– Tylko spróbuj! Po to męczyłam się przez dwie godziny, że by ułożyć ci włosy? Chybabym cię udusiła!
– Dobra, Judi, ale ja już jestem za stara na takie cyrki.
Miała trzydzieści lat, była starsza od Charliego tylko o rok, ale miała wrażenie, że różnica między nimi wynosi całe wieki. Bez makijażu i z włosami splecionymi w warkocz wyglądała dużo młodziej, ale w porównaniu z nim miała znacznie bogatszą przeszłość. Jeden Charlie pod pozorami zblazowania umiał wyczuć w niej prawdziwą czystość i słodycz, toteż tylko on miał dostęp do tej części jej osobowości, którą uważała już za bezpowrotnie straconą. Zapraszał ją do swego mieszkania, gdzie pichcił domowe posiłki, zabierał na długie spacery i domagał się, aby przedstawiła go swojej rodzinie.
Tej prośby Barbie nie mogła spełnić, nie lubiła nawet poruszać tego tematu, choć nie chciała wyjawić dlaczego. Któregoś dnia odwiedziło ją dwóch mormońskich misjonarzy, aby namówić ją do powrotu na łono ich Kościoła i do Salt Lakę City. Ze złością wypędziła ich z mieszkania i zatrzasnęła za nimi drzwi, krzycząc, aby nie ważyli się wracać. Odżegnywała się od wszystkiego, co mogło mieć związek z jej życiem w Salt Lakę City. Charlie zdołał się dowiedzieć jedynie, że miała ośmioro rodzeństwa i około dwadzieściorga kuzynów, ale na pewno coś więcej niż nuda wypłoszyło ją z rodzinnych stron. Nie chciała się jednak przyznać, co to było.
Charlie natomiast nie ukrywał przed nią swojej przeszłości. W jego dokumentach zanotowano, że jako noworodek został podrzucony na stacji kolejowej. Poznał chyba wszystkie domy dziecka w New Jersey, przebywał także w kilku rodzinach zastępczych, był nawet dwa razy przewidziany do adopcji, ale nic z tego nie wyszło, gdyż cierpiał na nerwice, alergie i liczne schorzenia skórne. W wieku pięciu lat zapadł również na astmę, a za nim wyrósł z większości tych chorób, stał się już „za stary” na adopcję. Opuścił więc dom dziecka dopiero wtedy, gdy doszedł do pełnoletności. Wsiadł w autobus do Los Angeles i przez najbliższe jedenaście lat nie ruszał się z tego miasta. Skończył tam studia wieczorowe, a teraz marzył o podyplomowym studium biznesu, co dałoby mu możliwość otrzymania lepszej posady, z czym wiązały się wyższe zarobki, a co za tym idzie, lepsze życie dla rodziny, którą pragnął założyć. Liczył, że u boku Barbie jego marzenia się spełnią. Chciał się z nią ożenić, stworzyć jej kochający dom i wypełnić go mnóstwem dzieci podobnych do niej. Ale gdy kiedyś spróbował podzielić się z nią tym marzeniem – roześmiała mu się w nos.
Rzeczywiście była ładna, szczególnie figurę miała zachwycającą, chociaż nie poświęcała nigdy zbyt wiele uwagi własnemu wyglądowi, dopóki nie poznała Charliego. Okazał się wobec niej tak miły i opiekuńczy jak nikt dotąd, choć nieraz wolałaby, żeby ją bardziej podniecał. Przyjeżdżając do Los Angeles, marzyła, że będzie chodzić z aktorem, może nawet z jakimś sławnym, a tu trafił jej się taki Charlie. Czasami zadawała sobie pytanie, czy nie powinna była poczekać na wyśnionego księcia z bajki lub gwiazdora filmowego. Zabierała Charliego na zakupy i namawiała, aby sprawił sobie coś modnego, ale sama w końcu musiała przyznać, że w zbyt ekstrawaganckich ciuchach prezentował się po prostu głupio. Znacznie lepiej wyglądał w prostych, niewyszukanych ubraniach, a że włosy sterczały mu na wszystkie strony, kiedy próbował je zapuścić, musiał strzyc się krótko. Nie mógł się też opalać, bo na słońcu natychmiast czerwieniał i dostawał pęcherzy
– Widzisz, nie jestem typem filmowego przystojniaka – tłumaczył się jej kiedyś przy kolacji, którą sam ugotował. Zaserwował wtedy swoją specjalność – kotlety cielęce z kluseczkami cannelloni i zieloną sałatą. Nauczył się przyrządzania tych potraw w jednej z rodzin zastępczych, czym chwycił ją za serce. Chwilami czuła, że naprawdę go kocha, ale często zastanawiała się, czy jest dla niej odpowiednim partnerem, czy tylko miłym i wygodnym kompanem. Wiedziała, że na pewno jej nie skrzywdzi, ale trudno było spodziewać się po nim zmysłowych przeżyć. W jej dotychczasowym życiu nic nie było należycie poukładane. Zawsze borykała się z dylematami trudnych wyborów, zbyt wysokiej ceny czy zbyt dużego ryzyka. U boku Charliego czekała ją raczej ustabilizowana przyszłość. Miałaby wszystko, o czym marzyła kiedyś, a powinna marzyć teraz – troskliwego męża, wygodne mieszkanie i pewność, że nie musi się martwić, skąd wziąć pieniądze na komorne ani szukać dodatkowej pracy jako tancerka rewiowa.
