Według systemu konfucjańskiego, rolnicy stanowili drugą z najwyżej cenionych klas społecznych, zaraz po badaczach i naukowcach, którzy opracowywali system, lecz przed rzemieślnikami i kupcami. Intelektualiści związani z Zhu organizowali więc rolników w odległych wsiach, a rzemieślnicy i handlowcy siedzieli w miastach, w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Wynika z tego, że już Konfucjusz zidentyfikował klasy rewolucjonistów. Z pewnością rolnicy przewyższali liczebnością mieszkańców miast i kiedy ich armie zdążyły się zorganizować i rozpocząć marsz, wówczas wojskowe relikty Długiej Wojny niewiele mogły zrobić, jako że same były zdziesiątkowane i niechętne do mordowania tysięcy swoich rodaków, wycofały się więc do największych miast i przygotowywały do obrony jak przed muzułmanami.
Kiedy nastał impas, Kung zdecydowanie opowiadał się przeciwko zmasowanym szturmom i proponował w zamian bardziej subtelne sposoby na pokonanie pozostałości po armiach, stacjonujących w dużych miastach. Niektóre udało się odciąć od dostaw żywności, w innych zniszczono lotniska lub blokowano porty — imano się najstarszych taktyk oblężniczych, które unowocześniano o broń z okresu Długiej Wojny. Najwyraźniej szykowała się kolejna długa wojna, tym razem domowa, której nikt tak naprawdę w Chinach nie chciał. Nawet najmłodsze dzieci żyły w cieniu Długiej Wojny i zdawały sobie sprawę, że następny taki konflikt byłby ostateczną katastrofą.
W miastach kontrolowanych przez watażków Kung spotykał się z członkami Bractwa Białego Lotosu i innych rewolucyjnych grup. Prawie w każdej jednostce pracy można było spotkać sympatyków rewolucji i wielu z nich dołączało do ruchu Zhu. W rzeczywistości nie spotykało się zwykłych ludzi, którzy popieraliby stary reżim. Jak to możliwe? Wydarzyło się zbyt dużo złego. Teraz należało już tylko zebrać wszystkich rozczarowanych i namówić ich do poparcia konkretnego ruchu oporu i opowiedzenia się za jedną strategią zmian. Kung okazał się najskuteczniejszym przywódcą w tym zakresie.
— W takich czasach jak te — mówił — każdy z nas staje się intelektualistą. W tak ciężkiej sytuacji musimy być twardzi. Na tym właśnie polega świetność naszych czasów — w końcu wyrwały nas z długiego snu.
Niektóre z tych rozmów i spotkań organizacyjnych były niebezpiecznymi wypadami na teren wroga. Kung wspiął się zbyt wysoko w hierarchii ruchu na rzecz Nowych Chin, aby czuć się bezpiecznie podczas takich misji. Stał się zbyt popularny, a za jego głowę wyznaczono wysoką nagrodę.
Pewnego razu, trzydziestego drugiego tygodnia roku 35 postanowili razem z Bao złożyć tajną wizytę w ich starej dzielnicy w Pekinie, gdzie przewieziono ich w ciężarówce wypełnionej kapustą i wysadzono w okolicy Wielkiej Czerwonej Bramy.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tam teraz inaczej. Dzielnica w najbliższym sąsiedztwie bramy została zrównana z ziemią, pojawiły się też nowe nitki jezdni, nie było więc szans na odszukanie starego miejsca ich spotkań, gdyż żadne z tamtych zabudowań nie zachowało się. Na ich miejscu postawiono duży posterunek policji i kilka kompleksów jednostek pracy, ciągnących się równolegle do starego muru miejskiego, którego krótkie odcinki zachowały się po obu stronach bramy. Na rogach nowych ulic rosły wysokie drzewa, najprawdopodobniej sprowadzone z innych prowincji, otoczone żelazną palisadą z kolcami na szczycie, mimo to zieleń wyglądała wspaniale. Okna pokojów mieszkalnych w jednostkach pracy wychodziły teraz na ulice, co było kolejną pożądaną zmianą, gdyż dawniej jednostki otwierały się wyłącznie na wewnętrzne dziedzińce, a od świata zewnętrznego oddzielały je gładkie, lite ściany. Na ulicach roiło się od drobnych handlarzy, ciągnących za sobą wózki z towarami i od ulicznych sprzedawców książek.
— Wygląda to całkiem nieźle — przyznał Bao. Kung uśmiechnął się.
— Kiedyś bardziej mi się tutaj podobało. Chodźmy, zobaczymy, co nas tu czeka.
