Выбрать главу

Do tej pory nie wspomniał Beth o swojej bezpłodności. Bał się bowiem, że gdy wyzna Beth prawdę – ona odejdzie, a zbyt wiele w życiu stracił, by ryzykować jeszcze i tę utratę.

W Dzień Matki zaprosił obie na późne śniadanie w Marina Del Rey. Wcześniej wyskoczył razem z Annie po kwiaty dla Beth, do których dołączył laurkę, jaką Annie wymalowała w szkole. Po południu poszli na plażę, gdzie grali w piłkę, śmiali się, rozmawiali. Charlie okazał się wspaniałym kompanem dla Annie, a kiedy mała odbiegła, aby przyłączyć się do zabawy innych dzieci, Beth skorzystała z okazji i zadała mu pytanie, które od dawna cisnęło się jej na usta.

– Charlie, jak to się stało, że dotąd nie miałeś własnych dzieci? – rzuciła obojętnie, leżąc na piasku z głową na jego piersi. Dlatego od razu poczuła, jak usztywnił się, słysząc to pytanie.

– Bo ja wiem? Pewnie brakowało mi czasu albo pieniędzy. – Próbował ją zbyć, co było zupełnie do niego niepodobne. Tym bardziej że wcześniej wspominał jej o swoich nieporozumieniach z Barbie, spowodowanych tym, że nie chciała mieć dzieci, a w końcu zaszła w ciążę z kim innym. – Nie sądzę, abym się kiedyś jeszcze ożenił. A nawet wiem na pewno, że nie – dodał.

Beth spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem, bo przecież nie czekała na jego oświadczyny. Po prostu chciała wiedzieć coś więcej o jego przeszłości, interesowało ją wszystko, co go do tyczyło.

– Nie dlatego pytam, że chcę zaciągnąć cię do ołtarza! – wyjaśniła. – Pytałam tylko, dlaczego nie miałeś dotąd dzieci?

Zadała to pytanie tonem całkowicie niezobowiązującym, ale Charlie był wyraźnie spięty. Zaczęła się już zastanawiać, czy nie powiedziała czegoś niestosownego, gdy Charlie podniósł się z piasku i usiadł prosto. Doszedł właśnie do wniosku, że zanadto polubił Beth, aby ją oszukiwać. Postanowił, że lepiej powiedzieć prawdę od razu, żeby nie traciła z nim czasu na darmo.

– Nie mogę mieć dzieci, Beth. Dowiedziałem się o tym pół roku temu, przed samym Bożym Narodzeniem. Robili mi różne badania, które wykazały, że jestem bezpłodny. Bardzo to przeżyłem.

Ciężar tego wyznania przytłoczył go. Z lękiem oczekiwał jej reakcji. Wiedział jednak, że postąpił wobec niej uczciwie.

– Och, Charlie… – Pożałowała, że w ogóle zadała mu to pytanie, ale szczerze mu współczuła. Wyciągnęła do niego rękę, ale tym razem on nie ujął jej w swoją, tylko zachował dziwny dystans.

– Może powinienem był powiedzieć ci o tym wcześniej, ale wydawało mi się, że takich rzeczy nie mówi się na pierwszej randce. – „Ani w ogóle” – dodał w myśli.

– Pewnie, że powinieneś! – Usiłowała żartować. – Wtedy nie zawracalibyśmy sobie głowy gumkami! – Oboje używali prezerwatyw, gdyż w początkowym okresie znajomości uważali to za celowe. Beth ponadto stosowała krążek, czego Charlie nigdy jej nie odradzał. Teraz wydawało się to śmieszne, ale jej, a nie jemu.

– Nic się przecież nie stało. – Próbowała załagodzić sytuację, ale przypomniała sobie coś jeszcze. – Dlaczego mówiłeś, że nie chcesz się więcej żenić?

– Wydaje mi się, że nie mam prawa. Weźmy na przykład ciebie. Masz taką śliczną dziewczynkę, więc pewnie zechcesz mieć jeszcze dzieci.

– A skąd wiesz, że zechcę? I czy w ogóle mogę?

– A nie możesz? – spytał ze zdziwieniem. Widział, jak kochała Annie, więc nie mógł uwierzyć, że nie chciałaby mieć więcej dzieci.

– No nie, oczywiście mogę! – wyznała szczerze. – To by zależało od tego, za kogo bym wyszła, jeśli w ogóle za kogoś wyjdę. Ale prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy chcę mieć więcej. Annie w zupełności mi wystarczy, tym bardziej że sama byłam jedynaczką i dobrze mi z tym było. Zresztą czasem ledwo daję radę utrzymać siebie i Annie.

