Выбрать главу

— Taką właśnie osobą była moja ciotka — powiedziała Budur. Odłożyła książkę i sięgnęła po następną, wychodząc z założenia, że na jeden dzień wystarczy literatury inspirowanej Idelbą, a poza tym wcale jej to nie poprawiało samopoczucia. Książka, którą wyciągnęła z torby, nosiła tytuł Opowieści nsareńskiego żeglarza i zawierała prawdziwe historie o tutejszych ludziach morza, o rybakach i ich przygodach pachnących rybami i wielkim niebezpieczeństwem, lecz również morskim powietrzem, falami i wiatrem. Żołnierzom już wcześniej spodobały się fragmenty tego dzieła.

Tym razem przeczytała im historię zatytułowaną Wietrzny ramadan, której akcja działa się we wczesnej erze żaglowców, kiedy to przeciwne wiatry uniemożliwiały wejście do portu flocie zbożowej, przez co statki musiały zakotwiczyć w pewnej odległości od lądu. Kiedy zapadł zmrok, wiatr zmienił kierunek i znad Atlantyku nadeszła potężna burza, która ludziom na morzu odcięła drogę powrotną na ląd, a tym na lądzie pozwalała jedynie przemierzać nerwowym krokiem zatopiony w mroku brzeg. Autor sprawozdania miał żonę, zajmującą się trojgiem półsierotek, których ojciec był jednym z kapitanów zagrożonej floty. Nie mogąc już dłużej przyglądać się nerwowej zabawie dzieci, autor wyszedł na nabrzeże, gdzie dołączył do innych ludzi, podziwiających z trwogą potęgę żywiołu. Rano na plaży widać było linię wysokiego stanu wody, w postaci wstęg napęczniałego ziarna zalegających na piasku, i wszyscy już wiedzieli, że stało się najgorsze.

— Ani jeden statek nie przetrwał nawałnicy i przez cały dzień morze wyrzucało na plażę martwe ciała marynarzy, a jako że był to piątek, muezin jak zwykle udał się na minaret, aby odśpiewać zawołanie na modlitwę. Wtedy miejscowy idiota zatrzymał go, krzycząc gniewnie: „Któż w takiej chwili mógłby chwalić Pana?”.

Budur zamilkła. W pokoju zapadła głęboka cisza. Niektórzy mężczyźni kiwali głowami, jak gdyby mówili: no cóż, tak bywa, też mógłbym tak powiedzieć. Inni wyciągali ręce, jakby chcieli wyrwać jej z rąk książkę albo czynili gesty wypraszające ją z pokoju. Gdyby mieli wzrok, pewnie odprowadziliby ją teraz do drzwi. W tej sytuacji jednak nikt nie wiedział, jak się zachować.

Powiedziała im coś niewyraźnym głosem, wstała i opuściła szpital. Poszła w dół rzeki przez miasto, w stronę doków, a później na koniec mola. Wspaniałe, błękitne morze chlupotało pomiędzy głazami, rozpylając w powietrzu czystą, słoną mgłę. Budur usiadła na kamieniu wygrzanym w popołudniowym słońcu i patrzyła, jak nad Nsarę nadciągają chmury. Przepełniał ja żal, tak jak basen morza wypełniała słona woda, nadal jednak coś w tym gwarnym i zatłoczonym mieście dodawało jej otuchy. O, Nsaro, teraz jesteś moim jedynym, żyjącym krewnym, teraz ty będziesz moją ciotką, Nsaro.

20.

Nadszedł czas spotkania z Pilalim. Był to niski, egocen — tryczny mężczyzna o marzycielskim usposobieniu i słabych zdolnościach komunikacyjnych, którego najwyraźniej obchodziła wyłącznie jego własna osoba. Budur miała wrażenie, że tylko zdolności z zakresu fizyki mogą rekompensować jego wyjątkowy brak wdzięku.

