Выбрать главу

– Widzę, że szykuje się cała impreza! – Brad próbował żartami rozładować atmosferę, bo zauważył, że wzmianka o zespole przeraziła Pilar. Mogło to oznaczać, że jej ginekolog przewiduje konieczność wykonania cesarskiego cięcia. Wprawdzie na razie nie widział takiej potrzeby, ale uważał, że należy być przygotowanym na wszystko. Powodowało to, że im bardziej zbliżał się termin porodu, tym bardziej Pilar stawała się nerwowa.

Doktor Parker dawał jej do zrozumienia, że nie dopuści do przenoszenia płodów, bo wiązało się to ze zbyt dużym ryzykiem. Pierwsze skurcze pojawiły się na tydzień przed terminem. Doktor kazał jej wstać i spacerować po domu, aby przyspieszyć akcję porodową. Pilar przekonała się wtedy, jak bardzo opadła z sił po tak długotrwałym leżeniu. Nogi uginały się pod nią, a brzuch tak jej ciążył, że o chodzeniu na dłuższą metę nie było mowy.

W późniejszych godzinach popołudniowych bóle zaczęły pojawiać się regularnie, ale ustąpiły, gdy Brad zaparzył jej filiżankę herbaty. Wiedziała jednak, że wkrótce powrócą i ta nieuchronność stanowiła dla niej największą udrękę.

– Boże, jak chciałabym, żeby było już po wszystkim! – westchnęła. Nic się jednak nie działo do chwili, kiedy odeszły wody. Wprawdzie skurcze wciąż nie wracały, ale doktor Parker na wszelki wypadek zalecił jej przyjazd do szpitala. Wolał, aby po zostawała pod obserwacją.

Pilar wcale nie była tym zachwycona.

– Co tu jest do obserwowania? – sarkała, kiedy Brad wiózł ją do miejscowego szpitala. – Przecież nic się nie dzieje. Po co ten szpital?

Naprawdę jednak Brad z ulgą oddawał żonę w ręce fachowego personelu. Wolał nie stawać w obliczu samodzielnego odbioru porodu w domu, zwłaszcza że to były bliźniaki. Wystarczało mu aż nadto, że zgodził się przy tym asystować, choć czuł się mocno niepewnie. Przystał na prośbę Pilar, bo go potrzebowała.

Doktor Parker zbadał ją i trzeba trafu, że akurat wtedy odczuła lekki skurcz. Równocześnie doktor stwierdził powiększające się rozwarcie szyjki, z czego wywnioskował, że blisko już do rozwiązania.

– Niedługo coś się zacznie – zapowiedział i udał się do domu, zapewniając, że będzie uchwytny pod telefonem i w razie potrzeby zjawi się natychmiast. Na razie więc Pilar i Brad posiedzieli trochę przed telewizorem, a Pilar nawet przysnęła. Obudziło ją dopiero dziwne uczucie, jakby silnego ucisku. Wystraszona za wołała Brada, a ten natychmiast sprowadził położną.

– No, pani Coleman, chyba się zaczyna! – oznajmiła z uśmiechem siostra i pobiegła zawiadomić lekarza.

Przyszedł ten, który właśnie miał dyżur i chciał ją zbadać, ale Pilar nie chciała się zgodzić. Gdy ją przekonywał – poczuła silny skurcz, tak potworny, jakby cały jej olbrzymi brzuch dostał się w szczęki ogromnego imadła. Ścisnęła więc Brada za rękę i próbowała sobie przypomnieć wyuczony rytm oddychania, podczas gdy jakiś niewidzialny mechanizm podniósł w górę jej łóżko.

– Boże, jakie to było okropne! – jęknęła, kiedy ból ustąpił. Wystarczył jeden silniejszy skurcz, aby włosy jej zwilgotniały, a w gardle zaschło. Następny przyszedł, zanim lekarz dyżurny powtórnie ją zbadał. Tymczasem położna zawiadomiła doktora Parkera, że u Pilar Coleman rozpoczęła się akcja porodowa.

Skurcze nasiliły się do tego stopnia, że Pilar przestała panować nad sobą. Tymczasem do sali weszło jeszcze dwóch lekarzy, a dwie pielęgniarki zaczęły zakładać jej wenflon. Trzecia opięła ją pasem monitora kardiotokografu, który miał kontrolować tętno płodów i nasilenie skurczów. Ucisk pasa spowodował, że te ostatnie wydały się jeszcze trudniejsze do zniesienia.

