Zhu Isao okazał się być dziarskim staruszkiem o siwych włosach, niewielkiego wzrostu. Jego spojrzenie było nadal żywe i pełne blasku.
Kiedy Bao podszedł doń przed inauguracyjnym wykładem, Zhu uśmiechnął się przyjaźnie, uścisnął mu dioń i rzeki:
— Pamiętam cię. Byteś jednym z oficerów Kunga Jianguo, racja? Bao odwzajemnił silny uścisk i skłonił się pokornie, po czym usiadł na miejscu, czując wzbierające w nim gorąco. Starzec nadal nieznacznie utykał, w wyniku ran odniesionych tamtego okropnego dnia, lecz wyraźnie cieszył się ze spotkania z Bao.
Na pierwszym wykładzie opisał z grubsza plan całego kursu, który, zgodnie z jego założeniem, miał być serią konwersacji na temat historii, jej konstruowania, znaczenia oraz sposobu wykorzystania przy planowaniu działań na przyszłe, niełatwe zresztą dekady:
— Kiedy to w końcu będziemy zmuszeni nauczyć się, jak zasiedlać Ziemię.
Bao sporządzał notatki, wsłuchując się w słowa starca, który mówiąc, stukał palcami w drewniany pulpit, co zdarzało się wielu mówcom. Zhu wyjaśnił, iż na początku pragnie omówić powstałe na przestrzeni wieków teorie historii, a następnie zanalizować je nie tylko w kontekście danych wydarzeń:
— Co jest dość trudnym zadaniem, gdyż fakty zapamiętujemy na tyle, na ile są one dowodem na słuszność danych teorii.
Lecz również pod względem ich konstrukcji oraz tego, jaką przyszłość implikują.
— Gdyż przede wszystkim na tym polega ich przydatność. Jestem zdania, że w historii najważniejsze jest to, co możemy z niej wykorzystać w praktyce.
Tak więc plan na kilka miesięcy został ustalony i co trzeci dzień grupa słuchaczy spotykała się w sali na wysokim piętrze jednego z budynków ligi nad rzeką Irawadi: kilkunastu dyplomatów, miejscowi studenci i wielu młodych historyków z różnych zakątków świata, którzy przyjechali do Pyinkayaing specjalnie na kurs. Wszyscy siedzieli i słuchali Zhu, mimo iż on zachęcał do wejścia w dyskusję i zmienienia jej w szerszą debatę. Jednak większość zadowalała się słuchaniem myślącego na głos wykładowcy i podpuszczaniem go kolejnymi pytaniami.
— Ależ ja tu jestem również po to, żeby słuchać — stawiał się, lecz gdy prosili, żeby nie przestawał, mówił, że musi być jak Pao Ssu, który mawiał, że jest najlepszym z istniejących słuchaczy, gdyż potrafi słuchać poprzez mówienie.
Dyskutowali więc o teorii czterech cywilizacji, rozsławionej przez alkatalana, a następnie o teorii zderzeniowej autorstwa al-Lanzhou, o postępie wynikającym z konfliktu (teoria trafna pod wieloma względami, jako że ostatnimi czasy na świecie nie brakowało ani konfliktów, ani też nie sposób było narzekać na brak postępu) oraz o podobnych do niej teoriach koniunkcji, według których sprzężenie działań w dziedzinach pozornie niezależnych od siebie dawało w efekcie poważne konsekwencje. Zhu podał na to wiele przykładów, a o jednym mówił z uśmiechem — o wynalezieniu kawy i prasy drukarskiej mniej więcej w tym samym czasie w kalifatowym Iranie, co wywołało wręcz lawinowy rozwój literatury. Omawiali również teorię wiecznego powrotu, która łącząc w sobie elementy hinduskiej kosmologii i najnowszych osiągnięć fizyki teoretycznej, sugerowała, że wszechświat był tak wielki i tak stary, że wszystko, co było w nim możliwe, już nie tylko się wydarzyło, lecz wydarzyło się nieskończoną ilość razy (ta teoria miała ograniczone możliwości praktycznego zastosowania, poza próbą eksplikacji ludzkiego wrażenia, że to, co się nam przydarza, miało już kiedyś miejsce). Poruszyli również temat teorii cyklicznych, opartych najczęściej na zmienności pór roku i cykliczności procesów zachodzących w organizmach żywych.
Następnie Zhu wspomniał o „historii dharmy” czy „historii birmańskiej”, czyli każdej historii, która wierzyła w istnienie postępu w kierunku wyłaniającego się celu lub w realizację konkretnych planów na przyszłość. Ciekawym zagadnieniem była też „historia Bodhisattwów”, sugerująca istnienie kultur oświeconych, które jakimś sposobem osiągnęły wyższy stopień rozwoju od pozostałych, aby następnie zawrócić i wspierać ich rozwój — wczesne Chiny, Trawankor, Hodenosaunee, diaspora japońska, Iran — kultury te powszechnie uznaje się za reprezentantów tego wzorca.