Naprawdę jednak marzyła o karierze aktorskiej, tym bardziej że agenci zapewniali ją, iż ma talent. Potrzebowała wielkiego przełomu w życiu, a nie miała pewności, czy Charlie też tego pragnie. Czy po ślubie zgodziłby się na jej karierę artystyczną? Wprawdzie obiecywał, że tak, ale równocześnie wspominał coś o dzieciach, a tego z kolei ona nie brała pod uwagę. Przynajmniej jeszcze nie teraz, nie z nim i nie wiadomo, czy w ogóle… Oczywiście, nie powiedziała mu tego, ale co by się stało, gdyby nagle otrzymała wielką, życiową szansę? Gdyby, na przykład, dostała propozycję jednej z głównych ról w musicalu albo nawet w filmie? Jaki model życia mogłaby temu przeciwstawić?
Zakładając jednak, że ten wielki przełom nie miałby nigdy na stąpić, to przynajmniej nie musiałaby pracować jako kelnerka. Zresztą, może w ogóle prezentowała błędne podejście do życia? Miewała nieraz z tego powodu wyrzuty sumienia, ale musiała przecież myśleć o sobie. Nauczyła się tego jeszcze na łonie rodziny. Pobierała wtedy więcej nauk, niż chciało się jej pamiętać.
Trudno było nie ulec wobec tak niewątpliwych zalet Charliego jak stałość, uczciwość, zdolność do poświęceń i uwielbienie dla niej. Toteż Barbie doszła do wniosku, że chyba jednak go kocha. Ale w ostatnich minutach przed ślubem znów opadły ją wątpliwości. A jeśli popełnia błąd? Co się stanie, gdy znienawidzą się po dwóch latach małżeństwa albo wręcz nie wytrzymają nawet tyle?
– Co wtedy zrobię? – szepnęła do Judi.
– Nie uważasz, że już trochę za późno się nad tym zastanawiać? – odpowiedziała Judi, przygładzając czerwoną koronkową sukienkę. Jej nogi zdawały się nie mieć końca, a piersi, powiększone silikonowymi implantami, wprost wylewały się z dekoltu. Operację plastyczną wykonał chirurg z Las Vegas i wszyscy zachwycali się jej wynikiem. Wszyscy, oprócz Barbie, która uważała fundowanie sobie sztucznego biustu za idiotyzm. Mogła się wymądrzać, bo jej własne piersi były wystarczająco duże. A z daleka i tak nikt nie zauważał różnicy!
Barbie miała w ogóle cudowną figurę. Obfity biust kontrastował z tak smukłą talią, że Charlie mógł ją prawie objąć złączonymi dłońmi. Nie była wysoka, za to szczyciła się nadzwyczaj zgrabnymi nogami. Z jej typem urody wyglądałaby seksownie, cokolwiek by włożyła, nawet worek. W krótkiej, obcisłej sukni ślubnej z białego atłasu stanowiła podniecający konglomerat niewinności i zmysłowości.
– Nie uważasz, że ta sukienka jest za obcisła? – upewniła się, spoglądając nerwowo na Judi. Czuła się, jakby czekała tu już od niepamiętnych czasów. Wolałaby, żeby poszli zwyczajnie do urzędu stanu cywilnego w ratuszu, ale Charlie upierał się przy prawdziwym ślubie.
Wiedziała, że ma to dla niego duże znaczenie, więc ustąpiła, chociaż większą przyjemność sprawiłby jej weekend w Reno. Charlie jednak z góry wszystko zaplanował i zaprosił znajomych, tak że razem zebrało się około sześćdziesięciu gości. Wiedziała, że to najszykowniejszy hotel w Los Angeles – może oprócz hotelu „Beverly Hills” – i powiedziała o tym Charliemu, ale uparł się, że ten będzie lepszy. Wybrali najtańsze menu i najskromniejszy program uroczystości weselnych, choć i tak miało to pochłonąć większość jego oszczędności. Jednak oświadczył Barbie: