Dziecko z kolką płacze i krzyczy jak najęte, napina się i skręca z bólu przez większość dnia. Nie powinno to nikogo dziwić, wszak wewnątrz trwa walka dwóch dusz. Przez wiele tygodni dziecko płacze bez przerwy, a jego wnętrzności rozrywa konflikt. Nic mu nie przynosi ulgi. Nie jest to jednak stan, który utrzymuje się w nieskończoność, to zbyt duże cierpienie jak na jedno młode ciało. W większości przypadków kukułcza dusza przepędza duszę pierwotną i wtedy ciało uspokaja się. Czasem też pierwotnej duszy udaje się wypędzić przybłędę i wtedy na powrót dziecko staje się sobą. Bardzo rzadko zdarza się też tak, że żadna z dusz nie jest na tyle silna, aby wygnać z ciała tę drugą, wtedy po jakimś czasie kolka ustaje, lecz dziecko wyrasta na osobę wewnętrznie podzieloną, zdezorientowaną, nieobliczalną, zawodną i skłonną do szaleństwa.
Kokila urodziła się o północy. Dai wyciągnęła ją i rzekła:
— To dziewczynka, biedactwo.
Jej matka, Zaneeta, przytuliła małą istotkę do piersi, mówiąc:
— I tak będziemy cię kochać.
Miała dopiero tydzień, kiedy dostała ataku kolki. Wypluwała matczyne mleko i płakała bez przerwy przez kolejne noce. Zaneeta bardzo szybko zapomniała, jak pogodne było jej nowe dziecię, łagodny pędrak ssący pierś, kwilący i z zaciekawieniem przyglądający się światu. Męczone kolką dziecko wrzeszczało, płakało, jęczało i skręcało się z bólu. Od samego patrzenia czuło się ból. Zaneeta była bezradna. Trzymała córkę na rękach, podkładała dłonie pod jej brzuch, który aż marszczył się od kurczących się mięśni, i opuszczała dziecko głową w dół, opierając je o swoje biodra. Pozycja ta najwyraźniej służyła Kokili, gdyż zmuszała ją do utrzymywania główki w poziomie, a tym samym uciszała ją. Nie zawsze jednak to działało, a jeśli już, to nigdy na dłużej. Wkrótce znów zaczynały się bolesne ukłucia, płacz i krzyk. Zaneeta była bliska załamania nerwowego. Musiała nakarmić męża, Radżitiego, i dwie starsze córki. Kiedy urodziła trzecią córkę z rzędu, popadła w niełaskę u męża. Do tego jeszcze niemowlę było nieznośne. Zaneeta próbowała spać z Kokilą w ogrodach dla kobiet, lecz kobiety mające wówczas menstruację, mimo że szczerze współczuły, to nie tolerowały hałasu. Każda z nich lubiła wychodzić z domu z dziewczętami, jednak nie było to miejsce dla niemowląt. Zaneeta musiała więc spać z Kokilą na zewnątrz, pod ścianą rodzinnego domu, gdzie ich łkanie i łzy przeplatały się wzajemnie.
Sytuacja ta utrzymywała się przez kilka miesięcy, a kiedy ból ustał, dziecko przybrało zupełnie nowy wyraz twarzy. Insef, dai, która odbierała poród, zbadała dziecku tętno, tęczówki i urynę, po czym stwierdziła, że ciało dziewczynki zostało rzeczywiście przejęte przez inną duszę. Nie było to jednak aż tak istotne, gdyż wielu dzieciom się to przytrafiało i często wychodziło to na dobre, gdyż, jak to bywało w przypadku kolki, silniejsza dusza wypierała słabszą.
Kiedy wewnętrzny konflikt ustał, Zaneeta zaczęła się niepokoić o Kokilę, która przez cały okres niemowlęctwa i dzieciństwa mierzyła swoją matkę i resztę świata czarnym i dzikim wzrokiem, jakby nie była do końca pewna, gdzie się znajduje i co tu robi. Była zdezorientowaną i gniewną dziewczynką, lecz mimo to potrafiła sprytnie manipulować innymi. Skora do pieszczot i wrzasków, była nad wyraz piękna i zwinna, a zanim skończyła pięć lat jej pomoc w domu była nie do przecenienia. Do tego czasu Zaneeta urodziła jeszcze dwoje dzieci. Pierwszy był syn, słońce ich życia, przyszedł na świat dzięki Ganesi i Kartikowi. W ich domu było wówczas tyle obowiązków, że matka w końcu doceniła samowystarczalność Kokili i chłonność jej umysłu.
Nowo narodzony syn był oczywiście w centrum zainteresowania całego domu, a Kokilą jedynie najzaradniejszą z córek, zaabsorbowaną sprawami swojego dzieciństwa i młodości. Zaneeta nie zdążyła poznać jej tak dobrze jak swego męża i syna, których naturę znała na wylot.
