i Brad wciąż traktowali ich jak dzieci. Nawet Todd, młodszy brat Nancy, sprawiał wrażenie dojrzalszego. – To naprawdę wspaniałe uczucie. Na początku trochę mnie mdliło, ale teraz czuję się świetnie.
Wylizała do czysta talerzyk po torcie, więc Pilar żartobliwie ją podpuściła:
– Może chcesz jeszcze?
– Pewnie! – przytaknęła całkiem serio.
– No wiesz? Ani mi się waż! Zanim urodzisz to dziecko, będziesz ważyła tonę!
– Nie mogę się już doczekać! – Nancy się roześmiała, więc Pilar pochyliła się, aby ją ucałować.
– Chwała Bogu, kochanie. Cieszę się za was oboje. Tatuś na pewno będzie zachwycony, to przecież jego pierwszy wnuk.
– Postanowiliśmy, że specjalnie wpadniemy do was w weekend, żeby mu to powiedzieć. Proszę cię, na razie nic nie mów, dobrze?
– Pewnie, że nie popsuję wam niespodzianki – obiecała Pilar, ale zaskoczyło ją, że ta sama dziewczyna, która początkowo od nosiła się do niej z taką niechęcią, właśnie jej jako pierwszej po wierzyła swoją tajemnicę. Po wyjściu z restauracji podążyły każda w swoją stronę. Pilar wróciła jeszcze do biura. Śmiać jej się chciało, znajomi pewnie pomyślą, że ona i Brad zamiast własnych dzieci sprawili sobie wnuczka! W końcu jednak zapomniała o niespodziance Nancy i zajęła się pracą.
Ten dzień dłużył się w nieskończoność, więc Pilar odetchnęła z ulgą, kiedy Brad przyjechał po nią i zaproponował kolację na mieście. Ucieszyła się, że nie będzie już dziś musiała gotować. Zjedli kolację w małej, cichej restauracyjce „U Louiego”, a Brad tryskał doskonałym humorem.
– Cóż ci się takiego przydarzyło? – spytała. Sama dopiero zaczynała się relaksować po ciężkim dniu, wypełnionym pretensjami klientów i nieznanymi dotąd uczuciami. Ciągle bowiem myślała o rozmowie z Nancy.
– Uporałem się z najdłuższą sprawą w historii sądownictwa! – pochwalił się Brad. – Tak mi teraz lekko na duszy, że mógłbym tańczyć!
Sprawa, nad którą ostatnio pracował, ciągnęła się już od dwóch miesięcy i zdążyła mu porządnie zaleźć za skórę.
– I na czym stanęło?
– Sąd uniewinnił oskarżonego i uważam, że dobrze zrobił.
– No, to facet na pewno się cieszy. – Przypomniała sobie własne przeprawy z czasów, kiedy występowała jako obrońca z urzędu.
– Ja też się cieszę – rzekł Brad z uśmiechem. – Przynajmniej sobie odpocznę. A tobie jak minął dzień? Pewnie też ciągnął się jak makaron?
– Mało tego, że się ciągnął, to jeszcze był jakiś dziwny. Miałam interesantów, którzy wplątali się w aferę z matką zastępczą. Facet zdurniał do tego stopnia, że zapłacił jakiejś małolacie, że by urodziła jego dziecko. Owszem, urodziła dziewczynkę, tylko że potem nie chciała oddać, a jemu groziło oskarżenie o gwałt z uwagi na jej wiek. Wprawdzie ten zarzut umorzono, ale sąd nie zezwolił mu nawet widywać małej. I wiesz, ci ludzie zachowywali się jakoś dziwnie. Z wielkim zapamiętaniem walczą o to dziecko i chociaż ani razu go nie widzieli, nadali dziewczynce imię Jeanne-Marie! Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wiele można dla nich zrobić. Mogą najwyżej uzyskać prawo do widywania dziecka, nic więcej, chyba żeby ta młoda matka je zaniedbywała. Myślałam o nich przez cały dzień, ale trudno mi sobie wyobrazić, co tacy ludzie mogą czuć. Tak rozpaczliwie pragną dziecka, że nie cofają się przed niczym. Zrobił głupstwo, że zwrócił się w takiej sprawie do małolaty.