Jego głęboki żal z powodu śmierci Idelby bardzo ją zaskoczył. Budur często myślała, że na co dzień traktował ją jak część wyposażenia laboratorium, jak niechcianego, aczkolwiek niezbędnego współpracownika. Teraz, kiedy odeszła, siedział na ławce, na rybackim molu, gdzie zwykł przesiadywać z Idelbą w czasie słonecznej pogody. Westchnął i rzekł:

— Tak przyjemnie się z nią rozmawiało o tych wszystkich rzeczach. Idelba była wyśmienitym fizykiem. Coś ci powiem, gdyby urodziła się mężczyzną, wszystko potoczyłoby się inaczej. Myślę, że mogłaby wówczas odmienić świat. Oczywiście było sporo rzeczy, na których się nie znała, ale za to miała wyjątkowy dar rozumienia mechanizmów pewnych zjawisk. Kiedy nasza praca utykała w martwym punkcie, ona przypuszczała zmasowany atak i potrafiła przebić głową mur, aby dojść do rozwiązania. I kiedy ja już się poddawałem, ona walczyła dalej i zawsze potrafiła znaleźć jakiś nowy, sprytny sposób na uporanie się z przeciwnościami. Jeśli mur nie walił się od jej uderzeń, wtedy próbowała obejść go dookoła — to było wspaniałe. Była naprawdę cudownym człowiekiem. — Pilali miał poważny wyraz twarzy i z emfazą wypowiadał słowo „człowiek”, nie „kobieta”, jak gdyby Idelba już wcześniej nauczyła go, do czego zdolne są kobiety, a był przecież na tyle bystry, aby jej naukę zapamiętać. Nigdy również nie popełniał błędu wysuwania tez o wyjątkowości tego czy owego, gdyż żaden szanujący się fizyk nie traktował wyjątku jako kategorii ostatecznej. Rozmawiał teraz z Budur niemal tak samo jak z Idelbą albo ze swoimi kolegami, z tym że był nieco bardziej uważny i skoncentrowany na osiągnięciu choćby pozoru ludzkiej normalności, co chwilami nawet mu się udawało. Pozostał tym samym, roztargnionym i nieeleganckim młodzieńcem, lecz z czasem Budur polubiła go.

Tak się złożyło, że Pilali również zaczął się nią bliżej interesować i przez kilka kolejnych miesięcy zalecał się do niej na swój osobliwy sposób. Przychodził pod zawiję, poznawał tamtejszą rodzinę Budur, słuchał, kiedy opowiadała o swoich problemach ze studiami historycznymi, a sam, czasami nawet zbyt obszernie, opowiadał o trudnościach, z jakimi borykał się na polu fizyki oraz w pracy w instytucie. Podzielał jej upodobanie do nocnego życia i najwyraźniej nie przejmował się grzechami młodości, jakie Budur zdążyła popełnić w czasie swojego pobytu w Nsarze. Nie zwracał na to uwagi, koncentrował się na sprawach związanych z umysłem, nawet wówczas kiedy siedział w kawiarni, sącząc brandy i notując coś zawzięcie na serwetkach, co było jego kolejnym osobliwym nawykiem. Potrafili godzinami rozmawiać o historii. To pod wpływem jego głębokiego sceptycyzmu i materializmu dokonał się w jej ostateczny zwrot w działalności naukowej. Porzuciła historyczne dociekania na rzecz archeologii, zostawiła teksty i zajęła się artefaktami. Przyjęła część jego argumentacji, zgadzając się, że teksty zawsze były tylko odzwierciedleniem pewnych wrażeń człowieka, podczas gdy przedmioty charakteryzowała niezmienna rzeczywistość. Oczywiście przedmioty pociągały za sobą ludzkie wrażenia i zazębiały się z nimi, tworząc gęstą sieć argumentów, którą każdy student przeszłości musiał umieć zaprezentować, chcąc czegokolwiek dowieść. Budur znalazła sporą pociechę, mogąc rozpoczynać badania od narzędzi i budowli, a nie od słów z przeszłości. Była już zmęczona destylowaniem brandy.

Zaczęła świadomie rozwijać w sobie tę dociekliwość wobec świata rzeczywistego, którą Idelba tak bardzo sobie ceniła, i robiła to przede wszystkim w celu uczczenia jej pamięci. Za bardzo tęskniła za Idelbą, by móc tak po prostu o tym myśleć. Musiała zasłaniać się takimi jak ten i innymi sposobami składania jej hołdu i przywoływania jej obecności, na przykład przez przejmowanie jej nawyków. Czasami miała wrażenie, jak gdyby sama była kimś w rodzaju Madame Sururi. Wielokrotnie miała okazję się przekonać, że zmarłych ludzi można lepiej i dogłębniej poznać niż żyjących, jako że nie ma ich już przy nas i nie mogą w żaden sposób wpływać na nasze ich rozumienie.