— Podążając za nim, zwiedzasz wiele nowych miejsc.
— Tak, ciągle objawia się coś nowego, poza tym bardzo ciężko pracujemy, odkąd opuścił swoje ciało. Dzięki szybkiemu rozwojowi żeglugi trafia do nas coraz więcej pożytecznych i zadziwiających tekstów, niektóre nawet z Firanii. Mam coraz silniejsze wrażenie, że wyspa zwana Anglią była czymś w rodzaju nienarodzonej Japonii po drugiej stronie świata. Teraz mają tam rosnące od stuleci lasy, które porastają stare ruiny. Drewna im nie brakuje, więc handlują nim i sami budują statki. Przywożą nam książki i rękopisy, odnalezione w ruinach, a naukowcy z Trawankoru, którzy nauczyli się tamtejszych języków, przekładają co ciekawsze z nich. Tacy ludzie, jak Mistrz z Henly, byli bardziej rozwinięci, niż myślisz. Popierali wydajność organizacji i precyzyjną księgowość, przeprowadzali kontrole ksiąg i wykonywali testy na danych finansowych w celu ustalenia zysków — jednym słowem prowadzili swoje gospodarstwa w sposób racjonalny, zupełnie tak jak my. Wykorzystywali energię rzek do napędzania miechów, potrafili rozpalać piece do białosci lub przynajmniej uzyskiwać jasnożółty ogień i już w tamtych czasach niepokoił ich proces degradacji lasów. Mistrz z Henly obliczył, że w ciągu czterdziestu dni w jednym piecu można spalić wszystkie drzewa w lesie w promieniu yoganda.
— Prawdopodobnie kiedyś znowu tak będzie — powiedział Ismail.
— Szybciej niż się tego spodziewamy. Tymczasem, właśnie dzięki temu się bogacą.
— A jak jest tutaj?
— My bogacimy się inaczej. Pomagamy Kerali, a on, z miesiąca na miesiąc, powiększa królestwo i wewnątrz jego granic inicjuje szeroki postęp. Zbiory są coraz obfitsze, produkuje się coraz więcej tkanin i jest coraz mniej wojen i rozbójnictwa.
Bhakta oprowadziła Ismaila po całym obiekcie. Kompleks świątynny przecinała bystra rzeka, której wody przepływały przez cztery młyny, wprawiając w ruch ich wielkie, drewniane koła, a następnie przez śluzę wpadały do dużego zbiornika. Ziemię wokół rwącego strumienia porastał zielony trawnik i palmy kokosowe, tylko drewniane hale, stojących nieopodal, po obu stronach rzeki młynów ciągle huczały, stukotały i wyły, a biały dym buchał z kominów sterczących ponad dachami.
— Odlewnia, huta, tartak i manufaktura.
— W listach wspominałaś też o prochowni.
— Tak, ale Kerala nie chciał nas tym obarczać, jako że buddyzm z reguły wyrzeka się przemocy. Nauczyliśmy jego armię kilku rzeczy o budowie broni, bo przecież to w końcu oni mają bronić Trawankoru. Prosiliśmy o to Keralę, powiedzieliśmy mu o tym, jak ważna dla buddysty jest praca na rzecz dobra, a on obiecał, że na wszystkich ziemiach, które kiedykolwiek znajdą się pod jego rządami, ustanowi prawo, które będzie trzymać ludzi z dala od występku i przemocy. Efekt jest taki, że sami pomagamy mu bronić ludzi. Niejeden patrzy na to podejrzliwie, widząc, jak postępują inni władcy. Ten jednak bardzo interesuje się prawem. Koniec końców, robi to, co mu się podoba, lecz wiedz, że on naprawdę miłuje prawo.
Ismail przypomniał sobie niemal bezkrwawe zakończenie podboju Konstantynopola.
— Coś w tym musi być. Inaczej już byłbym martwy.
— To prawda. Opowiedz mi o tym. Słyszałam, że stolica Osmanów nie broniła się zbyt zaciekle.
— Tak, ale częściowo stanowiło to skutek zaciekłego ataku. Ludzie byli zdezorientowani waszą żelazną flotą i workami latającymi na niebie.
Bhakta słuchała z zaciekawieniem.
— Muszę przyznać, że to nasza robota, choć zgodzisz się ze mną, że statki wcale nie prezentują się okazale.
— Wystarczy, że każdy z nich jest przenośną baterią artylerii.
— Przeorysza skinęła głową.
— Mobilność to jedno z haseł przewodnich Kerali.
