Stali obok siebie, obleczeni w swoje dawne ciała, i przyglądali się sobie nawzajem. Światła stawały się coraz bardziej przejrzyste, coraz mniej bolesne dla oczu. Pojedynczy promień nadziei przebił się przez głębię rozpaczy Kyu jak samotny papierowy lampion na drugim brzegu Zachodniego Jeziora. — Odnalazłeś mnie — powiedział Kyu.
— Tak.
— To cud, że mnie tu znalazłeś.
— Żaden cud. Zawsze spotykamy się w bardo. Nasze ścieżki będą się krzyżować dopóty, dopóki w tym kosmicznym cyklu nie przeminie sześć światów. Jesteśmy częścią jednej karmicznej jati.
— Co to takiego?
— Jati, podkasta, rodzina, wioska. Różnie się objawia. Wszyscy razem weszliśmy w rzeczywistość. Nowe dusze rodzą się z nicości, ale rzadko się to zdarza, szczególnie na tym etapie cyklu. Teraz trwa Kali-yuga, Czas Zniszczenia. Jeśli jednak rodzą się nowe dusze, wygląda to jak dmuchawce, dusze jak nasiona ulatują z wiatrem dharmy. Wszyscy jesteśmy nasionami tego, czym możemy się w przyszłości stać. Nowe ziarna zawsze niosą się razem i — o ile mi wiadomo — rzadko się rozdzielają. Przeżyliśmy razem wiele żywotów, a od czasów wielkiej lawiny nasza jati stała się bardzo zwarta. Los związał nas razem, wspólnie wzrastamy i upadamy.
— Nie mam wspomnień z innych swoich żywotów, a z przeszłego życia nie pamiętam nikogo oprócz ciebie. Tylko ciebie poznałem!
— Mnie też nie poznałeś, to my cię znaleźliśmy. Oddalasz się od jati już od wielu inkarnacji, zapadasz się coraz głębiej i głębiej w samego siebie, schodzisz na coraz niższe loka. Jest sześć lok, światów, planów istnienia, powtórnych narodzin i iluzji. Niebo to świat dewów, później świat asurów, gigantów przepełnionych chęcią rywalizacji, później świat ludzi, następnie świat zwierząt i świat pretów, zgłodniałych duchów, na końcu zaś jest piekło. Wiodąc kolejne żywoty, poruszamy się między tymi planami w zależności od naszej karmy.
— Jak liczna jest moja jati?
— Nie wiem. Może tuzin, może pół tuzina. Granice są płynne. Niektórzy odchodzą, aby po jakimś czasie powrócić. Kiedyś mieszkaliśmy w jednej wiosce w Tybecie. Pojawili się jednak przyjezdni, handlarze, było nas coraz mniej. Ludzie gdzieś się gubili lub oddalali tak jak ty, pogrążeni w rozpaczy.
Na sam dźwięk tego słowa przepełniła go prawdziwa rozpacz.
Postać Bolda stawała się przezroczysta.
— Bold, pomocy! Co mam dalej robić?
— Bądź dobrej myśli i słuchaj, słuchaj uważnie, Kyu! Jesteśmy tacy, jakie są nasze myśli, zarówno teraz, jak i później, i we wszystkich światach. Rzeczy rodzą się z myśli, oto nasienie wszelkiego działania, dobrego i złego. To, co zasiane, wydaje owoc.
— Będę dobrej myśli, przynajmniej spróbuję, ale co mam robić? Czego mam szukać?
— Będzie prowadzić cię światło. Każdy świat ma swój kolor. Białe światło pochodzi od dewów, zielone od asurów, żółte od ludzi, niebieskie od zwierząt, czerwone od duchów, a dymne pochodzi z piekieł. Twoje ciało przybierze tę barwę, do jakiego świata powróci.
— Przecież jesteśmy żółci! — powiedział Kyu, patrząc na swoje dłonie. Bold też był żółty jak słonecznik.
To znaczy, że musimy spróbować jeszcze raz. Ciągle podejmujemy nowe próby, każde nowe życie to kolejna próba, aż w końcu osiągniemy mądrość Buddy i poprzez nią dostąpimy wyzwolenia. Niektórzy w takiej chwili decydują się na powrót do ludzkiego świata, aby pomagać innym na drodze do wyzwolenia. To Bodhisattwowie. Mógłbyś zostać jednym z nich, Kyu, widzę w tobie potencjał. Posłuchaj mnie teraz. Wkrótce zaczniesz uciekać. Różne rzeczy będą cię ścigać, będziesz ukrywał się w domu, w jaskini, w dżungli, w kwiecie lotosu — oto macice. Będziesz chciał zostać w kryjówce, uciec przed okropnościami bardo. W ten sposób działają pretowie, uważaj, byś nie odrodził się jako duch. Jedyną nadzieją jest dla ciebie ponowne wyłonienie się. Wybierz swoją macicę, nie kieruj się emocjami, przejdź przez nie bez uwielbienia i bez odrazy. Wzrok może być zwodniczy. Idź tam, gdzie uznasz za stosowne. Podążaj za sercem. Spróbuj pomóc innym duchom, jakbyś już był Bodhisattwą.
