— A co, jeśli go tam nie ma? — zapytała Kirana.
— Musi być — odpowiedział spokojnie Naser. — Każdy człowiek, który kiedykolwiek żył na świecie, dołożył się do jego ogólnej historii. Jest to jedna opowieść. Da się w niej wyróżnić pewne schematy. Na przykład teoria zderzeń Ibrahima al-Lanzhou. Bez wątpienia znów chodzi mu o pewne aspekty jin i jang, lecz z drugiej strony całkiem jasno tłumaczy, że większość z tego, co na co dzień nazywamy postępem, pochodzi ze zderzenia kultur i cywilizacji.
— Postęp przez zderzenia, co to miałby być za postęp? Widziałeś, co zostało z tych dwóch tramwajów, które kilka dni temu zderzyły się czołowo?
— Ibrahim al-Lanzhou mówi o trzech rdzennych cywilizacjach zajmujących swoje naturalne terytoria: o monoteistycznym Islamie, polite-istycznych Indiach i Chinach niewierzących w żadnego Boga — dodała Kirana.
— To dlatego właśnie Chińczycy zwyciężyli — powiedział Hasan z szelmowskim błyskiem w swoim jedynym oku. — Ostatecznie okazało się, że jednak mieli rację. Świat powstał ze zgęstniałego pyłu kosmicznego, pojawiły się żywe organizmy, które ewoluowały, aż w końcu jedne małpy zaczęły wydawać z siebie więcej dźwięków niż inne i w ten sposób wystartowaliśmy, bez udziału Boga, bez sil nadprzyrodzonych, bez żadnych dusz reinkarnujących raz za razem. Na coś takiego stać było tylko Chińczyków. To oni stworzyli podwaliny nauki, nie szanując żadnego autorytetu, oprócz swoich własnych przodków, i pracując zawsze dla dobra swoich potomków. W ten oto sposób zdobyli władzę nad nami wszystkimi!
— Po prostu jest ich więcej i tyle — powiedziała jedna z podejrzanie wyglądających kobiet.
— Lecz za to potrafią wyżywić większą liczbę ludzi skupionych na bardzo małym obszarze i chociażby to świadczy, iż mają rację!
— Sita każdej kultury może być jej największą słabością. Doświadczyliśmy tego w ostatniej wojnie. Przez swoją areligijność Chiny stały się potwornie okrutne.
Wkrótce w kawiarni pojawiły się kobiety Hodenosaunee, które wcześniej uczestniczyły w wykładzie. Okazało się, że one również były znajomymi Kirany. Ta przywitała je, mówiąc:
— Oto i nasze zwyciężczynie, z kultury, w której kobiety mają władzę. A swoją drogą, ciekawe, czy dałoby się ocenić cywilizacje pod względem osiągnięć ich kobiet.
— Bez kobiet nie byłoby cywilizacji — obwieściła najstarsza wśród nich, która jak dotąd tylko siedziała i robiła na drutach. Miała co najmniej osiemdziesiąt lat, co oznaczało, że przeżyła całą wojnę, ciągnącą się od jej dzieciństwa aż do późnej starości — żadna cywilizacja nie istnieje bez rodzin, które kobiety budują od wewnątrz.
— W takim razie, powiedzcie mi w którym państwie kobiety mają największy udział we władzy politycznej? I jak mężczyźni zapatrują się na pomysł posiadania przez kobiety takiej władzy?
— Chyba w Chinach?
— Nie, raczej wśród Hodenosaunee.
— A nie w Trawankorze?
Nikt nie ośmielił się tego rozstrzygnąć.
— Należy to zbadać! — powiedziała Kirana. — To będzie temat jedne go z projektów, historia kobiet w różnych kulturach świata, ich działanie na arenie politycznej, ich losy. To, że jak dotychczas w historii brakuje takiego opracowania, oznacza, że nadal żyjemy w schyłkowej erze patriarchatu i nigdzie tego tak wyraźnie nie widać, jak w islamie.
5.
Budur oczywiście opowiedziała Idelbie wszystko o wykładzie Kirany oraz o spotkaniu w kafejce po zajęciach. Mówiła z wielkim podekscytowaniem, kiedy razem zmywały naczynia i prały prześcieradła. Idelba kiwała głową, zadawała pytania i wyglądała na zainteresowaną. W końcu jednak powiedziała:
— Mam nadzieję, że tak samo będziesz się przykładać do zajęć ze statystyki. Rozmowy o historii mogą ciągnąć się w nieskończoność, lecz tylko liczby zaprowadzą cię daleko poza słowa.
