Выбрать главу

Weterani słuchali i kiwali głowami. Tak to właśnie jest, zdawały się mówić ich nieme twarze. Dobro zawsze jest niszczone. Ci, których wzrok sięga najdalej, zostają oślepieni. Widząc, jak łapczywie spijają z jej ust każde słowo, niczym głodne psy patrzące na ludzi, posilających się przy stolikach wystawionych przed restauracjami, Budur przynosiła im kolejne pożyczone książki: Księgę Królów Firdausiego, pokaźnych rozmiarów poemat epicki, opisujący Iran przed erą islamu. Jego lektura cieszyła się sporą popularnością, podobnie jak suficcy poeci, Hafiz i oczywiście Rumi i Chajjam. Budur lubiła im też czytać ze swojego egzemplarza Mukadimah Khalduna, w którym strony były gęsto pokryte jej odręcznymi notatkami.

— Khaldun uczy nas tak wiele — mówiła do swoich słuchaczy. — Wszystko, czego dowiaduję się w instytucie, już wcześniej znalazłam w jego dziełach. Jeden z moich wykładowców wyznaje teorię głoszącą, iż wszystko na świecie jest kwestią interakcji trzech czy czterech głównych cywilizacji, z których każda jest państwem rdzennym, otoczonym przez pewną liczbę państw peryferyjnych. Posłuchajcie, co mówi na ten temat Khaldun, w części zatytułowanej Każda dynastia dysponuje daną i nieprzekraczalną ilością ziem i prowincji. — Zaczęła czytać: — „Kiedy dane państwo dynastyczne zajmuje tereny swego pogranicza, jego liczebność staje się niewystarczająca. Jest to moment, w którym ekspansja terytorialna dynastii osiąga punkt kulminacyjny, w postaci zajęcia pasa ziemi dookoła ziem centralnych. Jeżeli dynastia przedsięweźmie dalszy podbój, wówczas jej poszerzające się terytorium pozostanie bez obrony militarnej, otwarte na atak wroga lub państwa sąsiedniego. W ostatecznym rozrachunku ma to niszczący wpływ na dynastię”. Budur podniosła wzrok.

— To bardzo zwięzły opis teorii rdzenno-peryferyjnej. Khaldun wskazuje również na brak muzułmańskiego państwa rdzennego, wokół którego mogłaby się gromadzić reszta współwyznawców.

Jej słuchacze kiwali głowami. Doskonale o tym wiedzieli. Brak koordynacji sił sojuszniczych na różnych frontach wojennych był dość głośnym problemem, który nierzadko przynosił opłakane skutki.

— Khaldun zwraca również uwagę na problem systemowy muzułmańskiej ekonomii, mającej swoje źródła w praktykach Beduinów, o których mówi tak: „Miejsca opanowane przez Beduinów bardzo szybko obracają się w ruinę. Powodem jest to, iż Beduini to naród barbarzyński, przyzwyczajony do barbarzyńskich praktyk. Barbarzyństwo stało się ich naturąi ich sposobem życia. Ulubili je, ponieważ oznacza ono wolność od przywódców i jakiejkolwiek władzy. Tego typu naturalna predyspozycja jest negacją, antytezą cywilizacji”. Dalej pisze tak: „W ich naturze leży grabież wszystkiego, co posiadają inni, a pożywienie znajdują tam, gdzie padnie cień ich miecza”. Następnie formułuje laborystyczną teorię wartości: „Prawdziwym źródłem zysku jest praca. Jeśli brak jest poszanowania dla pracy, a ludzie ją wykonujący nie są odpowiednio wynagradzani, wtedy nadzieje na zysk się rozwiewają i wydajność spada, ludność osiadła zaczyna migrować i cywilizacja podupada”. To niesamowite, jak wiele dostrzegał Khaldun i to w tamtych czasach, kiedy ludzie mieszkający na dzisiejszych terenach Nsary umierali z powodu zarazy, a reszta świata nawet się nie zastanawiała nad podejściem historycznym.

Pora czytania dobiegła końca. Słuchacze kładli się z powrotem na łóżkach lub siadali w fotelach i spędzali bezczynnie kolejne popołudniowe godziny.

Tego dnia Budur wyszła stamtąd jak zwykle z poczuciem winy, ulgi i radości, po czym udała się prosto na zajęcia Kirany.

— W jaki sposób możemy wyrosnąć i odciąć się od naszych korzeni, skoro zabrania nam tego nasza wiara? — zapytała żałosnym tonem wykładowczynię.

