Выбрать главу

Walka z tendencyjnymi interpretacjami Koranu dotyczy w szczególności kobiet, które więziono w domach i pod czadorami i skazywano na analfabetyzm, przez co cały islam pogrążył się w niewiedzy. Jakże mamy mieć mądrych i sprawnych mężczyzn, skoro przez pierwsze lata swojego życia uczą się wszystkiego od osób pozbawionych dostępu do wiedzy?

I oto walczyliśmy w Długiej Wojnie i przegraliśmy, to była nasza Nakba i ani Ormianie, ani Birmanie, ani żydzi, ani Hodenosaunee, ani nawet Afrykanie nie są winni tej klęski. Również islam nie jest winny, gdyż jest on sam sobie głosem miłości Boga, jest jednolitym głosem całej ludzkości. Jedyną przyczyną jest nieprawidłowe obchodzenie się z islamem na przestrzeni wieków i wypaczenie go do granic rozpoznawalności!

Zmagamy się z rzeczywistością naszego miasta od chwili zakończenia wojny i widzę, jak wielkie poczyniliśmy postępy. Byliśmy świadkami i współtwórcami tych wspaniałych osiągnięć, pomimo panującego głodu, niedostatku i ciągłego deszczu.

Generałom wydaje się, że mogą to wszystko zatrzymać, że mogą cofnąć czas i udawać, że nie przegrali wojny i nie zmusili nas biedą do wynalazczości. Jakby czas mógł rzeczywiście biec wstecz! Nic takiego się nie zdarzy! Stworzyliśmy nowy świat na starej ziemi i Allah dba o niego poprzez czyny ludzi, szczerze kochających islam i wierzących w jego szanse na przetrwanie w przyszłym świecie.

Zebraliśmy się tu, aby toczyć walkę z opresją, wzniecać bunt, rewoltę i rewolucję, aby odebrać władzę wojsku, policji i mułłom i oddać ją w ręce ludu. Każde zwycięstwo czyni nas silniejszymi, dwa kroki w przód, jeden wstecz, to nieustanna walka. Jednak z każdym krokiem do przodu jesteśmy coraz dalej i nie dopuścimy, aby ktoś nas z tej drogi zawrócił! Jeśli sądzą, że im się to uda, rząd będzie musiał odwołać cały naród i wybrać sobie nowy. Nie sądzę jednak, aby kiedykolwiek do tego doszło!

Jej słowa zostały dobrze przyjęte. Tłum pęczniał, a Budur cieszyła się na widok tych wszystkich prostych kobiet, pracujących w kuchniach i w przetwórniach, dla których czador i harem nigdy nie były osobistym problemem, lecz które za to doskonale znały smak wojennego cierpienia i powojennego kryzysu. W rzeczy samej ludzie ci tworzyli najbardziej obdarty i wygłodniały tłum, jaki Budur dotąd widziała. Miała wrażenie, jakby stali tam i spali na stojąco. Liczyło się jednak to, że przyszli i trwali razem, zapełniali miejskie place i ulice i rezygnowali z pracy. W piątki zwracali twarze w stronę Mekki dopiero w chwili, gdy znaleźli się wśród nich duchowni wspierający rewolucję — nikt by przecież nie posłuchał policjanta, nawołującego z minaretu. Tutaj byli sami swoi, tacy jak Mahomet za życia. Nadszedł piątek i wybrany duchowny odśpiewał Księgę Otwierającą z Koranu, znaną doskonale wszystkim, nawet sporej grupie buddystów i Hodenosaunee, którzy razem rozpoczęli wielokrotną recytacją Al-Fatihy:

W Imię Boga Miłosiernego i Litościwego! Chwała Bogu, Panu światów, Miłosiernemu i Litościwemu, Królowi Dnia Sądu.

Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc. Prowadź nas drogą prostą, Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; Nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Następnego ranka ten sam duchowny, zaraz po obudzeniu się, zajął miejsce na podwyższonym siedzisku i rozpoczął dzień od recytacji przez mikrofon wiersza Ghaleba, którym budził wszystkich zgromadzonych i zwoływał ich ponownie na plac:

Wkrótce historią się stanę, Lecz ciebie spotka to samo, Więc może nie będę samotny w bardo. Ludzie nie wiedzą, gdzie żyją Przeszłość się splata z przyszłością Wypuść te ptaki z klatki! Po cóż ci one? To opowieści, którym nie dasz wiary. Lecz ty w nie uwierz. Póki żyjesz, one znaczą. Gdy umierasz, znaczą. Dla tych, co po tobie przyjdą, pełne są znaczenia, Więc ty w nie uwierz.

