— Wcale nie — odrzekła Kirana, zapalając papierosa i wskazując na niego, po czym dodała mimochodem: — widzisz, jak nas uzależnili od tego zielska? Tak czy inaczej nie jestem pesymistką, raczej realistką, pełną nadziei, ha, ha! Przeciwności widać wszędzie, jeśli tylko ma się odwagę spojrzeć. — Wykrzywiła twarz, zaciągając się papierosem. — Wybacz, znów mam skurcze. O, już! Dotychczasowa historia przypomina mi nieco menstruację: w załomach codziennego życia ukryte jest jajo wszelkiej możliwości, hordy mikroskopijnych barbarzyńców próbują wtargnąć do środka i odnaleźć je, lecz nie udaje im się to, więc walczą między sobą. Ostatecznie wszyscy tracą szansę w obfitej, krwawej jatce i wszystko zaczyna się od nowa.
Budur roześmiała się, wstrząśnięta i rozbawiona zarazem. Nigdy wcześniej sobie tego tak nie wyobrażała. Kirana uśmiechnęła się przebiegle, widząc jej reakcję.
— Czerwone jajo — powiedziała — krew i życie — jej kolano jeszcze mocniej przywarło do nogi Budur. — Pytanie brzmi, czy hordom plemników kiedykolwiek uda się odnaleźć jajo? Czy jednemu z nich uda się wyrwać do przodu, zapłodnić je i uczynić świat brzemiennym? Czy kiedyś w końcu narodzi się prawdziwa cywilizacja? Czy też historia skazana jest na pozostanie bezpłodną starą panną!
Kobiety roześmiały się w głos, lecz tylko Budur z wyraźnym skrępowaniem.
— No cóż, chyba musi sobie najpierw znaleźć odpowiedniego partnera — odrzekła nieśmiałe.
— Zgadza się — powiedziała Kirana z emfazą, a kąciki jej ust uniosły się nieznacznie. — Może Marsjan?
Budur przypomniała sobie „praktyki pocałunków” prowadzone przez kuzynkę Yasminę. Kobiety zakochane w kobietach, kobiety kochające się z kobietami. Było to dość powszechne w zawiji, jak i pewnie wszędzie indziej. W końcu zarówno w Nsarze, jak i na całym świecie było o wiele więcej kobiet niż mężczyzn. Na ulicach Nsary czy w kawiarniach trudno było uświadczyć trzydziesto-, czterdziestoletnich mężczyzn, a ci, których się widywało, sprawiali wrażenie nawiedzonych lub co najmniej podejrzanych, bujających w obłokach palonego opium i świadomych swojej udanej ucieczki przed przeznaczeniem. To wszystko jednak na nic. Całe pokolenie mężczyzn zostało unicestwione, więc teraz wszędzie widywało się pary kobiet. Chodziły za rękę, mieszkały wspólnie w zawijach i w piętrowych domach bez wind. Od czasu do czasu Budur słyszała ich odgłosy w zawiji, w łaźni, w toalecie i na korytarzach, kiedy późną nocą wracały z miasta. Było to częścią ich życia, bez względu na to, co mówili ludzie. Ze dwa razy Budur sama uczestniczyła w haremowych zabawach, urządzanych przez Yasminę. Yasmina lubiła czytać na głos romantyczne powieści, słuchać audycji i tęsknych piosenek, które na falach radiowych płynęły do niej prosto z Wenecji. Później spacerowała po dziedzińcu, śpiewała w świetle księżyca i wyobrażała sobie, że w tych chwilach podgląda ją z ukrycia mężczyzna, który za chwilę przeskoczy przez mur i porwie ją w ramiona. Niestety, w okolicy nie było mężczyzny. Spróbujmy poćwiczyć razem, jak to jest, szeptała matowym głosem do ucha Budur, żebyśmy wiedziały, co robić, kiedy… Zawsze wypowiadała te same słowa, a potem całowała namiętnie usta Budur i przywierała do niej swoim ciałem, a zanim Budur zdążyła się otrząsnąć, już czuła, jak namiętność przelewała się w jej usta, niczym energia ki, przekazywana wprawną dłonią uzdrowiciela. Odwzajemniając pocałunek, zastanawiała się: czy kiedy spotkam się z mężczyzną, moje serce też będzie tak mocno bić? Czy to możliwe?
