Mieszkańcy wioski zabrali się do ćwiartowania zdobyczy. Bistami opuścił wioskę, nie mógł patrzeć na tę scenę. Jego brutalny starszy brat nie żył, pozostali jego krewni, tak samo jak i tamten, nie popierali sufickich zainteresowań Bistamiego. „Wzrok podniesiony wysoko, skierowany ku wysokim, którzy widzą dalej”. Niestety, teraz był tak daleko od swych mędrców, że właściwie nic nie widział. Pamiętał jednak dokładnie słowa swojego sufickiego mistrza, Tustariego, który przed odejściem z Allahabadu rzekł mu: W swoim sercu pozostawaj hadżim i odbywaj hadżdż, tak jak Allah sobie tego życzy. Szybko czy wolno, lecz wytrwale podążaj tariką, jedyną ścieżką ku oświeceniu.
Spakował cały dobytek do naramiennej torby i w śmierci tygrysa zaczął upatrywać zwiastuna odmiany swojego losu. Była dla niego jak przesłanie, aby przyjąć dar od Boga, wykorzystać go we własnym działaniu i niczego nie żałować. Nadszedł czas, by powiedzieć: Dzięki ci Boże, dzięki ci, Kya, moja siostro, i na zawsze opuścić rodzinną wioskę.
Bistami udał się do Agry, gdzie ostatnie pieniądze wydał na szatę wędrownego sufiego. Poprosił o schronienie w domostwie sufich, w długim, starym budynku w dzielnicy wysuniętej najdalej na południe od centrum byłej stolicy. Tam skorzystał z łaźni, obmył ciało i oczyścił swojego ducha. Następnie opuścił miasto i ruszył piechotą do Fatepur Sikri, nowej stolicy imperium Akbara. Na miejscu okazało się, że budowa wciąż trwała, a miasto do złudzenia przypominało kamienną replikę obozowisk mongolskiej armii, z rzędami marmurowych kolumn zamiast ścian, które wyglądały jak potężne stelaże jurt. Całe miasto tonęło w błocie i kurzu. Wszystkie drzewa dokoła były młode, a kwiaty świeżo posadzone i niewyrośnięte. Wysoki mur otaczający pałac stał przy szerokiej alei, przecinającej miasto z północy na południe i prowadzącej do dużego marmurowego meczetu oraz do darga, o którym Bistami usłyszał w Agrze, grobowca świętego sufiego, szejka Salima Chishtiego. Pod koniec swojego długiego życia Chishti udzielał nauk młodemu Akbarowi i od tamtej chwili islam głęboko zakorzenił się w sercu władcy. Ten sam Chishti, za młodu podróżował po Iranie i pobierał nauki u szacha Esmaila, który był również nauczycielem Tustariego, mistrza Bistamiego.
Bistami zbliżał się do wspaniałego białego grobowca Chishtiego, idąc tyłem i recytując Koran:
— W imię Boga Miłosiernego Litościwego. Miej cierpliwość dla tych, którzy pogrążeni w żałobie wzywają swego Pana i szukają jego oblicza, nie odwracaj wzroku od tych, którzy gonią za szczęściem w życiu doczesnym, nie słuchaj tych, których serca zobojętniały na pamięć o nas, którzy oddają się swym żądzom, których zwyczaje są rozwiązłe.
Przed wejściem stanął wyprostowany, twarzą w stronę Mekki. Zmówił poranne modły, następnie wszedł na dziedziniec grobowca, otoczony z każdej strony ścianami, i oddał cześć Chishtiemu. Inni zgromadzeni robili oczywiście dokładnie to samo. Kiedy zakończył swoje modły pochwalne, wdał się w rozmowę z obecnymi na miejscu mężczyznami, opisywał im swoją wędrówkę, która rozpoczęła się przed wieloma laty w Iranie. W swoich opowieściach pomijał przerwy w praktykach, jakie zdarzały mu się po drodze. W końcu opowiedział swoją historię jednemu ulemie ze świty samego Akbara, podkreślił w niej swoje pokrewieństwo z Chishtim w linii duchowego przekazu, po czym powrócił do modlitw. Teraz do grobowca przychodził już codziennie i z czasem ustanowił rytm modlitw i rytuałów oczyszczających, czasem też odpowiadał na zapytania pielgrzymów, którzy posługiwali się wyłącznie językiem perskim, i nieustannie bratał się z ludźmi przybywającymi do sanktuarium. Wieść o nim dotarła wkrótce do wnuka Chishtiego, który zapragnął rozmawiać z Bistamim, a po spotkaniu sam niezwykle pochlebnie wyrażał się o nim przed Akbarem — tak przynajmniej mówiono. Bistami codziennie zjadał swój jeden posiłek, który dostawał w domu sufich, był głodny i wytrwały, lecz przede wszystkim pełen wiary.