— Co masz przez to na myśli?
— To, że świat można opisać za pomocą liczb, praw fizycznych i matematycznych wzorów. Jeśli dobrze się je pozna, można zyskać o wiele szersze spojrzenie na istotę rzeczy, a do tego zdobyć doświadczenie, które na pewno przyda się w pracy. Byłabym zapomniała, myślę, że mogę załatwić ci pracę przy zmywaniu naczyń laboratoryjnych. To będzie dla ciebie doskonałe zajęcie, zarobisz trochę pieniędzy i nabierzesz nowych umiejętności. Nie daj się wciągnąć w wir kawiarnianych rozmów.
— Ależ ciociu, rozmowy też są dobre. Uczą mnie tak wielu rzeczy, nie tylko historii, ale również jej znaczenia. Rozmowa rozwiewa wiele wątpliwości. Pamiętasz przecież, jak było w haremie?
— Zgadza się! W haremie możesz mówić, co ci się rzewnie podoba, ale tylko w instytucie możesz uprawiać naukę. Skoro już zadałaś sobie trud, żeby tu dotrzeć, dobrze byłoby wykorzystać tę okazję i czerpać z niej, ile się da.
Słowa te zastanowiły Budur, tak że nie mówiła nic przez dłuższą chwilę. Idelba widziała, jak dziewczyna zastanawia się, więc po chwili sama się odezwała:
— Nawet jeśli chciałabyś studiować historię, co jest całkowicie zrozumiałe, istnieje pewien sposób jej uprawiania, który wykracza poza kawiarniane dysputy, który skupia się na badaniu artefaktów i miejsc z przeszłości oraz dowodzi tego, o czym zaświadczają fizyczne dowody, dokładnie tak, jak w innych naukach empirycznych. W Firanii nie brakuje starożytnych miejsc, które dopiero teraz po raz pierwszy badane są w sposób naukowy, to dopiero musi być fascynujące. Podejrzewam, że zbadanie wszystkich takich miejsc może zająć wiele dekad, a może nawet i stuleci.
Wyprostowała się i spoglądając na Budur, rozcierała sobie lędźwie.
— Chodź ze mną w piątek na piknik. Wezmę cię na wybrzeże i zobaczysz menhiry.
— Menhiry? Co to takiego?
— Zobaczysz w piątek.
Kiedy nadszedł piątek, udały się podróż. Wsiadły razem w tramwaj, którym dojechały aż na końcową stację, daleko na północnym wybrzeżu, następnie przesiadły się na autobus i jechały przez mniej więcej pół godziny, oglądając z okna sady jabłoniowe i wyłaniający się co jakiś czas ocean. Na jednym z kolejnych przestanków Idelba zarządziła wysiadkę, po czym udały się piechotą na zachód. Zostawiły za sobą niewielką wioskę i weszły do lasu ogromnych głazów, poustawianych w długie rzędy na porośniętej trawą, lekko opadającej równinie, z której tu i ówdzie wyrastały stare dęby, tworząc niesamowity widok.
— Kto je tu poustawiał? Frankowie?
— Raczej ktoś przed nimi, a może nawet jeszcze przed Celtami. Nikt tego nie wie na pewno. Jak dotąd nie odnaleziono osad mieszkalnych twórców tego miejsca, a poza tym bardzo trudno ocenić, w którym wieku te głazy ociosano i postawiono na sztorc.
— Przecież ustawienie tak dużej ich liczby musiało zająć całe wieki!
— To zależało od liczby ludzi zaprzęgniętych do pracy. Może budowniczych było tylu, ilu dziś jest naukowców, kto wie? Osobiście jednak nie sądzę, aby tak było, ponieważ w okolicy nie odnaleziono ruin żadnego większego miasta, jak w Egipcie czy na Środkowym Zachodzie. To musiała być jakaś mniejsza populacja, a sama budowa z pewnością trwała długo i kosztowała wszystkich sporo wysiłku.
— W jaki sposób historyk miałby pracować z czymś takim? — zapytała Budur, kiedy szły aleją pomiędzy rzędami głazów, przyglądając się czarnym i żółtym wzorom porostów na ich chropawej powierzchni. Większość z głazów była dwa razy większa od Budur.