— Choć wydaje się, że jest to kwestia indywidualnego bądź kulturowego osądu, który historykom poszukującym globalnego wzorca na nic się nie zda. Cóż nam pomoże nazywanie tego tautologią? Prawdę mówiąc, każda teoria nosi znamiona tautologii. Cała nasza rzeczywistość jest tautologiczna.
Któryś z słuchaczy zadał stare pytanie o „wielkiego człowieka” i o „ruch masowy” jako dwie zasadnicze siły, odpowiedzialne za zmiany. Zhu z miejsca uznał to za chybiony problem.
— Wszyscy jesteśmy wspaniałymi ludźmi, nieprawdaż?
— Może ty jesteś — mruknął pod nosem mężczyzna, siedzący obok Bao.
— …ważne jest to, na ile się sprawdzamy w życiu codziennym, kiedy nawyki już nie wystarczają i należy dokonywać wyboru. Właśnie wtedy — na krótką chwilę stajemy się wspaniałymi ludźmi, a wybory jakich dokonujemy w takich chwilach, które zresztą zdarzają się zbyt często, splatają się, tworząc to, co nazywamy historią. W tym sensie wydaje mi się zasadne wspieranie mas, jako że proces, o którym mówimy, może mieć również charakter zbiorowy.
Ponadto sformułowanie „wspaniały człowiek” winno zmuszać nas do zastanowienia się nad kwestią kobiet — czy ta definicja je uwzględnia? Czy też powinniśmy mówić o historii jako o opowieści o kobietach walczących o władzę polityczną, którą utraciły wraz z wprowadzeniem rolnictwa i rozpoczęciem procesu gromadzenia nadmiaru majątku? Czy stopniowy rozkład patriarchatu ma być najobszerniejszym rozdziałem historii? Wraz z, na przykład, opowieścią o niekończącej się walce z chorobami zakaźnymi? A więc o naszej walce z mikro — i makropasożytami, tak? Z wirusami i patriarchami? — Uśmiechnął się, po czym przeszedł do opisu zmagań ludzkości z Czterema Wielkimi Nierównościami, poruszając przy okazji wiele innych koncepcji, wyrosłych na gruncie dorobku naukowego Kang i al-Lanzhou.
Kolejne wykłady poświęcone były opisowi momentów fazowych przemian w historii globalnej, które Zhu uważał za szczególnie ważne: powstanie diaspory japońskiej, niepodległość Hodenosaunee, przejście od handlu lądowego do handlu morskiego, okres samarkandzkiej prosperity i tak dalej. Kilka sesji poświęcił również na omówienie najnowszych trendów rozwijających się wśród historyków i badaczy społecznych, które nazywał „historią animalistyczną”, czyli nauką o ludzkości z perspektywy biologii, gdzie na pierwszym planie nie było religii ani filozofii, lecz walka ssaków naczelnych o pożywienie i terytorium.
Dopiero po kilku tygodniach intensywnych dyskusji, Zhu powiedział słuchaczom:
— Teraz już jesteśmy gotowi zająć się tym, co mnie aktualnie interesuje najbardziej, a mianowicie nie treścią historii, lecz jej formą, już na pierwszy rzut oka zauważamy, że to, co nazywamy historią, ma co najmniej dwa znaczenia: pierwsze odnosi się do tego, co wydarzyło się w przeszłości, a czego tak naprawdę nikt z nas poznać nie zdoła, gdyż z biegiem czasu fakty zacierają się. Drugie zaś znaczenie odnosi się do wszystkich opowieści, które relacjonują nam to, co się wydarzyło w przeszłości. Są to oczywiście przeróżne historie, którym tacy ludzie jak Rabindra czy Biały Badacz nadali odpowiednie kategorie. Pierwszą kategorię stanowią sprawozdania naocznych świadków i kroniki wydarzeń, sporządzane ex post. Do tej kategorii zalicza się również dokumenty i protokoły. Wszystko to można nazwać ziarnem historii, które spoczywa w ziemi, lecz jeszcze nie wzeszło i nie zostało przerobione na mąkę, z której robi się wypieki — to surowe rozpoczęcia, zakończenia i przyczyny opowieści. Dopiero później, jak chleb z mąki pszennej, powstają z nich historie, które stawiają sobie za cel uporządkowanie i ujednolicenie materiałów źródłowych, historie, które nie tylko opisują, lecz przede wszystkim wyjaśniają fakty.