Выбрать главу

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Czwartego lipca Nancy i Tommy przyszli do Brada i Pilar pochwalić się dzidziusiem- Pilar ze zdumieniem zauważyła jak rodzicielstwo odmieniło młodych – spoważnieli i stali się bardziej odpowiedzialni. Dla niej i Brada było to też nowe przeżycie. Brad czule przemawiał do wnuczka i nosił go na rękach, a i Pilar stwierdziła, że trzymanie maleństwa to uczucie jedyne w swoim rodzaju. Zaczynała powoli oswajać się z myślą, że któregoś dnia weźmie w ramiona własne dziecko.

Adam był pyzaty i okrąglutki, miał duże niebieskie oczy i szybko zasypiał na rękach każdego, kto chciał go nosić. Aż się chciało przytulać takiego rozkosznego bobasa!

– Do twarzy ci z nim – przygadywał Brad, kiedy Pilar spacerowała z wnuczkiem na ręku. – Trzeba mu szybko dorobić nowego wujka albo ciocię!

Pilar reagowała uśmiechem na te żarty, bo przez cały tydzień, jaki nastąpił po ich rocznicy ślubu, czynili usilne starania w tym kierunku, a najbliższy weekend mógł przynieść odpowiedź, czy starania te zostały uwieńczone sukcesem.

Jednak po wyjściu gości przeżyła przykre rozczarowanie, ponieważ odkryła, że nie jest w ciąży. Wyszła z łazienki w fatalnym humorze, bo przywykła od razu otrzymywać wszystko, czego chciała.

– Co się stało, kochanie? – Brad wystraszył się na widok jej miny. Sądził, że zachorowała, taka była blada, a gdy usiadła przy nim na łóżku, dostrzegł w jej oczach łzy.

– Nie zaszłam! – Och, to tylko to! – Uśmiechnął się pobłażliwie. – Myślałem, że coś gorszego.

– Czy to nie jest wystarczająco złe? – Wyglądała na zdruzgotaną. Do tej pory rzadko ponosiła porażki. Na szczęście Brad podchodził do tych spraw bardziej trzeźwo.

– A co, po czternastu latach chciałabyś, aby od razu wszystko poszło jak z płatka? – Pocałował ją, więc uśmiechnęła się przez łzy, ale wciąż jeszcze wyglądała na zrozpaczoną. – Pomyśl, ile radochy będziemy mieli z próbowaniem!

– A jeśli nic z tego nie wyjdzie? – spytała z lękiem, przekonała się bowiem, że nie tak łatwo począć dziecko.

Brad zawczasu już zachodził w głowę, jak zareagowałaby, gdyby dalsze próby też zakończyły się fiaskiem.

– No cóż, jeśli nie wyjdzie, będziemy musieli się z tym pogodzić. Na pewno jednak zrobimy, co w naszej mocy.

– W moim wieku może powinnam była od razu poradzić się specjalisty?

– Kobiety w twoim wieku rodzą bez żadnych specjalistów. Po prostu wyluzuj się, nie wszystko w życiu musi się odbywać na komendę. To, że trzy tygodnie temu zaplanowałaś dziecko, nie oznacza, że ma się to stać w ciągu jednej nocy. Powoli, spokojnie, dajmy sobie szansę… – Przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno. Po chwili odprężyła się na tyle, że mogli swobodnie porozmawiać o swoich planach dotyczących dziecka, jeśli będą je mieli.

Brad uważał, że jest jeszcze za wcześnie na konsultacje u specjalisty, ale w końcu uległ prośbom Pilar i obiecał, że gdyby zaszła taka potrzeba, pójdzie z nią.

– Ale jeszcze nie teraz! – podkreślił z naciskiem, wyłączając światło i przytulając się mocniej do żony. – Jestem pewien, że po trzeba nam przede wszystkim treningu!

Piknik z okazji święta Czwartego Lipca okazał się dla Diany koszmarem. Dwa dni przedtem przekonała się, że znów nie zaszła w ciążę, a siostry zadręczały ją pytaniami, dlaczego tak się dzieje. Podejrzewały, że z Andym coś nie jest w porządku.

– Ależ skąd! – Diana broniła męża. Miała wrażenie, że przetaczają się po niej walce drogowe i wyciskają ostatnie tchnie nie. – Potrzebujemy tylko czasu!

– Myśmy nie potrzebowały na to tyle czasu, a przecież jesteśmy twoimi siostrami! – wymądrzała się Gayle. – Może on ma słabe nasienie?

Podobnymi przypuszczeniami podzieliła się także ze swoim mężem.

– Najlepiej sama go o to spytaj! – warknęła Diana, czym Gayle poczuła się urażona.

