Выбрать главу

Gorączka jednak minęła, a Kyu odzyskiwał apetyt, lecz kiedy całkowicie stanął na nogach, nie był już tak rozmowny jak dawniej, zmieniło się też jego spojrzenie. Teraz wpatrywał się w ludzi jak ptak, który nie do końca wierzy w to, co widzi. Bold już wiedział, że chłopiec opuścił swoje ciało, przeszedł bardo i powrócił jako inny człowiek, o całkowicie odmiennej naturze. Tamten czarny chłopiec już nie żył, ten zaś rozpoczynał właśnie swoją wędrówkę.

— Jak masz na imię? — zapytał Bold.

— Kyu — odpowiedział chłopiec bez widocznego zaskoczenia, jakby nie pamiętał, że już się raz Boldowi przedstawiał.

— Witaj w nowym życiu, Kyu.

Żegluga po otwartym oceanie była dla Bolda całkowicie nowym i zadziwiającym sposobem podróżowania. Niebo płynęło nad ich głowami, a oni jakby stali w miejscu. Bold próbował obliczyć dystans, jaki dziennie pokonywała flota, i zastanawiał się, czy na dłuższą metę ten rodzaj transportu byłby szybszy od koni, nie potrafił jednak dojść do jednoznacznego wniosku. Mógł jedynie wypatrywać pogody i czekać.

Dwadzieścia trzy dni później flota zawinęła do Kalikatu, największego portu na wschodnim Zanji, niemal tak dużego, jak port w Aleksandrii.

Pękate wieże z piaskowca, Wysokie fortece obrośnięte listowiem, Pną się ku słońcu i stykają z niebem. Poniżej drewniane domy, wtulone w zieleń I bruk ulic w centralnych dzielnicach miasta, Które ciągnie się w obie strony wybrzeża, I wcina wysoko pomiędzy wzgórza w oddali. Jak okiem sięgnąć wielkie miasto. Aż po strome ściany gór na horyzoncie.

Chociaż miasto rzeczywiście było ogromne, cały ruch zatrzymał się, kiedy do portu zawinęła chińska flota. Bold, Kyu i Etiopczycy patrzyli przez kraty na rozkrzyczane tłumy, na tych wszystkich kolorowo ubranych ludzi, machających bojaźliwie w ich stronę.

— Chińczycy kiedyś w końcu podbiją świat.

— A wtedy Mongołowie podbiją Chiny — dokończył Bold. Patrzył na Kyu, który obserwował kotłujący się na brzegu tłum.

Jego twarz miała wyraz preta — niepochowanego po śmierci. Takie samo spojrzenie miały demoniczne maski na starych malowidłach Bon, spojrzenie anioła śmierci. Bold widział jeszcze ten wzrok u swojego ojca, który potrafił w wielkim gniewie spojrzeć w głąb duszy człowieka, zabrać to, po co przyszedł, i udaremnić wszelki opór. Widząc ten wyraz twarzy u małego chłopca, Bold poczuł przeszywający dreszcz.

Znów wysłano ich do pracy przy rozładunku. Jedne towary przenosili z pokładu na łodzie, inne z łodzi do ładowni. Nie sprzedano tu jednak ani jednego niewolnika i tylko raz zabrano wszystkich na ląd do pomocy przy sortowaniu i transporcie ogromnego stosu bel tkanin. Musieli nosić je do długich czółen, którymi towar transportowano na pokład floty.

W trakcie tych prac Zheng He popłynął na ląd swoją łodzią malowaną w złote wzory, okutą szlachetnymi metalami i wysadzaną klejnotami i porcelanową mozaiką. Na dziobie jaśniał złoty galion. Zheng wstąpił na trap, miał na sobie złotą szatę, haftowaną błękitnymi i czerwonymi nićmi. Jego ludzie rozwinęli przed nim dywan, lecz on zboczył z niego, aby z bliska przyjrzeć się załadunkowi. Był to potężny mężczyzna, wysoki, barczysty i dumny niczym jego własny okręt na głębokim zanurzeniu. Nie był to Han, ale… eunuch. Wszystko, co mówili o nim Abisyńczycy, okazało się prawdą. Bold zerkał kątem oka na Zhenga i zauważył, że Kyu odstawił swoją belę materiału i w całkowitym bezruchu wpatrywał się w admirała. Zapomniał o pracy, mierzył Zhenga wzrokiem jastrzębia patrzącego na mysz. Bold szarpnął Kyu za ramię i pchnął go z powrotem do pracy.

— Chodź, Kyu, pamiętaj, że jesteśmy skuci tym samym łańcuchem, ruszaj się albo cię ogłuszę i będę ciągnął po ziemi. Nie chcę mieć przez ciebie żadnych kłopotów. Zapytaj Tary, co się dzieje z niewolnikami, którzy zadzierają z takimi jak Zheng.

