Выбрать главу

– Chciałabym tak lekko do tego podchodzić jak ty! – westchnęła z zazdrością. Podziwiała jego rozsądek i zrównoważenie.

– Idę o zakład, że gdybyś choć trochę się wyluzowała, to na pewno by się udało! – Strzelił z palców, co Diana skwitowała śmiechem, biorąc go pod ramię.

– Spróbuję – obiecała.

Klienci w sali restauracyjnej odprowadzali wzrokiem młodą parę, zanim kelner wskazał im przytulny stolik w narożniku. Za mówili wino i gawędzili o błahych sprawach, dopóki Andy nie złożył zamówienia. Dianie wreszcie poprawił się humor po rozmowie z Samantą.

Na przystawkę zjedli jajecznicę z kawiorem i szczypiorkiem, podaną w połówkach skorupek. Danie główne stanowił homar podlewany szampanem. Po deserze Diana poszła do toalety. Przyczesała włosy, poprawiła makijaż i patrząc na siebie w lustrze, uznała, że do twarzy jej w sukience przywiezionej z Anglii. Jednak gdy zamknęła się w kabinie, znalazła jednoznaczny do wód na to, że upojna noc w Monte Carlo nie wydała owoców – plamę świeżej krwi. Zabrakło jej tchu, kabina zdawała się wirować przed oczami. Opanowała się siłą woli, ale myjąc ręce nad zlewem, czuła kompletną pustkę w środku.

Postanowiła nie mówić nic Andyemu, ale zdradził ją wyraz oczu. Andy znał już na pamięć terminy jej cyklu, więc z góry wiedział, że ten weekend przyniesie odpowiedź, czy wycieczka do Europy zakończyła się sukcesem. Dlatego wystarczyło, że na nią spojrzał, a od razu odgadł.

– Przykra niespodzianka? – spytał ostrożnie, bo znał jej reakcje, ale Diana była tak przybita, że nie zwracała uwagi na jego uczucia. Nie zdawała sobie sprawy, że sytuacja jest przygnębiająca także i dla niego, bo powoli zaczynał wątpić również w swoje możliwości.

– Nawet bardzo przykra! – rzuciła, patrząc w inną stronę. Z jej punktu widzenia cała wycieczka do Europy okazała się czasem zmarnowanym, zresztą w tej chwili całe życie uważała za zmarnowane.

– Nic się nie stało, kochanie. Będziemy próbować dalej. – Andy usiłował ją pocieszyć, ale ona w myśli dopowiedziała:

„…i dalej bez skutku”. Zaczęła już wątpić w sens dalszych prób. I kto to mówił, że niepotrzebnie się zadręcza?

– Muszę pójść do specjalisty! – oświadczyła ponuro, kiedy kelner przyniósł kawę. Wieczór i tak miała popsuty. Dziecko stało się głównym celem jej życia, przy którym zarówno praca, jak i grono przyjaciół, a chwilami nawet mąż, przestawali znaczyć cokolwiek. Wprawdzie zarzekała się, że pragnienie dziecka nie przesłania jej całego świata, ale oboje wiedzieli, że to nie prawda.

– Może porozmawiamy o tym kiedy indziej? – zaproponował delikatnie Andy. – Przecież nie ma pośpiechu. Niektórzy twierdzą, że dopiero po dwóch latach należy zasięgać porady u specjalistów.

Diana jednak była bliska płaczu i nie dawała sobie nic wyperswadować. W dodatku czuła znienawidzone bóle miesiączkowe, co dodatkowo wzmagało jej drażliwość, choć i bez tego zrobiła się nerwowa.

– Nie chcę czekać tak długo!

– Wobec tego poczekajmy jeszcze dwa miesiące. Przez ten czas zorientujesz się, ile jest wart ten łapiduch.

– Już wiem. Jack mówi, że to jeden z najlepszych specjalistów w kraju.

– Ach, więc wtajemniczasz Jacka w nasze kłopoty? Ciekawe, co mu powiedziałaś. Że mi nie staje, czy że w dzieciństwie przechodziłem świnkę?

Był zły na nią, bo jego zdaniem nadmiernie rozdmuchiwała całą sprawę. A jeszcze, na domiar złego, psuła wspólny wieczór w rocznicę ich ślubu!

– Musisz brać wszystko do siebie? Powiedziałam mu tylko, że mam problemy, a tego specjalistę polecił mi mój ginekolog. A o ciebie wcale nie pytał, nie denerwuj się.

Próbowała załagodzić sytuację, ale Andy na serio się rozzłościł. Tym bardziej że w duchu wyrzucał sobie, iż ją zawiódł.

