Выбрать главу

– O rany, to ty masz dziecko?

– Jak widać, mam. To jest Hilary. – Diana usiadła obok Samanty, a małą położyła sobie na kolanach, aby wszyscy mogli widzieć jej regularne rysy, aksamitną skórę i malutkie rączki z długimi, smukłymi paluszkami.

– Ależ ona jest śliczna! – zachwyciła się matka i ucałowała Dianę. – Kochanie, tak się cieszę!

– Ja też, mamo. – Diana oddała matce pocałunek. Samanta porwała ją w ramiona. Obie siostry na zmianę śmiały się i płakały, a Gayle przysunęła się, by popatrzeć na dziecko.

– Ale ci się udało! – wykrzyknęła. – Masz gotowego, ślicznego dzidziusia bez bólów porodowych, dodatkowych kilogramów i powyciąganych cycków! No, gdybym nie cieszyła się twoim szczęściem, chybabym cię znienawidziła! Może teraz, po tym wszystkim, będziemy mogły się znowu zaprzyjaźnić? To był ciężki okres dla nas wszystkich, chyba to wiesz?

Mówiła w imieniu całej rodziny, ale wszyscy wiedzieli, że to właśnie ona i Diana wiecznie darły ze sobą koty Samanta, jako najmłodsza, była wykluczona z ich sporów.

– Tak mi przykro. – sumitowała się Diana, spuszczając oczy – Przechodziliśmy wtedy kryzys, ale teraz jest już po wszystkim.

– Skąd ona się wzięła? – zainteresowała się Samanta, podziwiając delikatne rysy małej.

– Z San Francisco. Urodziła się w niedzielę o wpół do pierwszej w południe.

– Ona jest cudowna! – Świeżo upieczona babcia rozpływała się w zachwytach. Nie mogła się już doczekać, kiedy opowie o tym nadzwyczajnym zdarzeniu mężowi i razem pójdą wybrać jakiś prezent dla dzidziusia. Nie wiedziała, jak zareaguje ojciec Diany, ale była pewna, że się ucieszy, zważywszy, jak jej współczuł.

Matka i siostry posiedziały jeszcze prawie dwie godziny, po czym z żalem wyszły, obcałowując na pożegnanie Dianę i Hilary. Prawie równocześnie wrócił Andy, który pojechał do swojej agencji tylko po to, aby zabrać jakieś dokumenty i poprosić o urlop do końca tygodnia. Przełożeni byli mile zaskoczeni dobrymi wiadomościami i poszli mu na rękę do tego stopnia, że sami zaproponowali, aby wziął jeszcze tydzień wolnego, jeśli tego potrzebuje. Andy zajrzał też do Billa Benningtona, aby pochwalić się dzieckiem.

– No, to może od czasu do czasu będziemy mogli machnąć partyjkę? – zażartował Bili. Rozumiał problemy Diany, bo Denise też miała kłopoty z ciążą. Lekarze kazali jej leżeć, gdyż obawiali się przedwczesnego porodu, a może nawet utraty dziecka. Mieli zamiar zezwolić jej na większą swobodę ruchu dopiero na miesiąc przed terminem porodu. – Kiedy będzie można zobaczyć tę małą? Za kilka lat, jak nasze dziewczyny podrosną, zagramy z nimi debla?

Wiedział już z badań USG, że też ma dziewczynkę, więc zapalał się już do wizji, jak to w przyszłości obaj będą wprowadzać swoje córki w świat. Andy roześmiał się i obiecał, że wpadną go odwiedzić, jeśli tylko Denise będzie czuła się dobrze.

W domu Diana czekała na niego z długą listą sprawunków. On jednak najpierw był ciekaw, jak udały się odwiedziny matki i sióstr. Z miny Diany wnioskował, że chyba dobrze.

– No i jak poszło? – spytał konspiracyjnym szeptem. – Księżniczka zachowała się jak należy?

– Bez zarzutu. One wszystkie były nią zachwycone.

– Dziwisz się? – Spoglądał z podziwem na małą, śpiącą spokojnie w koszyku, kontemplując każdy jej ruch, każdy fragmencik ciała. Nagle coś sobie przypomniał. – Dzwoniłaś może do swojej redakcji?

– Próbowałam, ale nie zastałam nikogo kompetentnego. Będę chyba musiała sama tam pójść i wszystko wytłumaczyć. – Wiedziała, że ma swojej szefowej dużo do powiedzenia, bo należało się jej wyjaśnienie, dlaczego to wszystko stało się tak nagle.

