Выбрать главу

Dokonała tym sposobem szczerej samooceny i Andy podziwiał jej uczciwość.

– To nieważne – zapewnił. – Liczy się to, że robiłaś, co mogłaś. Nikogo nie zawiodłaś.

Bardzo chciała uwierzyć, że miał rację. On w tym czasie całą siłą woli panował nad sobą, aby trzymać ręce przy sobie. Jednak mimo obietnic, które sam sobie składał, nie mógł się powstrzymać, aby jej nie pocałować, ona zaś wcale się nie broniła. Oczy jej zwilgotniały.

– Wiesz przecież, że nadal cię kocham – szepnęła mu do ucha. – To się nigdy nie zmieni. Myślałam tylko, że będzie lepiej dla nas, gdy się rozstaniemy.

Nagle zaśmiała się w głos, jakby sobie coś przypomniała.

– Chyba najgorzej zdołowała mnie ta Wanda. Wtedy diabli wzięli całe moje poczucie humoru, a szkoda, bo po dwóch dniach mogłam już się z tego śmiać. Aż chciałam do ciebie za dzwonić i powiedzieć ci to.

– I szkoda, żeś tego nie zrobiła! – westchnął. Tak rozpaczliwie pragnął kontaktu z nią, że gdyby usłyszał jej głos w telefonie – chybaby oszalał. – A wiesz, że ta Wanda wybrała w końcu tego drugiego kandydata? Jej mąż oświadczył, że twoja karma jej nie odpowiadała.

– A daj jej Boże czworaczki! Powiedz, czemu ludzie pakują się w coś takiego? – Patrzyła w stronę horyzontu, gdzie wznosiła się już popielata mgiełka, a słońce coraz głębiej wpadało do wody.

– Chodzi ci o poszukiwanie matek zastępczych? Po prostu są zdesperowani, tak jak my byliśmy. Myślę, że nasza Wanda uważa się prawie za Matkę Teresę.

– Chyba jednak większą rolę odgrywają pieniądze. Ci, co mają coś do zaoferowania, wykorzystują desperację tych, którzy chcą to kupić.

– Widać takie jest życie. W gruncie rzeczy dobrze, że miałaś wtedy taką fatalną karmę, bo dopiero byśmy się wkopali!

– Och, wtedy zupełnie odchodziłam od zmysłów! – wyznała, ale w tej chwili wyglądała już na osobę w pełni władz umysłowych. Chyba nigdy przedtem Andy nie kochał jej tak jak właśnie teraz!

Powoli wrócili do jej domku i przegadali jeszcze kilka godzin, nareszcie także na tematy niezwiązane z posiadaniem bądź nie posiadaniem dziecka. Mówili o tym, co przeoczyli w czasie trwania ich małżeństwa.

Tak się zagadali, że nie zaprzątali sobie głowy kolacją. Kiedy Andy zbierał się do wyjścia – oboje ze zdziwieniem zauważyli, że dochodziła północ.

– Może byśmy wyskoczyli gdzieś jutro wieczorem? – zaproponował nieśmiało, w obawie, aby jej nie zezłościć i nie sprowokować odmowy. Okazało się jednak, że Diana nie miała nic przeciwko temu.

– Z przyjemnością! – zgodziła się skwapliwie.

– To co, skoczymy do „Chianti”? – Była to mała włoska restauracyjka na Melrose, oferująca świetną kuchnię, gdzie przedtem chętnie bywali. – A potem może do kina?

– To brzmi zachęcająco.

Pocałował ją, zadowolony z odpowiedzi i rozstali się, radośni jak dzieci. Diana odprowadziła Andyego wzrokiem i pomachała mu ręką na pożegnanie. Kiedy już znikł jej z oczu, długo jeszcze stała na tarasie, wpatrując się tęsknie w ocean.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Charlie przychodził teraz częściej do parku Palms, licząc, że spotka tam Annabelle i Beth. I rzeczywiście je spotykał, a potem nieraz jeszcze rozmawiali i grali razem w piłkę. Charlie nie od ważył się dotąd zapytać Beth o numer telefonu. Trudno mu było zgadnąć, czy jest mężatką, ponieważ nie nosiła obrączki. Nie wspominała także o rozwodzie. Charlie lubił nawet przyglądać się im z daleka. Zwłaszcza Annie była urocza ze swoim rozbrajającym, szczerbatym uśmiechem i entuzjazmem, z jakim podchodziła do wszystkiego. Przyjemnie rozmawiało mu się też z jej matką i chętnie obserwował, z jaką miłością odnosiły się do siebie nawzajem.