Spotkanie zaplanowano w starej jednostce pracy, mieszczącej się w kilku niewielkich budynkach na południe od nowej dzielnicy. Uliczki były tam ciasne jak za dawnych lat, budynki małe i z czerwonej cegły, wszędzie kurz i błoto i żadnej zieleni w zasięgu wzroku. Przechodzili tamtędy swobodnym krokiem, w okularach przeciwsłonecznych i czapkach pilotkach, jakie nosiła tutaj ponad połowa mężczyzn. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Kupili po misce makaronu i jedli, stojąc pośród przechodniów na rogu ulicy, obserwując dobrze znane im obrazki, które nie zmieniły się od ich wyjazdu przed kilkoma laty.
— Brakuje mi tego miejsca — powiedział Bao. Kung przyznał mu rację.
— Już za niedługo będziemy mogli się tu przeprowadzić. Będziemy mogli znów się rozkoszować Pekinem, sercem całego świata.
Najpierw jednak musieli doprowadzić do końca rewolucję. Zakradli się do jednego z zakładów tutejszej jednostki, gdzie już czekała na nich grupa brygadzistów, właściwie należałoby powiedzieć brygadzistek, gdyż w większości były to starsze i doświadczone kobiety. Żaden młody mężczyzna nie zdołałby zrobić na nich większego wrażenia opowieściami o wielkich zmianach, lecz Kung był znany i wszyscy słuchali go z wytężoną uwagą, zadając mnóstwo szczegółowych pytań. Kiedy skończył, podchodzili do niego, mówiąc, że jest dobrym człowiekiem i że powinien jak najszybciej wynieść się z miasta, dopóki go nie zaaresztowali, i że poprą jego sprawę, kiedy przyjdzie odpowiednia pora. Tak właśnie było z Kungiem: każdy, kto znajdował się w jego otoczeniu, czuł bijący od niego ogień i reagował w ludzki sposób. Jeśli podczas jednego spotkania potrafił zjednać sobie kobiety z pokolenia Długiej Wojny, to już chyba wszystko było możliwe. Kobiety te zamieszkiwały wiele wsi i miejskich jednostek pracy, podobnie jak w przypadku buddyjskich szkół i szpitali. Kung wiedział o nich niemal wszystko.
— Gangi wdówek i staruszek — jak sam je nazywał — to umysły, które budzą grozę. Są ponad tym światem, a jednocześnie znają go jak własną kieszeń, potrafią być naprawdę twarde i pozbawione wszelkich sentymentów. Często zdarzają się wśród nich wyśmienici naukowcy i przebiegli politycy, nie są to ludzie, którym chciałoby się wchodzić w drogę.
Czego sam nigdy nie robił, zamiast tego uczył się od nich i miał dla nich wielki szacunek. W każdej sytuacji Kung potrafił szybko zorientować się, w czyich rękach spoczywała władza.
— Kiedy te staruszki połączą swoje siły z nami, wtedy zwycięstwo będzie na wyciągnięcie ręki.
Kung wyprawił się do Tangshan, gdzie razem ze starym filozofem, Zhu Isao, omawiali szczegóły kampanii na rzecz Chin. Pod egidą Zhu poleciał też do Yingzhou, aby spotkać się z chińskimi i japońskimi przedstawicielami Ligi Yingzhou, a w Fangzhang rozmawiał z Trawankorczykami i z innymi narodami. Nie powrócił, zanim od wszystkich rozwijających się rządów nowego świata nie otrzymał obietnic wsparcia chińskiej rewolucji.
Wkrótce potem do Tangshan zawinęła wielka flota Hodenosaunee, która przywiozła ogromne ilości pożywienia i broni. W tym samym czasie podobne floty zbliżyły się do wielu innych miast portowych, których jeszcze nie kontrolowały siły rewolucji, rozpoczynając ich blokadę. Przez kilka kolejnych lat siły Nowych Chin odniosły wspaniałe zwycięstwa w Szanghaju, Kantonie, Hangzhou, Nanjing i w wielu wewnętrznych prowincjach Chin. Ostateczne uderzenie na Pekin przypominało bardziej triumfalny przejazd przez miasto, gdyż żołnierze starej armii rozproszyli się lub uciekli do ostatniej twierdzy w Gansu. Kung jechał razem z Zhu w ciężarówce na czele gigantycznej, zmotoryzowanej kawalkady, która wjechała do stolicy przez Wielką Czerwoną Bramę, nie napotykając po drodze żadnego oporu. Było to prawdziwe święto, tym bardziej, że wydarzyło się w dzień równonocy wiosennej znaczącej początek roku 36.