Bao postanowił pójść za nim. Kiedy wyjeżdżali, spakował do torby parę jedwabnych skarpet, parę niebieskich, filcowych butów ze skórzanymi podeszwami, watowaną kurtkę, stary płaszcz na podszewce, parę ocieplanych i parę zwykłych spodni, ściereczkę do rąk, parę bambusowych pałeczek, emaliowaną miseczkę, szczoteczkę do zębów i egzemplarz Analizy chińskiego imperializmu autorstwa Zhu Isao.
Upływały kolejne lata i Bao coraz więcej dowiadywał się o życiu, o ludziach i o swoim przyjacielu Kungu Jianguo. Zamieszki roku 33 przerodziły się w ogólnonarodowy bunt przeciwko Piątemu Zgromadzeniu Militarnemu i wkrótce całe państwo stanęło w obliczu wojny domowej. Wojsko nieustannie walczyło o kontrolę nad głównymi miastami, więc rewolucjoniści rozproszyli się po polach i wsiach, gdzie przetrwali dzięki porozumieniom zawartym z rolnikami, które dały im szerokie poparcie społeczności wiejskich. Zadawali sobie sporo trudu, aby bronić ich rodzin, upraw i zwierząt, przy czym nigdy ich nie wywłaszczali i nie zabierali im pożywienia, gdyż woleli głodować, niż okradać ludzi, którzy tak samo jak oni pragnęli wolności.
Każda bitwa stoczona w tej dziwnej, rozproszonej wojnie nosiła znamiona makabry. Wyglądało to jak niekończący się ciąg mordów na ludności cywilnej, odzianej we własne, zgrzebne ubrania — żadnych mundurów, żadnych oficjalnych bitew — kobiety, mężczyźni, dzieci, wieśniacy w polu, sklepikarze na progach swoich sklepów, zwierzęta. Armia była bezlitosna. A jednak mimo to rewolucja toczyła się dalej.
Kung został uznanym przywódcą wojskowej szkoły rewolucyjnej w Annanie, z siedzibą główną w delcie Brahmaputry i z odziałami w każdej komórce rewolucyjnej w kraju. Profesorowie i doradcy dokładali wszelkich starań, aby każde spotkanie z wrogiem było swego rodzaju lekcją, warsztatami w terenie. Kung wkrótce objął kierownictwo nad tymi działaniami, szczególnie gdy chodziło o walkę o miejskie i nabrzeżne jednostki pracy. Był niewyczerpanym źródłem pomysłów i energii.
Piąte Zgromadzenie Wojskowe porzuciło w końcu rząd centralny i rozpadło się na dziesiątki grup, dowodzonych przez lokalnych watażków. Był to spory krok w kierunku zwycięstwa, lecz teraz należało rozprawić się z każdym z watażków z osobna. Walka była nierówna i przenosiła się z jednej prowincji na drugą. Tu zasadzka, tam wysadzenie mostu. Kung kilka razy był celem nieudanych zamachów, przez co również życie Bao, jego towarzysza i asystenta, było w niebezpieczeństwie. Bao wielokrotnie próbował szukać zemsty na niedoszłych mordercach, tymczasem Kung pozostawał niewzruszony.
— Nie ma sensu — mówił — i tak w końcu wszyscy umrzemy — i cieszył się z tego faktu jak żaden z ludzi znanych Bao.
Tylko raz Bao widział poważnie rozzłoszczonego Kunga, lecz o dziwo, nawet w takiej sytuacji, nie stracił swojej radosnej promien-ności. Było to wtedy, gdy jeden z oficerów, niejaki Shi Fandi („przeciwstawiaj się imperializmowi”), został oskarżony przez trzech naocznych świadków o gwałt i morderstwo więźniarki z obozu, nad którym trzymał pieczę. Shi wyłonił się z celi, w której został zamknięty, krzycząc:
— Nie zabijajcie mnie! Nie zrobiłem nic złego! Moi ludzie doskonale wiedzą, że ja tylko chciałem ich chronić. Ta kryminalistka była najbrutalniejszym oprawcą w całej prowincji Sechuan! Wasz osąd jest niesprawiedliwy!