W swoich historiach Rumi widział wszystkie światy Jako jeden i ten sam, który poznał i Miłością obwołał. Nie muzułmanin, nie żyd, nie hindus, nie buddysta, Lecz Przyjaciel, tym samym powietrzem oddychająca istota, Ze swoją historią bodhisattwy, którą niedługo urzeczywistnimy w bardo.

Tego ranka w zawiji obudził Budur telefon. Dzwonił jeden z niewidomych żołnierzy. Chcieli się koniecznie się spotkać i porozmawiać.

Budur wsiadła do tramwaju i pełna obaw pojechała do szpitala. Czyżby się pogniewali, że ostatnio ich nie odwiedzała? A może zmartwiło ich to, jak się rozstali ostatnim razem?

Kiedy przybyła na miejsce, rozmawiał z nią najstarszy weteran, który mówił w imieniu większości. Żołnierze chcieli wziąć udział w demonstracji przeciwko przewrotowi wojskowemu, chcieli też, żeby to ona ich poprowadziła. Podobną chęć wyraziło mniej więcej dwie trzecie pacjentów całego oddziału.

Była to jedna z tych próśb, której nie wolno odrzucić. Budur zgodziła się i drżąc ze strachu i niepewności, wyprowadziła żołnierzy przez główną bramę szpitala.

Przybyło ich zbyt wielu na transport tramwajem, więc poszli drogą wzdłuż rzeki, a później nadmorskim bulwarem. Każdy trzymał dłoń na ramieniu idącego przodem. W zamkniętym budynku szpitala ich widok nie był niczym niezwykłym, lecz teraz w pełnym słońcu i na świeżym powietrzu prezentowali wstrząsający obrazek — trzystu dwudziestu siedmiu okaleczonych i brzydkich weteranów maszerowało zgodnie słonecznym bulwarem.

Manifestacja kalekich żołnierzy oczywiście przyciągała mnóstwo gapiów, niektórzy przechodnie dołączali po drodze i szli razem z nimi, aż do wielkiego placu. Obecny tam tłum rozstąpił się, aby wpuścić weteranów na czoło pochodu, kierującego się w stronę starego pałacu. Żołnierze pogrupowali się według swoich stopni i ściszonym głosem próbowali się odliczyć, w czym Budur musiała im trochę pomóc. Potem już tylko stali w milczeniu, a każdy z nich trzymał prawą rękę na lewym ramieniu sąsiada, i wsłuchiwali się tak w głos dobiegający z głośników. Tłoczący się za nimi tłum powiększał się z minuty na minutę.

Wojskowe statki powietrzne przelatywały nisko nad miastem i dobiegał z nich mechaniczny, wielokrotnie wzmocniony głos, nakazujący wszystkim opuszczenie ulic i placów i rozejście się do domów, gdyż wprowadzono właśnie godzinę policyjną. Najwyraźniej dowództwo wojskowe podjęło tę decyzję, nie wiedząc, że na placu przebywają niewidomi żołnierze. Jeden z okaleczonych weteranów zawołał:

— No i co oni z nami zrobią? Zagazują nas?

Niestety, wszystko było możliwe, poza tym gaz pieprzowy już został użyty przy sali posiedzeń rady stanowej, w okolicach koszar policyjnych i w dokach. Pod koniec tego pełnego napięć tygodnia wielu ludzi opowiadało, jak to przeciwko niewidomym żołnierzom został użyty gaz łzawiący, jak to weterani stali niewzruszeni i przyjmowali na siebie ostrzał, gdyż nie mieli już więcej łez do uronienia. Stali, trzymając ręce na ramionach swoich sąsiadów, i recytowali Fatihę:

W imię Allana Miłosiernego i Litościwego! W imię Allaha Miłosiernego i Litościwego!

Budur nie widziała, żeby na pałacowym placu policja użyła gazu, za to słyszała miarowy głos żołnierzy, którzy godzinami intonowali modlitwy. Nie była tam nieprzerwanie przez cały tydzień, a jej grupa nie była jedyną, która zdecydowała się opuścić szpital i przyłączyć do protestujących. Było więc całkiem możliwe, że podobny incydent rzeczywiście się zdarzył. Oczywiście jakiś czas później wszyscy wierzyli, że tak właśnie było.