— Trudno o lepszy pomysł. W ostatecznym rozrachunku mobilność zawsze bierze górę. Przy okazji można zbombardować wszystko, co znajduje się w zasięgu strzału od morskiego brzegu. Tak się jednak złożyło, że Konstantynopol w całości leży w zasięgu strzału z morza.
— Wiem, co chcesz powiedzieć.
Po skończonej herbacie przeorysza oprowadziła Ismaila po klasztorze, warsztatach, dokach i stoczniach, w których panował hałas i zgiełk. Późnym popołudniem udali się z powrotem do szpitala i Bhakta zaprowadziła Ismaila do pomieszczeń, w których odbywały się zajęcia dla mnichów, uczących się medycyny. Wszyscy nauczyciele zebrali się, aby go powitać i pokazać mu półkę na wielkim regale z książkami i papierami, przeznaczoną na listy i szkice, które przez wiele lat wysyłał Bhakcie. Jego własne dzieła zostały skatalogowane według systemu, którego nie potrafił zrozumieć.
— Każda strona została wielokrotnie skopiowana — powiedział jeden z mężczyzn.
— Wasze praktyki są całkiem inne od chińskiej medycyny — zauważył inny. — Mamy nadzieję, że zechcesz porozmawiać z nami o różnicach między ich teorią a waszą.
Ismail potrząsnął głową, przeglądając pozostałości po swoim poprzednim życiu. Nigdy by nie powiedział, że napisał aż tak wiele. Pewnie na tej półce również leżało wiele duplikatów.
— Nie mam żadnej teorii — powiedział — spisywałem tylko to, co widziałem. — Jego twarz skamieniała. — Oczywiście z chęcią porozmawiam z wami, o czymkolwiek będziecie chcieli.
Przeorysza powiedziała:
— Najlepiej byłoby, gdybyś mówił do całego zgromadzenia. Z pewnością wielu chciałoby cię posłuchać i zadać pytania.
— Oczywiście.
— Dzięki ci. Zatem jutro zbierzemy się wszyscy.
W mieście rozległ się dzwon zegara, obwieszczający nadejście pełnej godziny i zmiany warty.
— Jakiego zegara używacie?
— Jednej z wersji wahadła rtęciowego, pomysłu Bhaskary — odpowiedziała Bhakta i poprowadziła Ismaila do wysokiego budynku, w którym znajdował się zegar. — Jest nieoceniony przy obliczeniach astronomicznych. Używając go, Kerala ogłosił nadejście nowego roku o wiele dokładniej niż kiedykolwiek wcześniej. Mówiąc szczerze, przeprowadzamy teraz próby z chronometrami o mechanizmie wychwytu napędzanym doczepionymi ciężarkami. Testujemy również zegary z mechanizmem sprężynowym, które mogą przydać się na morzu, gdzie precyzyjny pomiar czasu jest niezbędny do ustalenia długości geograficznej.
— O nawigacji wiem niewiele.
— Wiem. Zajmujesz się przecież medycyną.
— Zgadza się.
Następnego dnia udali się z powrotem do szpitala, gdzie w przestronnej sali operacyjnej zebrało się liczne grono mnichów i mniszek ubranych w brązowe, rdzawoczerwone i żółte szaty. Audytorium rozsiadło się na ziemi, a Bhakta nakazała asystentom przynieść i rozłożyć przed Ismailem grube księgi i atlasy z rycinami anatomicznymi, w większości autorstwa Chińczyków.
Wszyscy czekali w milczeniu, aż zacznie mówić, więc odezwał się:
— To dla mnie zaszczyt, móc podzielić się z wami moją wiedzą. Nie mam pewności, czy to, co mam do powiedzenia, przyda się wam w praktyce, gdyż niewiele mi wiadomo na temat jakiegokolwiek formalnego systemu medycyny. Studiowałem nieco starożytnych klasyków greckich, przełożonych przez Ibn Sina i innych, lecz niewiele z nich skorzystałem. Trochę z Arystotelesa, nieco więcej z Galena. Osmańska medycyna sama w sobie nigdy nie była czymś nadzwyczajnym. Prawdę mówiąc, nigdzie nie znalazłem ogólnej teorii, która pasowałaby do tego, co widziałem na własne oczy, więc już dawno temu zaniechałem stawiania wszelkich hipotez na rzecz szkiców i opisów tylko tego, co widziałem. Musicie zatem opowiedzieć mi co nieco o tych chińskich systemach, jeśli potraficie opisać je w języku perskim, a ja powiem wam, w jakim stopniu pokrywają się one z moimi obserwacjami. — Wzruszył ramionami. — To wszystko, co mogę zrobić. Wszyscy wpatrywali się w Ismaila, a on niespokojnie mówił dalej: