Mówiła to jednak bez przekonania, bo podskórnie czuła jakiś dziwny niepokój, jakby zaczynał ją pobolewać ząb.
– A nie szkoda ci tego, Pilar? – drążyła Nancy. – Nie obawiasz się, że kiedyś możesz żałować, że nie zdecydowałaś się na dziecko? Dobrze wiesz, że wcale nie jest jeszcze za późno. Wiem o dwóch kobietach starszych od ciebie, które z powodzeniem urodziły.
– Ciekawe, o jakich? Jedna to biblijna Sara, a kim jest ta druga?
Roześmiała się, ale Nancy z uporem wmawiała jej, że wcale nie jest za stara, aby mieć dzieci. No cóż, dość dawno dokonała wyboru i nie żałowała tego. Owszem, przyznaje, że ostatnio raz czy drugi myślała o tym, szczególnie odkąd dowiedziała się o ciąży Nancy. Nie oznacza to jednak, aby miała się zachwiać w swoich postanowieniach, choćby nie wiadomo jak rozczulał ją brzuszek Nancy. Może z wiekiem robiła się bardziej uczuciowa, ale nie wynikało z tego, że pragnęła dziecka. Tak sobie przynajmniej wmawiała, kiedy sprzątała ze stołu.
– Nie przypuszczam, aby kiedyś miało mi być przykro z tego powodu – oświadczyła. – Pewnie, że miło byłoby kochać i być kochaną, mieć do kogo otworzyć buzię, kiedy za trzydzieści lat będę siedzieć w bujanym fotelu na werandzie, ale mam przecież was, i to mi wystarczy. Nie żałuję w moim życiu niczego. Zawsze robiłam to, co chciałam, tak jak chciałam i wtedy, kiedy chciałam. Czy można żądać więcej?
Najgorsze, że od razu odezwał się w niej głos wewnętrzny, który sugerował, że chyba jednak można… Przez całe życie była taka pewna siebie i przekonana o słuszności swego postępowania, a teraz… Czy wciąż taka była?
– Nawet za trzydzieści lat nie wyobrażam sobie ciebie w bujanym fotelu! Tatusia zresztą też nie – przekonywała z uporem Nancy, chociaż jej ojciec miałby wtedy dziewięćdziesiąt dwa lata. – Może jednak powinnaś to jeszcze przemyśleć?
Najwyraźniej uważała posiadanie dziecka za coś tak nadzwyczajnego, że każdy powinien tego spróbować.
– Teraz jestem już za stara, aby o tym myśleć – powiedziała Filar tak stanowczo, jakby chciała przekonać samą siebie. – Mam czterdzieści trzy lata, więc bardziej się nadaję na babcię twojego dziecka.
Co ciekawe, dopiero co wypowiedziane słowa zasmuciły ją, a także zaniepokoiły. Wynikało z nich bowiem, że najpierw była młoda, a potem zrobiła się od razu stara, jakby gdzieś zgubiła stadium pośrednie.
– Nie rozumiem, na jakiej podstawie tak myślisz. Czterdzieści trzy lata to żaden wiek. Wiele kobiet ma dzieci po czterdziestce.
– Zgadzam się, ale równie wiele nie ma, a ja wolę należeć do tej drugiej grupy, choćby z przyzwyczajenia! – podsumowała Pilar, wychodząc do kuchni, aby zaparzyć kawę, jeśli nie dla Nancy, to przynajmniej dla siebie. Rozmawiały tak przez dłuższy czas, a potem Nancy się pożegnała, bo miała jeszcze sprawy do załatwienia na mieście. Wieczorem wybierała się na kolację w gronie przyjaciół i widać było, jak radośnie przeżywa swoją ciążę. Nawet podczas rozmowy głaskała brzuch, jakby nawiązywała kontakt z dzieckiem, a raz czy dwa Pilar zauważyła, jak różowa koszula Nancy podskoczyła wskutek gwałtownych ruchów płodu. Przyszła matka roześmiała się, anonsując z dumą, że dzidziuś jest bardzo ruchliwy.
Po jej wyjściu Pilar zaczęła nerwowo przechadzać się po domu. Pozmywała naczynia i przysiadła na chwilę przy biurku. Przyniosła z pracy kilka teczek z aktami, ale nie mogła się na nich skupić. Jej myśli krążyły bowiem wokół pytań, które zadała jej Nancy. Na przykład, czy nie będzie jej kiedyś przykro, że nie ma dzieci? Czy na starość nie będzie tego żałować? A kiedy, uchowaj Boże, Bradford umrze, co jej zostanie oprócz wspomnień i dzieci innej kobiety? To, oczywiście, śmieszne, bo przecież nie po to ma się dzieci, żeby się ich kurczowo trzymać. Chociaż właściwie po co ludzie mają dzieci? A dlaczego do tej pory nie chciała ich mieć?