Kung wyszedł ze spiżarni, gdzie spędził poprzednią noc, a Shi odezwał się do niego:
— Dowódco, miej litość, nie każ mnie zabijać. Kung odparł:
— Shi Fandi, przede wszystkim, nie mów już nic więcej. Kiedy mężczyzna dopuszcza się takiego czynu, wówczas wybija jego godzina, powinien się zamknąć i robić dobrą minę do złej gry, to wszystko, na co może sobie pozwolić w oczekiwaniu na kolejne przyjście na świat. Zgwałciłeś i zamordowałeś więźniarkę, troje ludzi było świadkami popełnienia przez ciebie tego najgorszego z możliwych przestępstw. Doniesiono mi również, że nie był to pierwszy raz. Jeśli pozwolimy ci żyć, a ty dalej będziesz robił takie rzeczy, ludzie znienawidzą ciebie i całą naszą sprawę, a na to nie możemy sobie pozwolić. Nie rozmawiajmy o tym już więcej. Obiecuję ci, że twoja rodzina otrzyma odpowiednią opiekę i pomoc. Bądź mężczyzną honoru. Shi odpowiedział mu gorzkim tonem:
— Nie raz proponowano mi dziesięć tysięcy taeli za odebranie ci życia i za każdym razem odrzucałem oferty.
Kung machnął ręką.
— Spełniłeś tylko swój obowiązek. Myślisz, że cię to jakoś wyróżnia? Mówisz, jakbyś, chcąc zrobić coś dobrego, musiał za każdym razem zmagać się ze swoim charakterem. Twój charakter nie jest żadną wymówką! Mam dość twojego charakteru. Ja również mam gniewną duszę, ale tutaj walka toczy się o Chiny! O człowieczeństwo! W takich chwilach trzeba zapomnieć o swoim charakterze i robić to, co do ciebie należy! — po czym odwrócił się, a Shiego odprowadzono z powrotem do celi.
Po tym wydarzeniu Kung wpadł w posępny nastrój. Nie był skruszony z powodu potępienia Shiego, lecz smutny.
— To było konieczne, chociaż nic nam nie dało. Tacy ludzie często się zdarzają i chyba nigdy nie wymrą doszczętnie i być może właśnie przez takich jak on Chiny nigdy nie odmienia swego losu — zaczął cytować Zhu — „Rozlegle terytoria, obfite bogactwa naturalne, wspaniały naród — czy mając tak doskonałą podstawę, będziemy już zawsze tylko kręcić się w kółko, zamknięci w pułapce koliska narodzin i śmierci?”.
Bao nie znał odpowiedzi, nigdy wcześniej nie słyszał, żeby jego przyjaciel mówił coś bardziej pesymistycznego, choć teraz jego słowa brzmiały w uszach Bao znajomo. Kung miewał różne nastroje. W końcu jednak zawsze jeden z nich brał górę nad pozostałymi. Kung westchnął i wstał.
— Życie toczy się dalej. Dalej i dalej! A my możemy jedynie próbować. Przecież czymś musimy wypełnić swój aktualny żywot, dlaczego nie przeznaczyć go na walkę o dobro?
Jak się później okazało, to właśnie związki rolnicze miały decydujący wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. Kung i Bao urządzali nocne spotkania w setkach miast i wsi, na których tysiące żołnierzy rewolucji przekazywało ludziom analizy i plany Zhu. Większość ludności wiejskiej była nadal niepiśmienna, toteż informacje musiały krążyć drogą ustną — lecz czy w istocie istnieje szybsza i pewniejsza metoda komunikacji?
W tym czasie Bao nauczył się już niemal wszystkiego o życiu na wsi. Dowiedział się, że Długa Wojna zabrała z terenów wiejskich większość mężczyzn i mnóstwo młodych kobiet. Gdziekolwiek by się nie poszło, spotykało się starców, a liczba ludności na tych terenach była nadal mniejsza od stanu sprzed wojny. Niektóre wioski stały całkiem puste, inne zajmowały rodziny zbielałych szkieletów. Również przez to praca przy zasiewach i zbiorach była utrudniona, mimo że młodzi ludzie, którzy zostali przy życiu, pracowali nieustannie, aby zapewnić odpowiednią ilość pożywienia dla miejscowej ludności oraz przygotować zbiory, przeznaczone na opłacenie podatku. Starsze kobiety pracowały tak samo ciężko jak i inni, w miarę możliwości pomagały we wszystkich zajęciach, zachowując przy tym cesarską powagę i godność charakterystyczną dla szanujących się gospodyń chińskich. Najczęściej było tak, że jedynymi osobami, które potrafiły czytać i znały się na rachunkach, były babcie i prababcie, wywodzące się z bardziej zamożnych rodzin. Teraz uczyły młodszą ciżbę obsługi krosien, radzenia sobie z władzą w Pekinie i czytania. Właśnie z tego powodu to one jako pierwsze padały ofiarami najazdów lokalnych watażków, zaraz przed młodymi mężczyznami, którzy mogliby zasilić oddziały zbrojne.