Pilar czuła się zupełnie jak zwierzę schwytane w sidła, równocześnie patroszone żywcem i szarpane ze wszystkich stron. Działo się z nią stanowczo za dużo rzeczy naraz i, co gorsza, wymykały się spod kontroli. – Brad… ja już nie mogę! – krzyczała. – Powiedz im, żeby dali mi spokój!

Najchętniej uwolniłaby się z krępującego pasa i wyrwała z żyły wenflon, ale dla dobra dzieci nikt nie mógł się na to zgodzić ani zostawić jej w spokoju. Brad przyglądał się temu biernie z poczuciem całkowitej bezradności.

Próbował interweniować w tej sprawie u położnej oddziałowej, a także u doktora Parkera, kiedy wreszcie się pojawił.

– Czy nie można czegoś zrobić, żeby się tak nie męczyła? Z tym monitorem bardzo jej niewygodnie, a po każdym badaniu jeszcze bardziej ją boli!

– Wiem, wiem. – Lekarz pokiwał głową. – Jeśli jednak mamy nie robić cesarki, to przez cały czas musimy wiedzieć, co się z tymi dzieciakami dzieje. A gdybyśmy musieli ją zrobić, to tym bardziej. Nie możemy działać w ciemno.

Dopiero po tej przemowie zwrócił się do pacjentki z krzepiącym uśmiechem:

– No i jak tam leci?

– Jak krew z nosa! – warknęła i nagle zrobiło się jej niedobrze. Odtąd chwytały ją mdłości przy każdym skurczu, a odczuwany poprzednio ucisk nasilał się, jakby prowokował parcie. Po myślała z nadzieją, że może powinna już zacząć przeć i zaraz wszystko się skończy, ale gdy spytała o to położną – ta odrzekła, że do tego jeszcze daleko.

– Dajcie mi coś na ten ból! – wychrypiała, kiedy lekarz znalazł się blisko jej głowy. Słowa z trudnością wydobywały się z jej wyschniętego gardła. – Jakieś lekarstwo…

– Zaraz o tym pomyślimy… – burknął i chciał odejść, ale uczepiła się rękawa jego fartucha i zaczęła płakać.

– Kiedy ja chcę już! – Próbowała się podnieść, ale monitor, i następny skurcz przykuły ją do miejsca. Mogła jedynie kurczowo ściskać rękę Brada i jęczeć: – Boże, dlaczego nikt nie chce mnie wysłuchać?

– Słucham cię, kochanie! – powiedział szybko Brad, ale Pilar nie słuchała.

Wokół niej kręciło się przecież tyle osób i działo się tyle rzeczy naraz, dlaczego więc nie miała na nic wpływu? Mogła jedynie łkać w przerwach między skurczami i krzyczeć podczas nich.

– Powiedz im, żeby coś zrobili… – błagała Brada, ale on mógł tylko powtarzać machinalnie:

– Wiem, kochanie, wiem…

W gruncie rzeczy zaczął w końcu żałować, że wrobił w to wszystko ją i siebie. Musiał teraz przypatrywać się biernie cierpieniom Pilar i nie mógł jej w niczym ulżyć!

– Wieźcie ją na porodówkę! – polecił drugi położnik. – Na wszelki wypadek musimy być przygotowani do cesarki.

– Masz rację – zgodził się lekarz prowadzący Pilar.

W pokoju wszczął się ruch, pojawiły się nowe urządzenia, co dla Pilar oznaczało nowe badania.

Powieźli ją na wózku przez korytarz, chociaż błagała, aby po czekali przynajmniej na przerwę między bólami. Lekarze jednak spieszyli się, bo zgodnie z przewidywaniami doktora Parkera wypadki toczyły się teraz coraz szybciej. Zespół przyjmujący po ród myślał przede wszystkim o bezpieczeństwie dzieci, a nie o wygodzie matki. Dochodziła już pierwsza w nocy, Bradowi wydawało się, że to nigdy się nie skończy.

Na porodówce przeniesiono Pilar z wózka na łóżko porodowe, umieszczono jej nogi w uchwytach i przykryto płachtami. Pielęgniarka założyła jej kroplówkę i unieruchomiła ręce. Pilar narzekała na niewygodę tej pozycji, tym bardziej że do skurczów dołączyły się wściekłe bóle w krzyżach i karku. Nikt jednak nie słuchał jej skarg, gdyż personel zajmował się ważniejszymi sprawami. W pomieszczeniu znajdowało się, oprócz dwóch lekarzy prowadzących Pilar, także troje pediatrów, kilku stażystów i cała armia położnych.