Pytanie to coraz bardziej ją dręczyło, bo pociągało za sobą następne. Jeśli do tej pory nie chciała, to dlaczego miałaby je mieć teraz? Po tylu latach? Może tylko zazdrościła Nancy, albo przedłużyć sobie młodość. Czy takie myśli oznaczały początek końca, czy raczej początek początku? Na żadne z tych pytań nie mogła znaleźć odpowiedzi.
Po długiej walce wewnętrznej zdecydowała się odłożyć teczki z aktami i zadzwonić do Mariny. Wybierając numer, czuła się jak ostatnia idiotka, ale wiedziała, że musi z kimś porozmawiać. Po lunchu z Nancy nie mogła się jakoś pozbierać.
– Słucham? – Marina odebrała telefon tak oficjalnym tonem, że wzbudziło to uśmiech na twarzy Pilar.
– Cześć, to tylko ja. Gdzie się podziewałaś, że tak długo nie podnosiłaś słuchawki?
Przez chwilę obawiała się, że nie zastała koleżanki w domu, ale odetchnęła z ulgą, gdy na drugim końcu drutu usłyszała jej głos.
– Och, przepraszam. Przycinałam właśnie róże na grządkach.
– A czy mogłabym wyciągnąć cię na spacer po plaży? Marina się zawahała, ale tylko przez chwilę. Bardzo lubiła pracować w ogródku, ale wiedziała, że Pilar bez powodu nie wyciągałaby jej na spacer. Najwyraźniej musiała mieć poważne problemy.
– Czy coś się stało?
– Nic takiego, tylko, widzisz, musiałam sobie ostatnio trochę przemeblować w głowie. Niby jest tam to samo, co przedtem, tylko gdzie indziej stoi.
Zabrzmiało to trochę dziwnie, ale Pilar po prostu nie mogła dobrać właściwych określeń.
– Nie szkodzi, bylebym tylko miała gdzie usiąść! – zażartowała Marina w tym samym duchu, zrzucając na stolik rękawiczki używane do prac ogrodniczych. – Czy chcesz, żebym po ciebie przyjechała?
– O, tak! – ucieszyła się Pilar. Marina zawsze emanowała ciepłem i życzliwością. Jej liczni bracia i siostry dzwonili do niej nawet w środku nocy ze swymi problemami, licząc na jej bystrość i wyrozumiałość. Zawsze też gotowa była wysłuchać Pilar lub pomóc jej podjąć decyzję. Zwykle Pilar dyskutowała o wszystkim z Bradem, ale to, co ją teraz gnębiło, mogła zrozumieć tylko inna kobieta, choć zapewne Marina powie jej, że ma nierówno pod sufitem.
Nie minęło nawet pół godziny, jak Marina zabrała ją do swego samochodu i wolno skierowała się w stronę oceanu. Od czasu do czasu rzucała okiem na Pilar, która pozornie wyglądała normalnie, ale widać było, że coś ją gryzie.
– No więc, co ci chodzi po głowie? – zapytała w końcu, za trzymując samochód. – Mamy rozmawiać o pracy, rozrywkach czy o ich braku?
Przy każdym kolejnym punkcie tej wyliczanki Pilar z uśmiechem kręciła przecząco głową. Gdy wysiadły z samochodu, Marina zaryzykowała następne pytanie:
– Pokłóciliście się z Bradem?
– Nie, nic z tych rzeczy – uspokoiła ją Pilar. Z Bradem żyli nadzwyczaj zgodnie i żałowała tylko tego, że nie wyszła za niego wcześniej. Szły już po piasku, kiedy nabrała powietrza w płuca i wreszcie wyrzuciła z siebie: – Zabawne, ale chodzi o Nancy.
– Po tylu latach znowu z czymś wyskoczyła? – Marina spoglądała na nią z zaskoczeniem. – Wydawało mi się, że przez ostatnie dziesięć lat zachowywała się przyzwoicie. Bardzo mnie zawiodła.
– Ależ skąd, nie w tym rzecz! – Pilar się roześmiała. – Ona jest w porządku, ale za kilka tygodni będzie miała dziecko i nie potrafi już myśleć o niczym innym.