Выбрать главу

— To jest tom pierwszy — powiedział z uśmiechem. — Niestety, nigdy nie odnalazłem reszty serii. Ta książka jest jak przedpokój w całej nienapisanej bibliotece.

Jak sam mówił, kładąc pieszczotliwie dłoń na jednym z wyższych stosów książek, pierwsze kolekcje żywotów na papierze pojawiły się w literaturze religijnej: żywotach chrześcijańskich świętych, muzułmańskich męczenników oraz w tekstach buddyjskich, opisujących życie z perspektywy długich sekwencji kolejnych inkarnacji. Były to utwory o wysoce spekulatywnym charakterze, co najwyraźniej bardzo podobało się Zhu:

— To historia dharmy w najczystszej postaci, rodzaj protopolityki, która może być niezwykle zabawna. Weźmy na przykład Dhu Hsiena, który dopasowuje daty śmierci i urodzin swoich bohaterów, przez co udaje mu się odtworzyć całe ciągi inkarnacji wybitnych postaci historycznych, twierdząc, że w każdym przypadku chodzi o jedną i tę samą duszę, o czym najczęściej świadczy zawód danej postaci. Ze względu na oczywiste trudności z dopasowaniem wszystkich dat, zmuszony był wprowadzić do sekwencji różne wstawki, a następnie podeprzeć całość teorią, według której po okresie wytężonej pracy następował okres odpoczynku. W ten sposób uzasadnił nagłe zmiany, pojawiające się w żywotach niektórych reinkarnujących bohaterów, którzy z generałów i geniuszy przechodzili w szewców czy podrzędnych portrecistów. Mimo to wszystkie daty się zgadzały! — Zhu uśmiechnął się szeroko.

Położył dłoń na innym stosie, gdzie znajdowały się kolejne dzieła z badanego przezeń gatunku: Czterdzieści sześć transmigracji Ganghadary, tybetański tekst Dwanaście objawień Padmasambhavy guru, który zaszczepił buddyzm w Tybecie. Była tam też Biografia Gyatso Rimpocze — żywoty od pierwszego do dziewiętnastego, która opisywała życie Da-lai Lamy aż po dzień dzisiejszy. Bao kiedyś spotkał tego mężczyznę, lecz nie zdawał sobie wówczas sprawy, że jego pełna biografia mogłaby zajmować tyle woluminów.

Zhu miał też ze sobą kopie Żywotów sławnych mężów Plutarcha oraz Biografie przykładnych kobiet Liu Xiang z mniej więcej tego samego okresu. Od razu przyznał, że książki te nie były aż tak ciekawe, jak kroniki reinkarnacji, które w niektórych przypadkach poświęcały bodaj tyle samo miejsca opisowi wędrówki bohaterów przez bardo i pięć lok, co i ich historii za życia w ludzkiej postaci. Bardzo podobała mu się Autobiografia Żyda Wiecznego Tułacza, Testamenty jati z Trivicum oraz przepiękny tom Dwustu pięćdziesięciu trzech podróżników i ordynarnie wyglądająca kolekcja najprawdopodobniej o zabarwieniu pornograficznym, zatytułowana Tantryczny złodziej na przestrzeni pięciu wieków. Zhu opowiadał swoim gościom o tych książkach z wielkim entuzjazmem. Według niego, właśnie na ich kartach ukryty był klucz do historii człowieka, zakładając, że coś takiego w ogóle istniało: historia będąca zbiorem żywotów.

— Jakby na to nie spojrzeć, wszystkie najważniejsze wydarzenia historyczne zdarzyły się w ludzkich umysłach. Moment zmiany, klinamen, jak go nazywali Grecy.

Moment ów stał się główną wytyczną, a może i obsesją samarkandzkiego antologisty Starego Czerwonego Tuszu, który w swoim kompendium reinkarnacji zgromadził opisy wielu żywotów, kierując się przy wyborze swoich bohaterów czymś w rodzaju klinamenu, tak że każdy ustęp jego kolekcji zawiera opis momentu, w którym reinkarnujący bohaterowie, przybierający imiona, zaczynające się zawsze tą samą literą, znajdują się na rozdrożu życia, po czym zmieniają kurs na inny, niż można by się tego po nich spodziewać.

— Podoba mi się ten mechanizm nadawania imion — wtrącił Bao, kartkując jeden z tomów omawianego zbioru.

— No cóż, w jednej z glos Stary Czerwony Tusz zwraca uwagę, że jest to tylko środek mnemotechniczny, zastosowany dla wygody czytelnika, podczas gdy w rzeczywistości dusze powracają na świat z całkowicie odmienioną fizjonomią, brak jest jakichkolwiek śladów powinowactwa, znamion czy podobieństwa imion. Autor nie chciałby, aby jego metoda przywodziła na myśl stare klechdy domowe.

