Выбрать главу

— A co innego mogą mówić — zapytał Bold.

— Cesarz pozostaje niewzruszony. Robi, co chce. Ma za sobą armię i swoich eunuchów. Eunuchowie lubią handel zagraniczny, widzą w nim bezpośrednią korzyść dla siebie. Ponadto lubią nową stolicę i tak dalej, prawda?

Bold skinął głową.

— Na to wygląda.

— Szanujący się oficjel zawsze będzie nienawidził eunuchów. Bold spojrzał badawczo na Kyu.

— Odczułeś to na sobie?

— Owszem. Lecz tak naprawdę to oni nienawidzą tylko eunuchów cesarskich.

— Nie ma się co dziwić. Im ktoś jest bliżej władzy, tym większy budzi przestrach.

Kyu znów w milczeniu wszystko przemyślał. Bold zauważył, że chłopiec wyglądał ostatnio na zadowolonego. Ostatnio. Po chwili przypomniał sobie, że w Hangzhou też tak myślał. Zawsze kiedy widział ten uśmieszek na ustach Kyu, na plecach czuł ciarki.

Wkrótce po tej rozmowie, kiedy wszyscy gościli akurat w Benjing, rozpętała się gwałtowna burza.

Pierwsze krople deszczu wiążą kurz w błotnistą maź, Ognisty piorun rozpruwa ciężkie powietrze, Zszywając niebo z ziemią, Widać go jeszcze pod zamkniętymi powiekami. Po niecałej godzinie nadchodzi wiadomość: Pożar w nowym pałacu! Centrum Zakazanego Miasta stanęło w płomieniach, Jak gigantyczna pochodnia. Języki ognia zlizują wilgoć z nabrzmiałych chmur, Dym miesza się z deszczem, Krople nie sięgają ziemi, Pożera je powiew z pogorzeliska.

Zaganiając wystraszone konie i biegając tam i z powrotem z wiadrami wody, Bold starał się zachowywać czujność. Nad ranem, kiedy zaprzestano daremnej walki z żywiołem, Bold spostrzegł Kyu wśród ewakuowanych konkubin cesarskich. Wszyscy dworzanie następcy tronu mieli rozbiegany wzrok, lecz Kyu, jedyny spośród nich, wydawał się w euforii. Białka jego oczu jaśniały dookoła tęczówek jak u szamana, wracającego z udanej wędrówki do krainy duchów. To on podłożył ogień, pomyślał Bold, tak jak w Hangzhou, tym razem skorzystał z zamieszania wywołanego przez burzę.

Podczas kolejnej wizyty Kyu w stajni o północy, Bold bał się spojrzeć mu w oczy. Mimo to zapytał szeptem i po arabsku, choć wokół nie było nikogo, kto mógłby podsłuchać:

— To ty podłożyłeś ogień?

Kyu tylko spojrzał na niego. Jego wzrok zdawał się wszystko potwierdzać, on sam jednak postanowił nie być zbyt wylewnym. Po dłuższej chwili odezwał się ściszonym głosem.

— Ekscytująca noc, prawda? Ocaliłem tylko jeden gabinet w pawilonie skrybów i kilka konkubin. Gryzipiórki byty mi bardzo wdzięczne za uratowanie ich papierów.

Zaczął rozwodzić się nad pięknem ognia, opowiadać o panice wśród konkubin, o wściekłości i strachu, który nadszedł później, o cesarzu, który odczytał pożar jako przejaw boskiego gniewu, jako najstraszniejszy zły omen, jakiego w życiu doświadczył. Bold nie podążał za słowami chłopca, jego myśli wypełniły się różnorodnymi obrazami powolnej śmierci. Spalenie dobytku kupca w Hangzhou to jedna rzecz, ale żeby obrócić w zgliszcza pałac cesarza Chin! Smoczy Tron! Znów widział w chłopcu to coś — czarny nafs obijał się skrzydłami o wnętrze jego ciała. Poczuł, że dzieli ich przepaść nie do pokonania.

— Zamknij się! — powiedział ostro po arabsku. — Jesteś głupcem. Za biją cię, a mnie razem z tobą.

Kyu uśmiechnął się złowrogo.

— Ku lepszemu życiu, czyż nie? Sam tak mówiłeś. Czemuż miałbym się bać śmierci?

Bold nie miał na to odpowiedzi.