Pewnego ranka, o brzasku, kiedy był już na dziedzińcu grobowca i odmawiał modlitwy, do sanktuarium przyszedł sam władca Akbar, wziął spod ściany miotłę i zamiótł dziedziniec. Był zimny poranek, w powietrzu nadal unosił się chłód mijającej nocy, mimo to zanim władca skończył swą posługę, Bistami zdążył się spocić. Wtedy też zjawił się wnuk Chishtiego i poprosił Bistamiego, aby podszedł, kiedy tylko skończy modlitwy, gdyż chciałby go przedstawić Akbarowi.
— To wielki zaszczyt — odpowiedział i powrócił do modlitw, mrucząc je mechanicznie, jakby same przepływały wartkim nurtem przez jego umysł. Zastanawiał się, jak długo może zwlekać ze stawieniem się przed władcą, przez co chciał mu pokazać, że modlitwa jest u niego zawsze na pierwszym miejscu. W grobowcu nadal było stosunkowo pusto i chłodno, słońce dopiero wschodziło i dopiero gdy zaczęło oświetlać korony drzew, Bistami wstał, podszedł do Akbara i wnuka Chishtiego i złożył im głęboki pokłon. Powitanie odbyło się z zachowaniem pełnej etykiety. Bistami zgodził się opowiedzieć swoją historię młodemu mężczyźnie o czujnym spojrzeniu, odzianemu w królewskie szaty, który, nie mrugając, wpatrywał się nieprzerwanie w twarz Bistamiego, a właściwie prosto w jego oczy. Opowieść obejmowała studia odbyte w Iranie razem z Tustarim, pielgrzymkę do Qom, powrót do domu i roczną pracę jako nauczyciel Koranu w Gujaracie, następnie wyprawę do rodziny, napad hinduskich rebeliantów i ocalenie przez tygrysa. Kończąc swoją historię, Bistami już widział, że go przyjmą.
— Witamy — powiedział Akbar. Całe Fatepur Sikri świadczyło o jego nadzwyczajnej pobożności oraz o tym, jak potrafił wzbudzać wiarę w sercach ludzi. Teraz mógł podziwiać tę cechę u Bistamiego, którego oddanie objawiało się na wiele świątobliwych form. Ich rozmowa toczyła się dalej, do grobowca schodziło się coraz więcej ludzi, więc Bistami sprowadził dyskusję na dobrze znany sobie hadis, który dotarł do Iranu za sprawą Chishtiego. Jego genealogia, tak zwany isnad, stanowiła niezbity dowód powinowactwa ścieżek duchowych Bistamiego i Akbara.
— Przekazał mi go Tutsami, który usłyszał go od szacha Esmaila, nauczyciela szejka Chishtiego, który otrzymał go od Bahra ibn Kaniz al-Saqqa, któremu przekazał go Uthman ibn Saj, dzięki wiedzy seida Jubaira, niech Pan otacza go swoim miłosierdziem, który powiedział: I niech przywita się ze wszystkimi muzułmanami, z młodymi i ze starymi, a kiedy przyjdzie po nauki, niechaj każdy, kto siedzi, powściągnie się od wstawania specjalnie dla niego, zaniechanie tego nakazu jest prawdziwą zmorą dla duszy.
Akbar zmarszczył czoło, próbując nadążyć za jego słowami, a Bistami dopiero teraz zrozumiał, że można było je zinterpretować tak, jakby to on sam nie chciał zabiegać o niczyje względy i ukłony. Czuł, jak się poci w tym chłodnym porannym powietrzu.
Akbar zwrócił się do jednego ze swoich przybocznych:
— Ten człowiek wróci z nami do pałacu.
Minęła kolejna godzina modlitw Bistamiego i konsultacji Akbara.
Władca nadal był spokojny, lecz z upływem czasu stawał się coraz bardziej oszczędny w słowach, a jako że kolejka mężczyzn pragnących oddać mu hołd, nadal rosła, władca rozkazał wszystkim rozejść się i przyjść później, po tym jak Bistami zostanie odprowadzony przez miejski plac budowy do pałacu.