– Chciałam ci tylko pomóc! – obruszyła się. – Może powinnaś wysłać go do lekarza?

Diana nie wspomniała siostrom, że sama miała nazajutrz umówioną wizytę u specjalisty. Andy słusznie uznał, że to nie ich interes.

Jednak nie Gayle, lecz Samanta zadała Dianie najbardziej perfidny cios poniżej pasa. Podczas lunchu obwieściła zebranym coś takiego, że Diana o mało nie zwróciła całego posiłku.

– Słuchajcie… – zaczęła, ale przerwała w połowie, zwracając się do męża scenicznym szeptem: – Mam im powiedzieć?

– A po co? – wymawiał się żartobliwie Seamus. – Powiesz im za pół roku, a przez ten czas niech się domyślają!

Mąż Samanty lubiany był w całej rodzinie za irlandzki akcent i niewyparzony język.

– No, dawaj, wyduś już! – naciskała Gayle, więc Samanta z promiennym uśmiechem oznajmiła:

– Spodziewam się dziecka. Urodzę mniej więcej na walentynki.

– Ach, to cudownie! – wykrzyknęła ich matka, a i ojciec wyglądał na zadowolonego. Przerwał rozmowę z Andym, aby po gratulować córce i zięciowi. Razem z tym spodziewanym dzieckiem miałby już sześcioro wnuków, po troje od najstarszej i najmłodszej córki, ale żadnego od Diany.

– Gratuluję! – wyrecytowała drewnianym głosem Diana. Wycałowała Samantę, która bezwiednie wbiła jej kolejny nóż w serce.

– Myślałam, że pobijesz mnie pod tym względem, ale widzę, że chyba nie! – szepnęła Samanta konfidencjonalnie.

Po raz pierwszy w życiu Diana miała ochotę jej przyłożyć. Im dłużej słuchała jej żartów i przechwałek w połączeniu z gratulacjami i pikantnymi aluzjami ze strony otoczenia, tym bardziej jej nienawidziła. Najgorsza jednak była świadomość, że ostatecznie to Samanta będzie miała dziecko, a nie ona.

W drodze powrotnej nie odezwała się do Andyego ani słowem, natomiast po przybyciu do domu on wybuchnął pierwszy:

– To przecież nie moja wina, do jasnej cholery, nie musisz za to mścić się na mnie!

Wiedział, gdzie ją bolało, odkąd Samanta oznajmiła swoją rewelację. W oczach Diany widział bowiem niemy wyrzut.

– A skąd wiesz, że to nie twoja wina? Może właśnie twoja! – Rzuciła mu to w twarz, ale po chwili pożałowała tych pochopnie wypowiedzianych słów. Usiadła na kanapie i spojrzała na niego z rozpaczą, bo i on był wstrząśnięty.

– Och, przepraszam! Już naprawdę nie wiem, co mówię. Wiem, że one chciały dobrze, ale prawie mnie wykończyły tym głupim gadaniem, a już Samanta całkiem mnie dobiła tą ciążą.

– Wiem, kochanie! – Usiadł przy niej. – Ale przecież robimy, co możemy. Doktor też ci na pewno powie, że wszystko jest w porządku. Spróbuj się wyluzować.

Nienawidziła tego słowa bardziej niż jakiegokolwiek innego!

– Tak, oczywiście… – mruknęła i poszła wziąć prysznic. Jednak nie potrafiła się odprężyć, cały czas myślała o tym, co mówiły siostry. „Spodziewam się dziecka… może on ma słabe nasienie?… Myślałam, że mnie pobijesz, ale widzę, że nie…”. Te strzępy zdań szumiały jej w uszach. Stojąc pod prysznicem, przepłakała pół godziny, a prosto z łazienki poszła do łóżka, nie zamieniając ani słowa z Andym.

Nazajutrz rano zapowiadał się piękny i słoneczny dzień, co Diana potraktowała jako obrazę osobistą. Jak pogoda śmiała być tak bezczelnie ładna, kiedy ona miała wisielczy humor? W pracy wzięła sobie dzień wolny, bo ostatnio atmosfera w redakcji ją męczyła – nagliły terminy, ploteczki czy dyskusje o polityce nie bawiły. Wszystko przesłaniała gorzka świadomość, że nie może zostać matką.

Jej najbliższa koleżanka z pracy, Eloise Stein, redaktorka działu kulinarnego, też zauważyła, że Diana jakby przygasła. Odważyła się zapytać ją o to wprost przed tygodniem, kiedy razem jadły lunch. Eloise chciała bowiem wypróbować oryginalny przepis, jaki przywiozła z Paryża, zaprosiła więc Dianę na degustację.