– A niby dlaczego nie mam się denerwować, jeśli co miesiąc urządzasz mi taką scenę? Za każdym razem, gdy masz okres, rozpaczasz, jakby od tego się umierało i wpatrujesz się we mnie z takim wyrzutem, że znowu cię nie zapyliłem, jakby to była moja wina! Zresztą może to i moja wina, ale może nie, tylko ty masz już fioła na tym punkcie! Jeśli to ma coś pomóc, idź nawet do dziesięciu specjalistów, a jeśli będę musiał, to też pójdę z tobą.

– Co to ma znaczyć: „jeśli będę musiał”? – Poczuła się urażona jego słowami, a zresztą i tak mieli zepsuty wieczór. – Chyba to nie jest tylko mój problem, dotyczy nas obojga?

– Owszem, ale dzięki tobie. Swoją histerią i obsesją na punkcie ciąży wykańczasz nas oboje. Nawet gdyby twoje siostry za chodziły co chwilę w ciążę, a ty nie, to co z tego? Czy dlatego nie możemy choć trochę pożyć jak normalni ludzie?

Diana z płaczem opuszczała restaurację, a przez całą drogę nie odezwała się ani słowem. W domu zamknęła się w łazience i długo stamtąd nie wychodziła. Płakała nad dzieckiem, którego nie była w stanie począć i nad zmarnowanym wieczorem w rocznicę ślubu. Zastanawiała się też, że może Andy ma rację, a ona niepotrzebnie histeryzuje. Może istotnie chciała tylko rywalizować z Gayle i Samantą?

Kiedy w końcu wyszła z łazienki, ubrana w nocną koszulę z różowego atłasu, kupioną w Paryżu – Andy czekał na nią w łóżku.

– Przepraszam cię, kochanie – odezwał się cicho. – Nie powinienem był tego wszystkiego mówić. To pewnie przez to, że i ja się rozczarowałem.

Otoczył ją ramionami i przyciągnął do siebie. Zobaczył wtedy, że płacze.

– To nieważne, kochanie, czy będziemy mieli dzieci, czy nie – uspokajał ją. – Dla mnie tylko ty się liczysz, bo cię kocham.

Bardzo chciała go zapewnić, że i ona czuje to samo, ale nie by łaby to cała prawda. Owszem, kochała go, ale równie silnie pragnęła dziecka i wiedziała, że dopóki nie zaspokoi tej potrzeby – w ich małżeństwie pozostanie pewien niedosyt.

– Kocham cię, Di! – szepnął Andy i przytulił ją mocno do siebie.

– Ja cię też kocham, ale czuję się tak, jakbym cię zawiodła.

– Gówno prawda! – palnął, na co musiała się uśmiechnąć. – Nikogo nie zawiodłaś, a jak dobrze pójdzie, to jeszcze urodzisz bliźniaki i twoje siostry pękną z zazdrości!

– Kocham cię! – Jeszcze raz uśmiechnęła się do niego, bo zrobiło się jej lżej na sercu. Było jej tylko przykro, że popsuła tak miły wieczór.

– Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu!

– Wszystkiego najlepszego, kochanie! – wyszeptała. Andy zgasił światło i długo jeszcze trzymał ją w objęciach. Zastanawiał się tylko, co by było, gdyby się okazało, że nie mogą mieć dzieci.

Bradford i Pilar spędzili wieczór swojej rocznicy ślubu w domu. Wybierali się wprawdzie do restauracji „El Encanto”, ale przed samym wyjściem odebrali telefon od Tommyego informujący, że Nancy zaczęła rodzić. Zamienili też kilka słów z Nancy, a Pilar zapewniła ją, że będą czekać w domu na wiadomości. Brad nie był tym bynajmniej zachwycony.

– Po coś jej obiecywała? – miał pretensję do Pilar, kiedy odłożyła słuchawkę. – To może trwać wiele godzin. Nie zdziwiłbym się, gdyby dzieciak urodził się dopiero jutro rano.

– Spokojnie, kochanie. To przecież nasz pierwszy wnuk. Na kolację możemy pójść jutro, a dziś powinniśmy być w pogotowiu, gdy nasze dzieci nas potrzebują.

– Kiedy Nancy rodzi pierwsze dziecko, najmniej potrzebuje ojca. – Po prostu wydaje mi się, że powinniśmy być pod ręką na wypadek, gdyby coś poszło nie tak jak trzeba.

– Dobrze, już dobrze, zostaniemy! – Rozluźnił krawat i popatrzył na nią z poczuciem winy. W gruncie rzeczy był jej wdzięczny, że tak dba o jego dzieci i cieszył się, że z biegiem czasu także one to doceniły.