Minister zdrowia środowiska naturalnego zapytał o stojący nie-’ opodal stos wyjątkowo cienkich woluminów, na co Zhu uśmiechnął się radośnie i wyjaśnił, że aby nie ograniczać się wyłącznie do tych niekończących się kompendiów wiedzy o reinkarnacji, wyrobił w sobie nawyk kupowania wszystkich książek, które ze względu na swoją tematykę powinny zachowywać jak najkrótszą formę. Nierzadko były to tak skromne dzieła, że ich tytuły z ledwością mieściły się na ich grzbietach. I tak były tam Sekrety udanego małżeństwa, Kilka dobrych powodów, aby pokładać nadzieję w przyszłości lub Dlaczego nie należy bać się duchów.

— Szczerze mówiąc, nawet jeszcze ich nie przeczytałem. Dla mnie istnieją jako same tytuły, które w zasadzie mówią wszystko. Równie dobrze mogłyby mieć w środku puste strony.

Nieco później Bao usiadł na balkonie obok Zhu i podziwiał pulsujące w dole miasto. Popijali razem zieloną herbatę i rozmawiali na różne tematy. Kiedy zaczęło się ściemniać, a Zhu coraz bardziej zatapiał się we własnych myślach, Bao zapytał go:

— Powiedz mi, czy często myślisz o Kungu Jianguo? Czy w ogóle jeszcze wspominasz tamte czasy?

— Rzadko — przyznał Zhu, wpatrując się prosto w jego oczy — a ty? Bao pokręcił głową.

— Nie wiem czemu, bo przecież nie są to aż tak bolesne wspomnienia. Mam jednak wrażenie, że było to tak dawno temu.

— To prawda, bardzo dawno.

— Zauważyłem, że nadal utykasz.

— Niestety, ale cóż mogę poradzić. Chodzę przez to trochę wolniej, ale grunt, że żyję. Kula została w środku, przez co teraz mam problemy z wykrywaczami metalu przy wejściach do stref strzeżonych — roześmiał się. — Ale rzeczywiście, to było tak dawno temu, tyle żywotów temu, że aż mi się wszystko myli. A tobie nie? — Uśmiechnął się.

Jedna z ostatnich sesji naukowych Zhu Isao była dyskusją nad celem uprawiania historii jako nauki oraz tym, w jaki sposób może być pomocna w obecnej, niełatwej sytuacji.

Zhu był bardzo ostrożny w tych kwestiach.

— Prawda jest taka, że historia może nam nic nie dać — powiedział. — Nawet jeśli zrozumiemy wszystko, co się wydarzyło w przeszłości, może się okazać, iż w niczym nam to nie pomoże, gdyż nadal jesteśmy uwikłani w teraźniejszość. Można by powiedzieć, że przeszłość zapośredniczyła teraźniejszość, zamknęła ją w swoich prawach, instytucjach i zwyczajach. Z drugiej strony, dobrze jest wiedzieć jak najwięcej, choćby i po to, aby móc obmyślić jak najlepszy plan na przyszłość. Pamiętamy omawiane wcześniej zjawiska rezydualności i emergencji? Każdy okres historyczny posiada elementy odziedziczone z dawnych kultur oraz elementy emergentne, czyli nowe jakości, które objawiają się dopiero z czasem — mając ich świadomość, dysponujemy potężnym narzędziem badawczym i jedynie historia jako nauka umożliwia nam dokonanie tego rozróżnienia, jeżeli w ogóle jest ono możliwe. Możemy zatem spojrzeć na świat, w którym żyjemy, i stwierdzić: oto prawa rezydualne, które przetrwały do dnia dzisiejszego od czasów Czterech Wielkich Nierówności i nadal nas zniewalają, a zatem należy się ich pozbyć. Z drugiej strony, możemy przyjrzeć się mniej znanym elementom naszych czasów, na przykład wspólnej własności ziemi w Chinach, i stwierdzić, że najprawdopodobniej jest to cecha emergentna, która dopiero w przyszłości zyska na wyrazistości, że dziś wydaje się pomocna i że w takim razie należy ją pielęgnować. Oczywiście istnieją też pozytywne elementy rezydualne, które od zawsze były przydatne człowiekowi i które należy zachowywać. Nie chodzi tu zatem o to, że nowe jest dobre, a stare złe. Należy umieć dokonywać rozróżnień. Im więcej rozumiemy, tym dokładniejsze możemy stworzyć kategorie.