Przez kilka lat Kokilą swobodnie realizowała swoje dziecięce pomysły. Insef często mówiła, że dzieciństwo to najlepszy okres w życiu kobiety, ponieważ dziewczynka jest niejako wolna od mężczyzn, może swobodnie pomagać w domu i w polu. Dai była starą kobietą i cynicznie odnosiła się do miłości i małżeństwa — zbyt często widziała, że ich owoce nie przynoszą nikomu nic dobrego. Kokila musiała być jej posłuszna, tak jak i innym, lecz prawdę mówiąc, nie wyglądało na to, aby kogokolwiek słuchała. Każdemu przyglądała się tym zaskoczonym i bacznym wzrokiem, jaki mają leśne zwierzęta, kiedy niespodziewanie natknie się na nie w buszu. Była małomówna, a wypełnianie domowych obowiązków najwyraźniej sprawiało jej przyjemność. W milczącym skupieniu pomagała ojcu i nie interesowała się innymi dziećmi w wiosce, oprócz jednej dziewczynki, którą, jako niemowlę, znaleziono porzuconą w ogrodzie dla kobiet. Insef nazwała ją Bihari i wychowywała na drugą dai w wiosce. Kokila często przychodziła do chaty dai, aby zabrać ze sobą Bihari na poranny obchód po domostwie. Nie rozmawiała z nią więcej niż z innymi ludźmi, za to pokazywała różne rzeczy dokoła, a przede wszystkim chciało jej się nosić dziecko przez cały czas, co za każdym razem zaskakiwało Zaneetę, jako że podrzutek we wsi to nic niezwykłego. Ich przyjaźń była jednym z wielu sekretów Kokili.
Przed porą monsunową Kokila, podobnie jak cala reszta mieszkańców wioski musiała ciężko pracować przez kilka miesięcy z rzędu. Dziewczynka budziła się nad ranem, dokładała do ognia, przechodziła przez chłodną wioskę, gdzie powietrze o tej porze było jeszcze wolne od kurzu, i zabierała Bihari z chaty akuszerki mieszkającej w lesie. Szła w dół rzeki, do wychodka, po czym podmywała się i wracała przez wioskę po dzbany na wodę, z którymi udawała się w górę rzeki. Mijała zatoczki pralnicze, gdzie już zaczynały zbierać się kobiety i kierowała się w stronę wodopoju. Napełniała wodą dwa duże i ciężkie dzbany i zanosiła je z powrotem do domu, robiąc po drodze kilka przystanków na odpoczynek. Później szła do lasu zbierać chrust. To wszystko zajmowało czasem cały poranek. Następnie wracała na pola, leżące na zachód od wioski, gdzie jej ojciec i jego bracia mieli ziemię, i siała z nimi pszenicę i owies. Zasiew trwał kilka tygodni, tak aby zboża mogły dojrzewać w trakcie długiego miesiąca zbiorów. Rząd zasiany w tym tygodniu był słaby, same małe kiełki, lecz Kokila nie zastanawiała się nad tym i rzucała ziarna w świeżo zaoraną ziemię. Następnie w skwarze dnia siedziała z innymi kobietami i dziewczętami, ucierając ziarna zbóż z wodą na ciasto, z którego lepiła ciapaty i niektóre z nich gotowała. Później szła do krowy. Kilkoma rytmicznymi szarpnięciami palcem w krowim odbycie wywołała potok łajna, które jeszcze ciepłe zbierała rękami, rozklepywała na równomierne porcje wiązką słomy i odkładała do wyschnięcia na kamienno-torfowy mur, graniczący z polem jej ojca. Kilka wysuszonych brykietów krowiego łajna brała ze sobą i zanosiła do domu. Jeden brykiet od razu podrzucała do ognia, po czym szła nad rzekę umyć ręce i przeprać brudną odzież, sari, dhoti i chusty. Później, w słabnącym świetle dnia, kiedy upał i kurz w powietrzu nadawały wszystkiemu złocistą poświatę, szła z powrotem do domu, do paleniska w centralnym pomieszczeniu, aby upiec ciapaty i dal bhat na stojącym obok glinianym piecyku.
Wkrótce po zachodzie słońca do domu wracał Radżit. Zaneeta i dziewczęta od progu otaczały go troskliwą opieką. Zjadłszy dal bhat i ciapaty, mógł w końcu odpocząć i opowiedzieć Zaneecie, co mu się przydarzyło danego dnia, o ile oczywiście nie poszło najgorzej, bo jeśli tak było, to nic nie opowiadał. Zwykle jednak mówił o interesach związanych z obrotem ziemią i bydłem. Rodziny we wsi używały pastwisk drugiego gatunku jako zabezpieczenia dla nowych zwierząt i odwrotnie. Ich ojciec pośredniczył w handlu cielętami, koźlętami oraz prawem do wypasu bydła, głównie między Yelapurem i Sivapurem. Stale też zajmował się wydawaniem za mąż swoich córek, co nie było dobrym interesem, gdyż miał ich po prostu za dużo. Kiedy tylko mógł, kompletował im posagi i wydawał za mąż bez wahania. Nie miał innego wyjścia.