Kiedy na początku marca spotkali się po raz trzeci – czuli się już jak starzy znajomi. Wtedy dopiero Beth zaczęła się przed nim otwierać. Opowiedziała mu, że Annabelle chodzi do szkoły, a ona pracuje w klinice Uniwersytetu Los Angeles jako sanitariuszka. Zawsze marzyła o zdobyciu kwalifikacji dyplomowanej pielęgniarki, ale nie miała możliwości ukończenia szkoły. Mimo że z Charliem poznali się dopiero przed kilkoma tygodniami – czuł się w jej towarzystwie zadziwiająco swobodnie, gdy razem siedzieli na ławce, przyglądając się Annabelle grającej w klasy. Zawczasu już kupił dla niej lizaka i przyniósł go ze sobą do parku. Teraz prawie codziennie jadł tam swój lunch, licząc, że je spotka.

– Mam katar! – obwieściła Annie, podbiegając do ławki. Nie wpłynęło to jednak w żadnym stopniu na jej dobry nastrój, bo po chwili pobiegła na huśtawkę. Dzięki temu Charlie miał szansę swobodnie porozmawiać z jej matką.

– Ona jest urocza! – powiedział szczerze.

– Tak, to bardzo miłe dziecko – przyznała Beth, ale zaraz do dała ze wstydliwym uśmiechem: – Dziękuję ci, że jesteś dla niej taki dobry. Te cukierki, gumy, lizaki… Musisz bardzo lubić dzieci!

– Rzeczywiście lubię – potwierdził.

– A masz własne?

– Jeszcze nie… – Zaczął się plątać, ale zaraz sprostował: – To znaczy, prawda jest taka, że chyba nigdy nie będę miał, ale to długa historia…

Beth zachodziła w głowę, czy to ma znaczyć, że jego żona nie mogła mieć dzieci, czy że w ogóle nie miał żony, ale krępowała się spytać o to wprost. Charlie też nie rozwiał jej wątpliwości, tylko dodał:

– Może kiedyś zaadoptuję jakieś dziecko albo i kilkoro. Jestem sierotą, więc wiem, co to znaczy pragnąć rodziny i nie mieć jej. – Nie wspomniał, ile rodzin zastępczych zaliczył, i ilu kandydatów na rodziców oddawało go z powrotem do domu dziecka z powodu jego uczuleń i astmy. Najsympatyczniejsi z nich mieli kota, na którego sierść był uczulony, ale opiekunowie orzekli, że nie mają serca pozbyć się kota, więc pozbyli się Charliego. – Dla dziecka to ciężkie przeżycie… Chciałbym pomóc jakiemuś biedakowi tego uniknąć.

Uśmiechnął się na samą myśl o tym, gdyż ostatnio dużo myślał o adopcji dziecka jako samotny ojciec. Wiedział, że istniały już takie precedensy i czekał tylko, aż zaoszczędzi więcej pieniędzy.

– To bardzo ładnie z twojej strony – pochwaliła Beth. – Ja też jestem sierotą. Moi rodzice zmarli, kiedy miałam dwanaście lat. Wtedy zaopiekowała się mną ciotka, ale uciekłam od niej, bo by łam taka głupia, żeby w wieku szesnastu lat wyjść za mąż. Związałam się z pijakiem, który bił mnie i zdradzał… doprawdy nie wiem, co mnie przy nim trzymało? Może tylko to, że kiedy już chciałam odejść, okazało się, że jestem w ciąży z Annie? Miałam osiemnaście lat, kiedy ją urodziłam.

To oznaczało, że teraz miała dwadzieścia cztery, ale robiła wrażenie dużo dojrzalszej niż większość dziewczyn w tym wieku. Z całą pewnością była dobrą matką. – Więc jak się w końcu od niego uwolniłaś? – Charliego przerażała sama myśl, że ktoś mógł bić kobietę, szczególnie tak ładną i miłą.

– To on ode mnie odszedł i nigdy więcej się nie odezwał. Przypuszczałam, że znalazł sobie inną, ale sześć miesięcy później dowiedziałam się, że zginął w bójce. Annie miała wtedy rok. Wróciłam tutaj i podjęłam pracę w szpitalu. Biorę nocne dyżury, żeby w dzień zajmować się Annie. W nocy czuwa nad nią sąsiadka. Dzięki temu nie muszę wynajmować opiekunki.

– To całkiem korzystny układ.

– Owszem, zupełnie dobrze się sprawdza. Chciałabym jeszcze skończyć tę szkołę pielęgniarską.

Słuchając jej wynurzeń, Charlie postanowił, że musi jakoś jej pomóc.

– Gdzie mieszkasz? – Koniecznie chciał się dowiedzieć o niej czegoś więcej.