Charlie dawno już to zauważył i dlatego starał się jak najczęściej przynosić im przynajmniej drobne upominki i od czasu do czasu zapraszać do restauracji.

– Ale gdybyś wyszła za mąż, twój mąż na pewno chciałby mieć dzieci. Ja na jego miejscu bym chciał… – zaczął ze smutkiem. – Myślę, że któregoś dnia uda mi się adoptować małego chłopczyka. Już odkładam na to pieniądze, bo teraz pozwalają samotnym rodzicom na adopcję. Chciałbym przygarnąć takiego dzieciaka, który inaczej nie miałby szans wyrwania się z jakiejś cholernej instytucji dobroczynnej, bo nikt go nie chciał pokochać. A może nawet więcej takich dzieciaków… – Na przykład ile? – spytała nerwowo.

– Bo ja wiem? Może dwoje albo troje… Na razie to tylko marzenie, ale myślałem o tym nawet wtedy, kiedy sądziłem jeszcze, że będę mógł mieć własne dzieci.

– A jesteś pewien, że nie będziesz mógł?

– Niestety. Badał mnie jeden mądry doktor w Beverly Hills i orzekł, że nie mam szans. Myślę, że miał rację, bo do tej pory nigdy specjalnie nie uważałem, a jakoś nic z tego nie wyszło.

– No to co, przecież to nic takiego – próbowała go pocieszyć. Współczuła mu, ale nie uważała tego za tragedię i miała nadzieję, że on też jest podobnego zdania. W każdym razie niepłodność Charliego nie podważała pozytywnej opinii Beth o jego męskości.

– Może i nic, ale porządnie mnie to trząchnęło! – wyznał. – Tak strasznie chciałem dochować się własnych dzieci! Próbowałem za wszelką cenę zrobić dziecko Barbie, żeby ratować nasze małżeństwo, a udało się to komu innemu! – dokończył z gorzką ironią.

Ostatnio jednak jakby mniej się tym przejmował, bo zaczął podchodzić do sprawy filozoficznie. Owszem, ciężko przeżył rozpad swojego małżeństwa, ale odkąd poznał Beth i Annie, martwił się raczej tym, że jego miłość do Beth nie miała perspektyw. Wydawało mu się bowiem – bez względu na to, co ona o tym myślała – że nie ma prawa zawiązywać jej życia i pozbawiać możliwości posiadania dzieci. Wprawdzie twierdziła, że nie przykłada do tego wagi, ale była jeszcze tak młoda, że mogła z czasem zmienić zdanie.

– Nie powinieneś się tym gryźć – oświadczyła tymczasem Beth. – Myślę, że kobieta, która naprawdę cię pokocha, nie będzie oceniać cię na podstawie tego, czy możesz mieć dzieci, czy nie.

– Tak sądzisz? – spytał, wyraźnie zaskoczony. Znów leżeli przytuleni na piasku, a Beth złożyła głowę na jego ramieniu. – Nie jestem pewien, czy masz rację.

– W każdym razie dla mnie to nie ma znaczenia.

– A powinno mieć! – pouczył ją Charlie ojcowskim tonem. – Jesteś jeszcze za młoda, żeby marnować swoje życie.

– Tylko mi nie mów, co mam robić! – Beth się zdenerwowała. – Zrobię, co zechcę, a właśnie chcę ci powiedzieć, że nie przeszkadza mi to, że nie możesz mieć dzieci!

Wypowiedziała to zdanie tak głośno i z takim naciskiem, że Charlie aż drgnął i rozejrzał się, czy ktoś nie usłyszał. Na szczęście nikt w otoczeniu nie zwracał na nich uwagi, a Annie też od biegła gdzieś dalej.

– Może rozplakatujesz to na wszystkich ulicach? – burknął zgryźliwie.

– Przepraszam – dodała już łagodniejszym tonem i opadła na piasek obok niego. – Ale mówiłam serio!

– Naprawdę? – Obrócił się na brzuch, ukrył twarz w dłoniach i obserwował ją przez palce.

– Tak.

Zmieniało to w znacznym stopniu jego sytuację, gdyż pozwalało mu myśleć poważnie o przyszłości. Nadal jednak uważał, że to nie w porządku poślubiać tak młodą dziewczynę, nie dając jej możliwości ponownego zostania matką. Wprawdzie doktor Pattengill sugerował mu skorzystanie z usług dawców nasienia, ale wiedział, że nigdy nie zgodziłby się na coś takiego. Jeżeli jednak Beth mówi serio, że wystarczy jej Annie, albo jeśli kiedyś zaadoptowaliby dziecko… Z uśmiechem przetoczył się po piasku do Beth i pocałował ją.