Выбрать главу

Za ich plecami rozległ się dźwięk dział. Pociski z poprzedniej salwy spadły niecałe dwieście li od nich. Słońce było coraz wyżej. Wycofali się na podziemny plan, wypełniony błotem i pełen rozmokłych bali, który stał się ostatnio ich siedzibą. Chronili się w okopach, tunelach i jaskiniach. W wielu grotach stały posągi Buddy, przeważnie w niewzruszonej pozie, z dłonią wyciągniętą do przodu jak gliniarz pokazujący odznakę. Po nocnych ulewach na dnie okopów zbierała się woda.

Poniżej w jaskini komunikacyjnej operator telegrafu odbierał kolejne rozkazy. Główny atak miał się rozpocząć za dwa dni szturmem na całej szerokości korytarza. Miało to, jak spekulował Iwa, zakończyć męczący impas. Korek wyskoczył z butelki, dalej na stepy, na zachód, hej ho! Oczywiście nie było na świecie nic gorszego, niż być na szpicy w momencie wielkiego przełomu, stwierdził Iwa tonem naukowca. Kiedyś na froncie już w końcu nie będzie mogło być gorzej, a wtedy wszyscy oddadzą się dogłębnej kontemplacji kolejnych szczebli absolutu. Tak właściwie to już byli w piekle, zmarli za życia, o czym przypominał im Major Kuo z każdą kolejką wypitego rakszi.

— Jesteśmy martwi! Wypijmy więc za Pana Powolną Śmierć! Słuchając tego, Bai i Kuo pokiwali tylko głowami, najgorsze miejsce na Ziemi, może i tak, ale przecież ich zawsze wysyłali w takie miejsca, tam spędzili ostatnie pięć lat życia, a patrząc w szerszej perspektywie, całe życie. Kończąc herbatę, Iwa stwierdził:

— Nie ma co, to będzie fascynujące.

Lubił czytać telegrafy i gazety i próbował wywnioskować z nich, co się działo na świecie.

— Spójrzcie na to — mówił, przeglądając papiery, kiedy wszyscy leżeli już na swoich pryczach — muzułmanie wykopani z Yingzhou. Dwudziestoletnia kampania.

Albo:

— Wielka bitwa morska, zatonęło dwieście okrętów, z czego tylko dwadzieścia naszych, oczywiście nasze są o wiele większe. Na wodach północnego Dahai temperatura zero stopni, ależ tam musi być zimno, dobrze, że nie jestem marynarzem. — Sporządzał własne notatki i szkicował mapy, był prawdziwym badaczem trwającej wojny. Widok radia w jaskini komunikacyjnej cieszył go najbardziej. Potrafił spędzać tam wiele godzin na rozmowach z innymi entuzjastami z całego świata.

— W kisferze będzie dzisiaj wrzało. Słyszałem od koleżki z Południowej Afryki! Niestety, same złe wieści — mówił częściowo do siebie, zaznaczając coś na mapach. — Opowiadał, że muzułmanie znów odbili Sahel, a wszystkich mieszkańców zachodnich terenów wcielili do niewolniczej armii. — Docierające do niego z ciemnej przestrzeni głosy uważał za niepewne źródła informacji, tak samo zresztą jak i oficjalne komunikaty wysyłane z kwatery głównej, przesycone propagandą, zmyślnie skonstruowane kłamstwa, mające zmylić szpiegów wroga.

— Posłuchajcie tego — kpił sobie, leżąc na pryczy i czytając. — Piszą, że wyłapują i mordują wszystkich Żydów, chrześcijan, Romów i Ormian. Poddają ich eksperymentom medycznym… wymieniają ludziom krew na zwierzęcą, by przekonać się, czy przeżyją. Kto to wymyśla?

— Może to prawda — rzucił Kuo. — Mordują wszystkie niepożądane i niepewne jednostki, żeby ustrzec się przed zdradą w polityce wewnętrznej…

— Mato prawdopodobne — odpowiedział Iwa, przewracając stronę — po co marnować taką dobrą siłę roboczą?