— Ale ja nie wiem, co robić!
— Ucz się, bądź skupiony i cały czas się ucz. Musisz się trzymać blisko jati albo stracisz ją na zawsze.
Po chwili zaatakowały ich lwy o bujnych grzywach poplamionych świeżą krwią. Bestie ryczały groźnie. Bold uciekł w jedną stronę, Kyu w przeciwną. Kyu biegł i biegł, mając lwa ciągle za plecami. Ominął kilka drzew i wybiegł na ścieżkę, lew pobiegł prosto i zgubił trop.
Na wschodzie Kyu spostrzegł jezioro, na nim biało-czarne łabędzie, na zachodzie kolejne jezioro i stojące w nim konie, na południu pagody, a na północy także jezioro, w którym stał zamek. Skierował się na południe, w stronę pagód, czując, że taki byłby najprawdopodobniej wybór Bolda, czuł również, że Bold i reszta jati była już tam, na miejscu, i czekała na niego w którejś ze świątyń.
Doszedł do pagód, krążył od jednej budowli do drugiej, zaglądając w każde wrota. Był przerażony widokami chaotycznych tłumów. Ludzie bili się ze sobą i wielkimi grupami uciekali przed strażnikami i dowódcami o hienich łbach. Iście diabelska rodzinka, każda perspektywa okazywała się przerażającą katastrofą. Prawdziwa kolebka śmierci.
Dużo czasu upłynęło na tych strasznych poszukiwaniach. Spojrzał przez bramę kolejnej świątyni i ujrzał swoją jati, swoją rodzinę. Był tam Bold i z nim cała reszta, Shen, I-Li, Dem, jego matka i Zheng He, każdy z nich natychmiast wydał się Kyu bardzo dobrze znany. Byli nadzy i umazani krwią, w bojowym rynsztunku. Hieny wyły, a Kyu uciekał przez żółte światło poranka, pomiędzy drzewami, by w końcu znaleźć schronienie w wysokich trawach. Hieny przeskakiwały z jednej do drugiej kępy, a Kyu przecisnął się przez ostre jak brzytwa źdźbła jednej z gęstszych darni i schował się w niej.
Zanim hieny poszły, przesiedział dość długo skulony w trawie. Słyszał głosy swojej jati, szukali go i nawoływali, aby trzymał się blisko. Ukrywał się w trawie przez całą noc, wypełnioną okropnymi odgłosami zabijania i zjadania żywych istot. Był jednak bezpieczny. Znów wstał dzień. Kyu zdecydował się ruszyć dalej, lecz okazało się, że dalsza droga była zamknięta. Źdźbła trawy, w której się ukrył przed hienami, urosły i przypominały teraz grube miecze, które zamykały go jak w klatce, której ściany napierały na niego, tnąc jego skórę i rozrastając się. A więc to jest moja macica, wybrałem ją, nie wiedząc, że wybieram, nie słuchałem wskazówek Bolda, jestem daleko od rodziny, nieświadomy i zlękniony, zrobiłem to najgorzej, jak się dało.
Pozostanie oznaczało zmianę w głodnego ducha. Będzie musiał się podporządkować i narodzić na nowo, aż jęknął na tę myśl, przeklął się i uznał za głupca. Następnym razem staraj się być nieco bardziej obecny umysłem, pomyślał, trochę więcej odwagi! Nie będzie to łatwe. Bardo to straszne miejsce. Teraz, kiedy było już za późno, zdecydował się spróbować — może następnym razem!
I tak oto z powrotem wyszedł na plan ludzki. Co się tym razem przydarzyło jemu i jego kompanom, nas nie pytaj. Gate gate para gate para sam gate bodhi svaha.
Księga II
Hadżdż w sercu hadżiego
1. Kukułcze jajo
Czasami może zdarzyć się pomyłka. Kiedy reinkarnująca dusza wejdzie w zajęte łono, wtedy w ciele jednego dziecka rezydują dwie dusze i rozpoczyna się walka. Matki od razu mogą wyczuć ten szczególny przypadek po tym, że dziecko rzuca się wewnątrz i siłuje, a kiedy w końcu przychodzi na świat, szok z tym związany uspokaja je tylko na jakiś czas, w którym uczy się oddychać i przyzwyczaja się do nowego życia. Kiedy kończy się ten etap, na nowo rozpoczyna się walka dwóch dusz o panowanie nad jednym ciałem. Najczęściej objawia się to kolką.