Z Kalikatu pożeglowali na południe, do Sri Lanki. Niewolnicy zostali na pokładzie, a na ląd zeszli żołnierze, którzy nie wracali przez kilka następnych dni. Sądząc po zachowaniu pozostałych oficerów, Bold stwierdził, że tamci musieli wyprawić się na kampanię. Zaczął uważnie obserwować pozostałych wojskowych, którzy z każdym kolejnym dniem stawali się bardziej niespokojni. Bold wolał się nie zastanawiać, co by było, gdyby Zheng He nie wrócił. Mimo wszystko pewnie nie odpłynęliby od razu. Bombardierzy uwijali się jak w ukropie, przygotowując swój wybuchowy arsenał, kiedy admiralska łódź i towarzyszące jej inne łodzie wyłoniły się z wewnętrznego portu Sri Lanki i sunęły pośpiesznie w ich stronę. W mgnieniu oka byli na pokładzie i wznosili triumfalne okrzyki. Nie tylko udało się im wyjść cało z zasadzki przygotowanej na nich w głębi lądu, lecz również pojmać zdradzieckiego i samozwańczego władcę, który zasadzkę tę kazał zorganizować. Przy okazji uwięzili również prawowitego władcę — cała historia była dość niejasna, gdyż nie wiadomo było, który z nich jest który i dlaczego Chińczycy poczuwali się w mocy, aby razem z samozwańcem uprowadzić prawowitego władcę. Najbardziej zdumiewające było to, jak powiadano, że prawowity władca od dawna znajdował się w posiadaniu najświętszej relikwii tej wyspy, zęba Buddy, zwanego Dalada. Zheng uniósł mały, złoty relikwiarz, aby wszyscy na pokładzie mogli zobaczyć cenne trofeum. Niewątpliwie był to ludzki kieł. Cała załoga, pasażerowie, niewolnicy i wszyscy inni spontanicznie, głośno i długo wyrażali uznanie, wydając z siebie rozdzierające okrzyki.

— Niezły dar od losu — powiedział Bold do Kyu, kiedy uciążliwy zgiełk nieco przycichł. W głębi duszy Bold uważał tę relikwię za zbyt hojny dar, aby na jego widok się nie zlęknąć. Złożył dłonie i zaintonował sutrę Zstąpienie na Lankę. Niewątpliwie ten sam lęk wyrażał się w większości okrzyków załogi. Budda pobłogosławił niegdyś Sri Lankę, tę niezwykłą ziemię, na której rosto drzewo Bohdi, a jego skrystalizowane łzy nadal toczyły się po zboczach świętej góry, wznoszącej się w centralnej części kraju. Na owej górze Adam zostawił niegdyś odcisk swej stopy. To oczywiste, że nie powinno się zabierać Dalady z jej pierwotnego miejsca, zwłaszcza z kraju błogosławionego, jakim jest Sri Lanka. Bez wątpienia czyn ten był wielce zuchwały.

Kiedy okręt popłynął dalej na wschód, opowieść o wydarzeniu okrążyła cały statek. Mówiono, że Dalada jest jak pieczęć potwierdzająca prawo króla do sprawowania władzy i że relikwia powróci na Sri Lankę, kiedy cesarz Yongle ureguluje wszystkie kwestie prawne tego przypadku. Niewolników uspokoiła ta wiadomość.

— Zatem to cesarz Chin zdecyduje, kto będzie rządził wyspą — powiedział Kyu. Bold skinął giową. Cesarz Yongle sam doszedł do władzy w wyniku brutalnego przewrotu. Bold nie do końca wiedział, który z lankijskich pretendentów do tronu mógłby być jego sprzymierzeńcem. Fakt pozostawał faktem, Dalada był z nimi na pokładzie.

— To bardzo dobrze — powiedział do Kyu po długim namyśle — nic złego nie może nam się stać podczas tego rejsu.

I tak też było. Ciemne nawałnice zmierzające prosto na nich niezauważenie wyparowywały tuż przed uderzeniem. Wielkie fale kołysały horyzontami, potężne, smocze ogony biły morską pianę, a oni pośrodku żeglowali po spokojnym morzu, w otulającej ich zewsząd ciszy. Przepłynęli cieśninę Malakka i bez większych przeszkód minęli Palembang. Będąc już bardziej na północy, nie padli ofiarami piratów ani japońskich wakou. Z drugiej strony, jak zauważył Kyu, żaden pirat o zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się narażać tak potężnej flocie, bez względu na to, czy byłaby ona w posiadaniu zęba Buddy, czy nie.