— Nasza wiara nic takiego nie mówi — odpowiedziała Kirana — to fundamentaliści powtarzają takie rzeczy, aby utrzymać się przy władzy. Budur była zdezorientowana.

— Lecz przecież Koran w wielu miejscach mówi, że Mahomet jest ostatnim prorokiem, a prawa Koranu są prawami ostatecznymi.

Kirana potrząsnęła niecierpliwie głową.

— To kolejny przypadek czynienia ogólnej zasady na podstawie wyjątku — typowa taktyka fundamentalistów. To fakt, że w Koranie spotykamy wiele prawd, które Mahomet określa mianem wiecznych — są to oczywiste prawidła codziennej egzystencji, jak to o zasadniczej równości wszystkich ludzi — jakże miałoby się ono zmienić? Natomiast bardziej ziemskie wytyczne, dotyczące na przykład budowy państwa arabskiego, zmieniały się wraz z okolicznościami, a nawet wraz z samym Koranem, który również bywa zmienny, jak w przypadku zakazu spożywania alkoholu. Podobnie rzecz się ma z regułą naskh, czyli z egzegezą — późniejsze nakazy koraniczne wypierają te wcześniejsze. Poza tym, w swoich ostatnich słowach Mahomet stwierdził jasno, że pragnie, abyśmy nie pozostawali obojętni na zmieniające się warunki i stale udoskonalali islam, abyśmy szukali nowych rozwiązań moralnych, zgodnych z podstawową wykładnią Koranu, lecz wychodzących naprzeciw nowym sytuacjom.

— Ciekawe, czy któryś z siedmiu skrybów Mahometa mógł zamieścić w Koranie swoje własne koncepcje? — zapytał Naser.

Kirana znów potrząsnęła głową.

— Przypomnijcie sobie, w jaki sposób kompletowano Koran. Pierwszy egzemplarz rękopisu w twardej oprawie, mushaf, został skompilowany przez Osmana, który zwołał do siebie wszystkich, żyjących świadków recytacji Mahometa, jego skrybów, żony i towarzyszy, którzy wspólnie zgodzili się na jedną, właściwą wersję świętej księgi. Żadne interpolacje kopistów nie przetrwałyby tego procesu. Koran jest głosem jednorodnym, głosem Mahometa, głosem Allaha. To wspaniały przekaz o wolności i sprawiedliwości! To hadis zawiera fałszywe przesiania, ustanawia hierarchie i patriarchat, a z wyjątków czyni reguły. To hadis porzuca dżihad większy, czyli walkę z własnymi pokusami, na rzecz dżihadu mniejszego — obrony islamu przed atakiem wroga. Władcy i duchowieństwo wielokrotnie przeinaczali Koran na swój własny użytek. Takie rzeczy działy się oczywiście w przypadku każdej religii. To coś nieuniknionego. Wszystko, co boskie, dociera do nas przyobleczone w ziemską powłokę, przez co jest zmienione. Bóg jest jak deszcz, który spada na ziemię, przez to wiele naszych wysiłków w celu osiągnięcia boskości grzęźnie w błotach, może poza tymi kilkoma sekundami całkowitego zanurzenia w chwilach, o których opowiadają mistycy, kiedy to sami stajemy się deszczem. Sufiowie jednak twierdzą, że takie chwile trwają bardzo krótko. Może więc w końcu nadszedł czas, by wychylić ten kielich żywota do dna i dotrzeć do ukrytej tam prawdy? Podbudowana Budur rzekła:

— A więc w jaki sposób mamy stać się współczesnymi muzułmanami?

— Wcale nie mamy — żachnęła się najstarsza z kobiet, przerywając robótkę ręczną — to właśnie ten starożytny kult pustynny zgładził niezliczoną ilość pokoleń, łącznie z moim i twoim. Najwyższy czas przyjąć to do wiadomości i ruszać dalej.

— Dalej? Ale dokąd?

— Tam, gdzie może nas coś jeszcze spotkać! — zawołała staruszka. — Do tych waszych nauk, chociażby, do samej rzeczywistości! Po co zawracać sobie głowę przestarzałymi wyznaniami?! W każdym z nich mamy do czynienia z dominacją: silniejszego nad słabszym, mężczyzny nad kobietą. A przecież to kobiety rodzą i wychowują dzieci, uprawiają ziemię, zbierają plony, gotują posiłki, dbają o dom i zajmują się starszymi! To kobiety tworzą ten świat! Mężczyźni prowadzą wojny i terroryzują resztę swoimi prawami, religiami i bronią. — Oprychy i gangsterzy, ot cała historia! Nie wiem, dlaczego po tym wszystkim mielibyśmy od nich cokolwiek przejmować!