Kuzynka Rima miała jeszcze większą wprawę. Nie była jednak tak namiętna jak Yasmina i, podobnie jak Idelba, raz była zamężna, a później zamieszkała w zawiji w Rzymie. Zwykle stała z boku i patrzyła na nie swoim chłodnym wzrokiem: nie, nie tak. Spójrz, musisz stanąć albo usiąść okrakiem nad nogą mężczyzny, którego całujesz, i mocno przycisnąć swoją kość łonową do jego uda. To sprawi, że on oszaleje. W ten sposób zamyka się obieg i ki zaczyna płynąć w was obojgu, jak w dynamie. Kiedy same spróbowały, nie miały już żadnych wątpliwości. W takich chwilach Yasmina oblewała się rumieńcem i zawodziła mało przekonującym tonem, że nie, że tak nie wolno, że to jest złe, na co Rima tylko parskała śmiechem i mówiła, że w haremach na całym świecie to zupełnie normalne. Oto, jak głupi są mężczyźni, oto, jakimi prawami od zawsze rządził się świat.
Teraz więc, w odmętach nocy, w tej nsareńskiej kafejce, Budur odwzajemniła dotyk Kirany, przyciskając do niej swoje kolano, w znany jej sposób, który był zarazem przyjazny i neutralny w swojej wymowie. Od tamtego czasu po wykładach zawsze starała się wychodzić z sali razem z innymi studentami i unikać spojrzenia Kirany, kiedy ta patrzyła jej prosto w oczy. Za to w każdej innej chwili wodziła za nią wzrokiem, sama nie wiedząc dlaczego. Może dlatego, że nie była pewna, jak wpłynęłoby to na jej studia i na jej życie, gdyby zareagowała wówczas bardziej pozytywnie i zaangażowała się w to, czymkolwiek mogłoby to być, poza pocałunkami i pieszczotami. Seks w postaci, którą znała, był tylko najbardziej bezpośrednim elementem relacji, a co z całą resztą? Nie była pewna, czy chce się wiązać ze starszą i tak emocjonalną kobietą, która była jej nauczycielką i nadal w pewnym sensie obcą osobą. Z drugiej strony, świat pozostałby na zawsze nieznany, gdybyśmy się w nic nie angażowali.
13.
Kirana i Budur stały obok siebie na przyjęciu, odbywającym się na zatłoczonym patio, z którego roztaczał się widok na rzekę Liwaya, tuż przed miejscem, gdzie jej koryto przechodziło w szerokie estuarium. Ich ramiona ledwo się stykały, niby przypadkiem, jak gdyby tłum gromadzący się wokół możnego patrona sztuk i filozofa Tahara Labida był tak duży, że po prostu musiały stać tak, a nie inaczej, aby móc spijać nektar płynący z jego ust. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że był on potwornym gadułą i samochwałą, człowiekiem, który powtarzał twoje imię za każdym razem, kiedy w trakcie rozmowy się do ciebie zwracał. Zaiste odpychające, jak gdyby próbował tobą zawładnąć lub po prostu usiłował, przy całym swoim solipsyzmie, zapamiętać, z kim prowadził dialog i do tego nigdy nie zauważał, że właśnie przez to ludzie mieli ochotę uciekać przed nim, jak najdalej się dało.
Po niejakiej chwili Kiraną wstrząsnął dreszcz, być może wywołany samouwielbieniem mówcy, które zbyt dobrze przypominało jej ją samą, aby mogła się odprężyć, więc poprowadziła Budur na stronę. Ujęła jej dłoń, całą wyblakłą i spękaną od ciągłego sprzątania, i rzekła:
— Powinnaś używać gumowych rękawic. Myślę, że w laboratorium mogliby zrobić jedną parę dla ciebie.
— Już je dostałam i nawet ich używam, ale czasami trudno w nich chwytać.
— Mimo wszystko…
Ta szorstka uwaga odnośnie stanu dłoni Budur padła z ust wielkiej intelektualistki i nauczycielki, w chwili gdy otoczył ją wianuszek słuchaczy, pytających ją o opinię na temat pewnej chińskiej feministki. Budur wsłuchiwała się w jej wyczerpującą wypowiedź, śledząc ruch jej warg, Kirana mówiła o początkach feminizmu, wywodzącego się od chińskich muzułmanów, a w szczególności od Kang Tongbi, która za namową męża, chińsko-muzułmańskiego uczonego Ibrahima Ibn Hassam, stworzyła podwaliny feminizmu, który następnie rozwijany był w głębi Chin przez wiele pokoleń chińskich kobiet, żyjących w późnym okresie dynastii Qing. Większość z ich dokonań była oczywiście kwestionowana przez imperialnych urzędników, dopóki nie nadeszła Długa Wojna, która wszystkie dotychczasowe kodeksy postępowania rozpuściła w czystym racjonalizmie wojny totalnej. Żeńskie oddziały wojskowe i grupy pracownicze zakładów przemysłowych na całym świecie wypracowały sobie na tyle silną pozycję, że nawet najgorliwsze starania urzędników nie będą już w stanie ich jej pozbawić. Kirana potrafiła wyrecytować z pamięci listę żądań z okresu wojennego, sporządzoną przez Chińską Radę Żeńskich Pracowników Przemysłowych, i teraz właśnie to zrobiła: