Niczego od niej nie wymagał, nie pytał nawet, co robi z pieniędzmi zarobionymi za prezentowanie strojów. Wydawała je zwykle na ciuchy, kiedy udawała się z Judi po zakupy. Oczekiwał od niej tylko jednego i tego właśnie nie chciała mu dać. Żaden podstęp z tych, jakie obmyślali wspólnie z Markiem, też nie dał rezultatów. Liczył, że jego wyjazd do Los Angeles pomoże ustalić, co jest u niego nie w porządku. Wyleczy to, a wtedy Barbie będzie się miała z pyszna! Zacierał ręce już na samą myśl o tym, kiedy parkował samochód na Wiltshire Boulevard.
Zaskoczył go wesoły wystrój gabinetu doktora Pattengilla. Na ścianach wisiały barwne reprodukcje, w donicach stały kwitnące rośliny, nawet ściany pomalowane były na żywe kolory. Nie przypominało to miejsca, w którym mówi się szeptem, więc Charlie rozluźnił się nieco, podając pielęgniarce swoje nazwisko. Nikt go nie uprzedził, jak wyglądają badania, więc nie miał pojęcia, co będą z nim wyrabiać – może od razu włożą mu lód do majtek? Uśmiechnął się na samą myśl o tym, ale nie mógł się skupić na przeglądaniu ilustrowanych pism wyłożonych w poczekalni, dopóki nie wywołano jego nazwiska.
Doktor Pattengill wstał na powitanie. Był wysokim, barczystym mężczyzną po czterdziestce, o ciemnych włosach i piwnych oczach. Jego życzliwe, a zarazem mądre spojrzenie w połączeniu z tweedową marynarką i jaskrawym krawatem wzbudzało sympatię, toteż Charlie poczuł, że z miejsca go polubił.
– Pan Winwood, prawda? Nazywam się Peter Pattengill. Charlie zaproponował lekarzowi, żeby zwracał się do niego po imieniu, a doktor zapytał, czy nie napiłby się kawy. Podziękował, gdyż był zanadto zdenerwowany, aby przełknąć cokolwiek. Wyglądał na wystraszonego chłopca, na oko zbyt młodego, aby zostać pacjentem doktora Pattengilla – urologa specjalizującego się w zaburzeniach rozrodu.
– No więc, Charlie, co mogę dla ciebie zrobić?
– Jeszcze nie wiem… – wyjąkał Charlie niepewnie. – Słyszałem, że pan doktor każe ludziom nosić lód w majtkach…
Pod życzliwym spojrzeniem doktora zarumienił się jak burak.
– To brzmi rzeczywiście śmiesznie, ale jest bardzo skuteczne – wyjaśnił z uśmiechem Peter Pattengill. – Chodzi o to, że obniżenie temperatury jąder znacznie poprawia płodność. Na razie jednak, panie Winwood… to znaczy Charlie… spiszemy historię twoich dolegliwości.
Wypytał dokładnie Charliego o choroby przebyte w dzieciństwie i młodości, szczególny nacisk kładąc na świnkę i choroby weneryczne. Na wszystkie te pytania Charlie odpowiedział przecząco.
– I pewnie teraz chcielibyście z żoną mieć dziecko? – sprecyzował dla pełnej jasności, bo Charlie krępował się powiedzieć mu to wprost.
– Nnno… tak.
Peter uśmiechnął się szeroko i wrócił na swoje miejsce.
– A więc porozmawiajmy poważnie. Sam chyba wiesz, że do tego tanga trzeba dwojga, prawda?
Charlie roześmiał się i z większą już swobodą przystąpił do dalszych wyjaśnień.
– Prawdę mówiąc, to ja bardziej chcę tego dziecka niż ona.
– Czy to znaczy, że stosuje środki antykoncepcyjne? – Peter Pattengill na chwilę przestał pisać.
– Jeśli więcej wypije, to nie… – Charlie uświadomił sobie nagle, do czego się przyznał, ale wiedział, że wobec lekarza nie tylko może, ale powinien być szczery.
– Rozumiem. Cóż, można i tak.
– Panie doktorze, ja wiem, że źle robię, ale jestem pewien, że gdy już będzie miała dziecko, na pewno je pokocha.
– Może jednak powinieneś z nią porozmawiać? Sądzę, że przy jej współpracy poszłoby wam łatwiej.
– Wie pan, niby idzie nam łatwo, tyle że z tego nic nie wychodzi.
– A czy ty też pijesz razem z nią? – Doktor przyglądał mu się podejrzliwie.
Charlie jednak z poważną miną potrząsnął głową. Wyglądał jak uczniak na wagarach.
– Ja nie. Wiem, to paskudnie upijać kobietę, ale wierzyłem, że któregoś dnia sama mi za to podziękuje. Ale i tak nic z tego nie wychodzi, więc przyjechałem, by się upewnić, czy u mnie z tymi rzeczami wszystko w porządku. Wie pan doktor, czy mam dobre nasienie i tak dalej…
Lekarz się uśmiechnął, rozbrojony jego naiwnością, ale do pełnego obrazu sytuacji brakowało mu jeszcze paru szczegółów.
– Od jak dawna jesteście małżeństwem? – spytał.
– Od siedemnastu miesięcy. Jakieś pięć miesięcy temu zacząłem notować jej cykle, ale to też niczego nie zmieniło.
– Aha, rozumiem. – Doktor zanotował coś w karcie i spojrzał na Charliego, jakby chcąc dodać mu otuchy. – To jeszcze nie jest długo. Często do poczęcia dziecka trzeba roku lub dwóch, albo i więcej, jeśli partnerka nie współpracuje. Zdziwiło mnie, dlaczego widzę tu tylko połowę pary. To tak, jakbym uzyskał tylko połowę informacji, bo problem, jeśli w ogóle jest, może równie dobrze dotyczyć twojej żony.
– Myślałem, że jeśli pan doktor mnie zbada i wszystko będzie w porządku, to może ona przyjedzie kiedy indziej? – Nie bardzo wyobrażał sobie, w jaki sposób miałby ją do tego nakłonić, ale liczył, że już ten pierwszy krok rozwieje jego obawy. – Sama się kiedyś dziwiła, że nie zachodzi w ciążę, chociaż nie stosujemy żadnych środków.
– A czy twoja żona była już kiedyś w ciąży?
– Nie przypuszczam – odpowiedział Charlie pewnym tonem.
– No więc zaczynamy. – Doktor Pattengill wstał, a Charlie zrobił to samo, choć nie miał bladego pojęcia, co go czeka. Pojawiła się pielęgniarka i zaprowadziła go do pomieszczenia z sufitowym oknem i abstrakcyjnymi malowidłami na ścianach. Wręczyła mu probówkę i wskazała cały stos pisemek w rodzaju „Playboya”, „Hustlera” i innych, o których nawet nie słyszał.
– Chcemy pobrać próbkę pańskiego nasienia, panie Winwood – poinformowała go uprzejmie. – Proszę się nie spieszyć, a kiedy pan będzie gotów, proszę nacisnąć dzwonek.
Drzwi już się za nią zamknęły, a Charlie stał jeszcze z rozdziawioną gębą i oczami jak spodki. Niby wiedział, co powinien teraz zrobić, ale drażniło go, że mówiono tu o takich sprawach w sposób suchy i zasadniczy. Proszę, tu jest probówka, a pan ma się w nią spuścić i już! Wiedział jednak, że przyjechał tu po to, aby otrzymać odpowiedź na dręczące go pytania, więc nie miał innego wyjścia.
Z westchnieniem usiadł, rozpiął spodnie i sięgnął po jeden ze „świerszczyków”, choć czuł się przy tym głupio. Trochę potrwało, zanim mógł zadzwonić na pielęgniarkę. Odczekał zresztą dłużej, niż musiał, bo chciał najpierw ochłonąć, aby wręczyć jej probówkę najbardziej nonszalanckim ruchem, na jaki go było stać. Siostra jednak odebrała ją od niego dyskretnie i bez komentarzy.
Po chwili zjawił się także doktor Pattengill, aby zbadać stan powrózków nasiennych Charliego, których dysfunkcja też mogła powodować niepłodność. Laborantka pobrała jeszcze od niego krew dla oznaczenia poziomu hormonów. Po kilku dniach Charlie miał otrzymać wyniki badań laboratoryjnych nasienia, a na razie doktor zapewnił go, że nie widzi powodów do niepokoju, którego źródło upatrywał jedynie w nerwowości i niecierpliwości pacjenta. Charlie wydawał mu się zupełnie zdrów, więc zapisał go na następną wizytę w przyszłym tygodniu. Poprosił go jedynie, aby przywiózł ze sobą próbkę świeżego nasienia.
Po wyjściu z gabinetu lekarskiego Charlie poczuł ogromną ulgę. Wprawdzie Pattengill wydał mu się sympatyczny, niemniej rozmowa z nim, zważywszy na towarzyszące jej okoliczności, kosztowała go masę nerwów. Nie był też zachwycony sposobem pobierania próbki nasienia i cieszył się, że tym razem będzie mógł to zrobić u siebie w domu. Otrzymał nawet w tym celu specjalną buteleczkę.