Выбрать главу

Ósmego dnia czwartego księżyca odbywało się kolejne duże święto, poświęcone bóstwu opiekuńczemu miejskich rzemieślników. Szeroka cesarska droga przecinająca stare miasto z północy na południe wypełniła się hucznymi paradami, urządzanymi przez członków wszystkich gildii. Później zabawa przenosiła się nad Jezioro Zachodnie, gdzie można było wziąć udział w wyścigu smoczych łodzi bądź rozerwać się na wiele innych sposobów, jakie zwykle oferowało nabrzeże. Każda gildia miała swoje własne kostiumy, maski, parasolki, chorągiewki lub bukieciki, którymi wymachiwali, idąc razem, ustawieni w kwadraty, i wykrzykując:

— Dziesięć tysięcy lat! Dziesięć tysięcy lat!

Robili tak, odkąd w Hangzhou mieszkali cesarzowie, którzy przyjmowali z radością te pełne nadziei życzenia długowieczności. Wygodnie ułożeni na brzegu jeziora, uważnie śledzili korowodowy taniec stu młodych eunuchów — tradycyjny obrządek ściśle związany z tym świętem. Kyu jak zahipnotyzowany przyglądał się roztańczonym dzieciom.

Później tego samego dnia Bold i Kyu zostali przydzieleni do jednej z lodzi wypoczynkowych Shena, stanowiących przedłużenie jego restauracji.

— Dla naszych pasażerów przygotowaliśmy dziś wspaniałą ucztę! — wołał Shen, kiedy przybyli na miejsce i zaczęli wchodzić na pokład — będziemy serwować Osiem Przysmaków: smocze wątróbki, szpik Feniksa, łapy niedźwiedzia, małpie usta, nienarodzone króliki, ogon karpia, opiekanego rybolowa a do tego kumis.

Bold uśmiechnął się na myśl o kumisie. Przecież to tylko sfermentowane mleko oślicy, a oni włączają je do Ośmiu Przysmaków. Bold dorastał na kumisie.

— Niektóre z przysmaków zdobywa się łatwiej niż inne — odezwał się, na co Shen zaśmiał się i wepchnął Bolda na pokład.

Wypłynęli na jezioro.

— Za takie kłamstwa powinni ci język odciąć! — zawołał Kyu do Shena, kiedy ten nie mógł go już usłyszeć. Bold roześmiał się.

— Osiem Przysmaków! Co oni sobie wyobrażają!

— Po prostu lubują się w liczbach — stwierdził Kyu — Trzej Oczyszczeni, Czterej Cesarzowie, Dziewięć Ciał Niebieskich…

— Dwadzieścia osiem konstelacji.

— Dwanaście gałęzi czasu, Pięciu Starszych z Pięciu Regionów.

— Pięćdziesiąt gwiezdnych duchów.

— Dziesięć grzechów niewybaczalnych.

— Sześć złych przepisów. Kyu zachichotał.

— Nie, oni nie lubują się w liczbach, oni uwielbiają listy, długie listy rzeczy, które posiadają.

Na środku jeziora Bold i Kyu mogli przyjrzeć się z bliska wspaniale zdobionym smoczym łodziom, przybranym kwiatami, różnobarwnymi chorągiewkami i wiatraczkami. Na każdej z nich szaleni muzykanci przygrywali na bębnach i rogach, jakby chcieli zagłuszyć muzykę, dobiegającą z innych łodzi, podczas gdy stojący na dziobach pikinierzy kijami owiniętymi tkaniną zrzucali ludzi do wody.

Pośród radosnego zgiełku, uwagę zgromadzonych przykuły nagle głosy innej tonacji, niosące się po tafli jeziora. Krzyczeli ludzie na łodziach, którzy pierwsi dostrzegli pożar. W jednej chwili wszelkie zabawy ustały, lodzie spływały gęsiego w stronę lądu i tłoczyły się w dokach, jedna na drugiej. Ludzie przebiegali po łodziach, jedni kierowali się w stronę pożaru, inni do swoich dzielnic. Kiedy Bold i Kyu śpieszyli do restauracji, po raz pierwszy zobaczyli straż pożarną. Każda dzielnica miała własną, w pełni wyposażoną brygadę pożarową, która docierała na miejsce, kierując się oznaczeniami flagowymi na wieżach obserwacyjnych, rozstawionych w całym mieście. W dzielnicach zagrożonych płomieniami dachy nasączano wodą i usuwano pojedyncze zarzewia, niesione przez gorący wiatr. Większość zabudowań w Hangzhou była drewniana lub bambusowa i co jakiś czas w mieście wybuchał pożar, więc mieszkańcy bardzo dobrze znali całą procedurę. Bold i Kyu biegli za Shenem w stronę płonącej dzielnicy, znajdującej się na północ od ich domu, skąd tego dnia wiał wiatr — więc oni również byli w niebezpieczeństwie.

Wzdłuż granicy ognia uwijali się mężczyźni i kobiety. Ludzie ustawiali się w długie kolejki, ciągnące się od najbliższych kanałów, i z rąk do rąk podawali sobie drewniane i bambusowe wiadra, które trafiały do dymiących budynków, gdzie wylewano wodę prosto w płomienie. Było też wielu mężczyzn z kijami, pikami, a nawet z kuszami. Zatrzymywali i wypytywali wszystkich wyciągniętych z alejek ogarniętych pożogą. Nagle część uzbrojonych zaczęta bić jednego, który wyłonił się z płomieni — zakatowali go na śmierć, na miejscu, pośrodku akcji przeciwpożarowej. Ktoś powiedział, że to szabrownik. Wkrótce na miejsce przybyły posiłki wojskowe, wysłane do pomocy przy łapaniu złodziei, których zabijano na miejscu, a czasem po przeprowadzeniu publicznych tortur.

Bold sam zauważył kilka postaci, które pomimo tak wielkiego ryzyka wskakiwały bez wiader w ogień i po chwili wydostawały się z płonących budynków. Walka z szabrownikami była niemal tak samo zażarta jak z żywiołem. Kyu też zwrócił na to uwagę, podając na górę wiadra z wodą — bez skrępowania przyglądał się teraz wszystkiemu dokoła.

Mijały kolejne dni, a każdy następny był bardziej pracowity od poprzedniego. Kyu nadal prawie w ogóle się nie odzywał i chodził z opuszczoną głową, jak zwierzę pociągowe czy pomywacz niezdolny do opanowania chińskiego — tak przynajmniej myśleli o nim wszyscy w restauracji. Chińczycy postrzegali czarnych niewolników jako istoty niższego rzędu.

Bold coraz więcej pomagał I-Li, której najwyraźniej spodobało się jego towarzystwo podczas wycieczek do miasta, kiedy to musiał coraz sprawniej manewrować taczką w tłumie, aby nadążyć za swoją panią.

Zawsze gdzieś się śpieszyła, najczęściej w poszukiwaniu nowych potraw, i zawsze wszystkiego skrupulatnie próbowała. Bold zauważył, że restauracja cieszyła się tak dużym powodzeniem głównie dzięki jej staraniom. Shen bardziej zawadzał niż się przydawał, mylił się w rachunkach na liczydle i ciągle o czymś zapominał, zwłaszcza o swoich długach. Poza tym wynajmował za pieniądze swoich niewolników i kobiety.

Bold cieszył się więc, kiedy I-Li zabierała go do miasta. Czasem odwiedzali Mamę Sung, tuż za Bramą Rezerwowych Skarbców, aby spróbować jej białej zupy sojowej. Przyglądali się, jak Wei Szerokie Ostrze gotuje wieprzowinę na Moście Kotów, a u Chong 5. naprzeciwko Pawilonu Pięciu Przęseł próbowali miodowych racuchów. Z powrotem w swojej kuchni I-Li próbowała odtwarzać spróbowane dania, kręcąc złowieszczo głową i cmokając, jak to miała w zwyczaju robić. Czasem przerywała pracę w połowie i udawała się do swojego pokoju, aby spokojnie rzecz przemyśleć. Po chwili najczęściej wołała Bolda na górę i wysyłała go do miasta z listą przypraw i innych składników, które według niej udoskonalą potrawę.

Przy łóżku w jej pokoju stał stół, a na nim szklane pojemniki z kosmetykami, biżuteria, flakony perfum, kryształowe lustra i puzderka łąkowe, jadeitowe, złote i srebrne — zapewne podarunki od Shena. Bold zerkał ukradkiem na te przedmioty, a ona siedziała i rozmyślała.