Teraz znów siedział przy radiu i wyszukiwał nowych informacji o zbliżającym się szturmie. Nie trzeba było jednak być doktorem wojny, żeby wystarczająco dużo wiedzieć o wielkim przełomie. Bez nich nie byłoby przecież wszystkich dotychczasowych prób, byli integralną częścią wszystkiego, co ich otaczało, a myśl o tym potrafiła skutecznie zepsuć im cały dzień. Przez trzy ostatnie lata front przesunął się o trzy li na wschód. Trzy kampanie ramadanu z rzędu, na których muzułmanie ponieśli kolosalne straty, milion mężczyzn na każdej, liczył na głos Iwa. Więc teraz pewnie walczą już z oddziałami chłopców i kobiet, zresztą po chińskiej stronie nie było lepiej. Tak wielu już zginęło, że ci, którzy przetrwali, zaczęli przypominać Ośmiu Nieśmiertelnych, pogrążonych w lunatycznym śnie, żyjących z dnia na dzień z dala od świata, o którym kiedyś tylko słyszeli lub widzieli przez odwróconą lunetę. Teraz liczyła się dla nich tylko gorąca herbata. Kolejny wielki szturm, ludzkie masy sunące na zachód, w błota, w drut kolczasty, w ogień karabinów maszynowych i deszcz pocisków artyleryjskich spadający z nieba: niech tak się stanie. Popijali gorącą herbatę i nie przeszkadzał im jej gorzki smak.

Bai już chciał mieć to za sobą. Kuo złościł się na Czwarty Kongres Talentu Wojskowego za rozkaz do rozpoczęcia szturmu podczas krótkiej pory deszczowej.

— Oczywiście, czegóż można było się spodziewać po ciele, nazywa jącym się Czwartym Kongresem Talentu Wojskowego?

Analizy Kuo wyjaśniały, dlaczego nie do końca wszystko było w porządku: Pierwszy Kongres tworzyła grupa starszych, próbujących wygrać poprzednią wojnę, Drugi Kongres to zapaleńcy z przerostem ambicji, gotowi używać ludzi jak kul, Trzeci Kongres był złą mieszanką przezornych kaprali i zdesperowanych idiotów, Czwarty Kongres zwołano zaraz po przewrocie, w wyniku którego upadła dynastia Qing, zastąpiona rządem wojskowym. W zasadzie wyglądało to na krok w przód, a nawet dawało nadzieję, że Czwarty Kongres zaprowadzi w końcu jakiś porządek. Niestety, dotychczasowe rezultaty jego działań wcale na to nie wskazywały.

Iwa poczuł, że już zbyt wiele razy omawiali tę kwestię i ograniczył wypowiedź do skomentowania jakości dzisiejszego ryżu. Po posiłku wyszli na zewnątrz i powiedzieli swoim ludziom, żeby byli w gotowości. Oddziały pod dowództwem Baia składały się przeważnie z poborowych z Syczuanu. Trzy oddziały kobiet obstawiały okopy od czwartej do szóstej; wszyscy uważali je za szczęściarki. Kiedy Bai był małym chłopcem, jedyne kobiety, jakie znał, pochodziły z burdeli w Lanzhou, zawsze w ich obecności czuł dyskomfort, jakby zadawał się z przedstawicielami innego gatunku, zmarnowanymi istotami, które przyglądały mu się z otchłani ziejącej pustką, a ich twarze wyrażały powściągliwe przerażenie, połączone z oskarżycielskim grymasem, jakby chciały zawołać: „Ale z was idioci! Zniszczyliście cały świat!”. Teraz jednak, kiedy znajdowały się w okopach, były takimi samymi żołnierzami jak wszyscy dookoła. Tylko ich widok czasem przypominał Baiowi, jak źle stały sprawy — nie było już nikogo na świecie, kto mógłby udzielić im reprymendy.

Tego wieczoru trzej oficerowie zebrali się na krótką naradę radiową z generałem tej części frontu, nowym luminarzem Czwartego Kongresu i człowiekiem, którego w życiu nie widzieli na oczy. Słuchali więc z umiarkowaną uwagą. Mówił zwięźle, kładąc nacisk na ogromne znaczenie szturmu, który miał się rozpocząć następnego dnia.

— To tylko pozoracja — stwierdził Kuo, kiedy generał Shen wsiadał do swojego osobistego pociągu, by udać się z powrotem w głąb interioru. — Pośród nas jest wielu szpiegów, chciał ich zmylić, jeżeli to miałby być prawdziwy moment ataku, już dawno ściągnęłyby tu miliony żołnierzy posiłkowych, a z tego, co słychać, pociągi jeżdżą według normalnego rozkładu.