Po tym spotkaniu widywali się o wiele rzadziej. Mijały dni, kolejne święta i parady. Kyu dorósł, a kiedy Bold zobaczył go kiedyś ukradkiem, dostrzegł przechadzającego się drobnym krokiem, smukłego, wysokiego, czarnego eunucha, pięknie ubranego i wyperfumowanego. Miał błysk w oku i drapieżne spojrzenie, kiedy odpowiadał na pozdrowienia przechodniów przyozdobionych klejnotami, otyłych i odzianych w najwspanialsze jedwabie. Kyu był ulubieńcem cesarzowej i następcy tronu, którzy z reguły nienawidzili cesarskich eunuchów. Był ich pupilem, a może nawet i szpiegiem w cesarskim haremie. Bold bal się o niego, tak samo, jak bał się jego samego. Chłopak siał istne spustoszenie w haremie i wielu o tym opowiadało, nawet ludzie w stajni wiedzieli, choć nie mieli informacji z pierwszej ręki. Był zbyt otwarty i bezpośredni w obejściu, musiał przez to zyskać wielu wrogów. Wkrótce stworzą się nowe kliki, które będą chciały ukrócić jego wpływy. On o tym wiedział i pewnie się tym szczycił, śmiejąc się im prosto w twarz, aby nienawidzili go jeszcze bardziej. Najwyraźniej sprawiało mu to przyjemność. Cesarska zemsta jest jednak cierpliwa i ma ogromny zasięg. Jeśli na kogoś padnie, dosięga wszystkich, których nieszczęśnik znał.

Kiedy więc rozeszły się wieści o powieszeniu się dwóch cesarskich konkubin i o tym, jak rozwścieczony cesarz zażądał wyjaśnień, na jaw zaczęła wychodzić cała sieć pałacowych konszachtów. Na dworze jak plaga szerzył się strach, mnożyły się kłamstwa, a oskarżenia obejmowały coraz szersze grono. W końcu okazało się, że w cały skandal zamieszanych było trzy tysiące konkubin i eunuchów. Bold w każdej chwili spodziewał się, że skażą jego przyjaciela na tortury i powolną śmierć, może nawet usłyszy o tym od strażników, wysłanych celem wykonania egzekucji.

Tak się jednak nie stało. Kyu chronił magiczny czar. To było aż nazbyt oczywiste, wszyscy to widzieli. Cesarz własnoręcznie wykonał egzekucję na czterdziestu konkubinach. Wymachiwał mieczem jak w furii, rozcinał je na pół i jednym uderzeniem ścinał głowy, niektóre wielokrotnie przebijał szybkimi pchnięciami, w tę i z powrotem, a ich krew płynęła strumieniem przez Hol Wspaniałej Harmonii. Kyu stał z boku i włos mu z głowy nie spadł. W pewnej chwili jedna z konkubin wykrzyknęła coś w jego stronę. Stała naga przed wszystkimi, wydając z siebie nieartykułowany jazgot, po czym zaklęła cesarzowi prosto w twarz.

— To wszystko twoja wina! Jesteś za stary! Nie ma już w tobie jang! Eunuchowie robią to lepiej od ciebie! — I ciach! Jej głowa potoczyła się w kałużę krwi jak łeb ofiarnej owcy. Takie piękno zmarnowane. Nadal nikt nie miał pretensji do Kyu. Cesarz nawet na niego nie spojrzał. Chłopak zaś przyglądał się wszystkiemu z błyskiem w oku. Cieszyła go ta strata i nienawiść urzędników. Po tych wydarzeniach w pałacu dosłownie zawrzało. Jedni podejrzewali drugich, nikt jednak nie odważył się zająć dziwnym, czarnym eunuchem.

Ostatni raz Bold spotkał się z nim tuż przed swoim wyjazdem z cesarzem na podbój Tatarów, dowodzonych przez Arughtai’a. Pomysł beznadziejny. Tatarzy byli zbyt szybcy, a kondycja cesarza nie najlepsza. Nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. Powrót planowano na początek zimy, za kilka miesięcy. Bold zdziwił się na widok Kyu, który przyszedł pożegnać się do stajni.

Rozmawiało się z nim jak z obcym. Niespodziewanie młodzieniec ujął Bolda za ramię, mocno, z uczuciem i powagą, jak książę zwracający się do swego starego giermka. Rzekł:

— Bold, a ty nigdy nie myślałeś o powrocie do domu?

— Do domu?

— Nie masz jakiejś rodziny?

— Nie wiem, minęło tyle lat. Pewnie myślą, że nie żyję. Właściwie to mogą być teraz wszędzie.

— Na pewno nie wszędzie! Mógłbyś ich odnaleźć.

— Może mógłbym. — Przyjrzał się z zaciekawieniem Kyu. — A dlaczego pytasz?

Kyu z początku nie odpowiedział. Nadal zaciskał dłoń na ramieniu Bolda. W końcu odezwał się.