Kiedy jeszcze tego samego dnia osobiście udała się do firmy, wzruszyła się wyrozumiałością przełożonych. Redaktorka na czelna zaproponowała jej urlop macierzyński w pełnym wymiarze pięciu miesięcy i obiecała powrót na poprzednie stanowisko po jego zakończeniu. Tego właśnie Diana chciała, choć wcześniej zastanawiała się, czy zdoła pogodzić pracę z wychowywaniem dziecka. Początkowo planowała całkowicie zrezygnować z pracy, później myślała o zatrudnieniu w niepełnym wymiarze godzin, choć wtedy nie mogłaby już piastować stanowiska starszego redaktora. Na razie nie miała w tej sprawie wyrobionego poglądu. Zyskała pięć miesięcy, który mogła poświęcić opiece nad Hilary i bardziej dalekosiężnym planom na przyszłość.

Podziękowała szefowej za życzliwość i poszła opróżnić swój pokój, którego firma potrzebowała dla pracownika zastępującego ją podczas jej nieobecności. W ciągu godziny zapakowała wszystko do pudeł i poleciła portierowi, aby zniósł je do jej samochodu. Wychodząc, zajrzała do Eloise, która akurat wyjmowała suflet z piekarnika.

– O, to wygląda zachwycająco! – pochwaliła wypiek, którego zapach rozszedł się po całym pokoju.

– Ty też. – Eloise się uśmiechnęła. – Dawno cię nie widziałam. Napijesz się kawy?

– No, może szybko…

– Już ci nalewam.

Diana usiadła przy ladzie kuchennej działu kulinarnego, a Eloise podała jej parującą filiżankę i spodeczek z porcją sufletu.

– Nie wypróbowałam jeszcze tego przepisu – uprzedziła. – Skosztuj i powiedz, co o tym myślisz.

Diana włożyła kęs do ust i przymknęła oczy. Na jej twarzy od malował się absolutny zachwyt.

– Pycha!

– To dobrze. A co u ciebie słychać? – Wiedziała, co Diana przeżywała przez ostatni rok, bo kiedyś spotkały się przypadkiem i powiedziały sobie wszystko. Wtedy Diana była tak przy gnębiona, że odsunęła się od większości znajomych. – Wyglądasz świetnie.

Prawda przedstawiała się tak, że Diana wypiękniała, odkąd zeszła się z powrotem z Andym. Sprawiała wrażenie, jakby na nowo wstąpiło w nią życie, ponadto przestała uzależniać swoje szczęście od faktu posiadania dziecka. Równocześnie jednak spoważniała, co świadczyło, że przejścia nie minęły bez śladu.

– Miło mi. – Diana z łobuzerskim uśmiechem popijała kawę. – A wiesz, że od niedzieli mamy dziecko?

– Co macie? Czy ja dobrze słyszę?

– Owszem, dobrze. To dziewczynka, nazywa się Hilary. Urodziła się w niedzielę i chcemy ją adoptować.

– No, to się wam udało. – Eloise ucieszyła się z radości przyjaciółki. Wiedziała, że ona i Andy otrzymali wspaniały dar, i że na pewno będą kochać to dziecko.

– Dostałam pięć miesięcy urlopu macierzyńskiego, ale potem wrócę do pracy. Możesz przychodzić w odwiedziny do małej, a ja będę z powrotem w firmie pod koniec roku.

– Tylko że mnie tu nie będzie – rzekła ze smutkiem Eloise. – Dostałam lepszą pracę w Nowym Jorku, więc dziś rano złożyłam wymówienie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie. Właśnie chciałam ci to powiedzieć.

– Będzie mi ciebie brakować – szepnęła Diana. Zawsze szanowała Eloise i żałowała, że nie zdążyła poznać jej lepiej, ale w ubiegłym roku tyle się wydarzyło, że zabrakło miejsca na przyjaźń. Eloise dobrze to rozumiała.

– Mnie ciebie także. Odwiedzisz mnie w Nowym Jorku, ale przed wyjazdem chciałabym zobaczyć tego dzidziusia. Zadzwonię do ciebie w tym tygodniu.

– Świetnie! – Diana dopiła kawę i uściskała serdecznie Eloise.

Po drodze do domu myślała, że będzie jej brakować towarzystwa koleżanek z redakcji. Ale im bardziej zbliżała się do domu, tym więcej myśli poświęcała dziecku, a pismo, w którym pracowała, mogło równie dobrze istnieć na innej planecie.

W maju Charlie i Beth znali się już od dwóch miesięcy, a jemu wydawało się, że zna ją od wieków. Mogli rozmawiać o wszystkim, więc opowiedział jej o swoim dzieciństwie i wyniesionych z tamtego okresu urazach, które spotęgowały jego pragnienie posiadania prawdziwego domu i rodziny. Wspomniał też o swym nieszczęśliwym małżeństwie z Barbarą i o tym, jak boleśnie przeżył jej odejście. Od tamtej pory zdążył to i owo przemyśleć i skłaniał się teraz ku przypuszczeniu, że związek z nią był po prostu wielką pomyłką.