Выбрать главу

— Zgłupiałeś? — spytała Kelgianka, jeżąc włos. — Nie śmiałabym zadać mu podobnego pytania. Wyrwałby mi wszystkie kudły.

— I to bez znieczulenia — powiedziała Cha, gdy Tarsedth odchodziła od stołu.

Brzęczyk podajnika, z którego zjeżdżały już ich tace, zagłuszył odpowiedź Kelgianki.

— Więc to jest tarlańskie jedzenie — mruknął Braithwaite i czym prędzej odwrócił wzrok od talerza Liorena.

Wprawdzie Ziemianie rzeczywiście używali tego samego otworu ciała zarówno do jedzenia, jak i do wydawania dźwięków, ale Braithwaite nie przerwał rozmowy z Cha. Z konieczności w ich dialogu zdarzały się jednak przerwy, które Lioren mógłby wykorzystać. Oboje czynili wyraźnie co w ich mocy, aby odwrócić jego uwagę od sąsiednich stolików, skąd nieustannie śledziły go najrozmaitsze, ale uważne narządy wzroku. Niemniej w przypadku istoty, która musiała podjąć świadomy wysiłek, aby nie spoglądać równocześnie we wszystkich kierunkach, podobne starania były skazane na niepowodzenie. Lioren zrozumiał, że jego psychoterapia nie będzie należeć do szczególnie łagodnych.

Wiedział, że Cha i Braithwaite zostali w pełni wprowadzeni w jego sprawę, starali się jednak skłonić go do opowiedzenia wszystkiego, jakby zależało im na jego wynurzeniach na temat bieżących odczuć i tego, jak postrzegał nastawienie otoczenia. W tym celu co chwilę sięgali do własnych wspomnień i, niby w zaufaniu, wyrażali różne opinie na temat własnej pracy, O’Mary oraz innych istot z personelu Szpitala, z którymi mieli miłe albo i niemiłe doświadczenia. Zapewne mieli nadzieje, że Lioren podejmie ten temat. On jednak tylko słuchał i nie odzywał się, chyba że odpowiadał na pytania zadawane mu wprost przez współpracowników albo innych, którzy podchodzili do ich stolika.

Po Kelgiance zagadnął go potężny, sześcionogi Hudlarianin, z ciałem pokrytym świeżą warstwą substancji odżywczej i małą plakietką informującą, że jest pielęgniarzem stażystą. Lioren podziękował mu uprzejmie za wyrazy serdeczności. Podobnie odpowiedział Ziemianinowi nazwiskiem Timmins, który nosił mundur Kontrolera z naszywkami działu eksploatacji i spytał, czy kabina mieszkalna Liorena została właściwie urządzona. Dodał, że jeśli cokolwiek byłoby nie w porządku, jego dział postara się spełnić każde życzenie gościa. Potem przystanął przy nich Melfianin z obszytą złotem opaską starszego lekarza. Powiedział, że cieszy się ze spotkania z Tarlaninem i chętnie dłużej by z nim porozmawiał, ale nie teraz, gdyż spieszy się na oddział chirurgii ELNT. Lioren odparł, że będzie regularnie zaglądał do stołówki i na pewno trafi się jeszcze okazja do rozmowy.

Ta odpowiedź chyba ucieszyła Cha i Braithwaite’a. Gdy Melfianin odszedł, kontynuowali rozmowę, do której Lioren nadal nie próbował się włączyć. Gdyby jednak miał się odezwać, musiałby wyjawić przede wszystkim, że swoje poczucie winy uważał za element wymierzonej mu kary.

Nie przypuszczał, aby pozytywnie przyjęli coś takiego.

Jak się okazało, ludzie O’Mary mogli poruszać się swobodnie po całym Szpitalu i pytać o wszystko, o ile tylko nie przeszkadzało to nikomu w wypełnianiu obowiązków. Wszyscy byli wobec nich równi, począwszy od stażystów czy techników, a na stawianych czasem na równi z bogami Diagnostykach skończywszy. Nie było nic dziwnego w tym, że prawo do interesowania się nawet najbardziej prywatnymi sprawami personelu i pacjentów nie zjednywało im przyjaciół. Liorena nadal jednak zastanawiało, wedle jakiego klucza zostali dobrani jego współpracownicy. Coraz bardziej upewniał się, że nie decydowały o tym ich kwalifikacje zawodowe.

O’Mara pojawił się w Szpitalu jeszcze w trakcie jego budowy. Był wtedy jednym z inżynierów, ale jego zachowanie wobec innych pracowników, jak i pacjentów, sprawiło, że mianowano go majorem i zatrudniono jako naczelnego psychologa. Nie można było sprawdzić, o co dokładnie chodziło, ponieważ akta O’Mary nie były dostępne. Lioren słyszał też pogłoski, że podobno psycholog opiekował się kiedyś małym osieroconym Hudlarianinem i wyleczył go bez całej maszynerii pielęgniarskiej i tłumacza, co jednak wydawało się historią mało prawdopodobną.

Z różnych zasłyszanych wzmianek wynikało, że Braithwaite rozpoczął karierę w dziale kontaktów Korpusu, gdzie uznano go z początku za obiecujący nabytek, nawet jeśli nazbyt skłonny do dyskusji z przełożonymi. Był w pełni oddany pracy i rozważny, miał jednak w zwyczaju polegać na swojej intuicji, która wprawdzie rzadko go zawodziła, ale zawsze przyprawiała jego przełożonych o ból głowy. Gdy trafił na Keran, gdzie rządy sprawowali konserwatywni kapłani, doprowadził do zamieszek na tle religijnym, aby wymusić rozpoczęcie procedury kontaktu. Wielu tubylców wówczas zginęło lub odniosło rany. Został potem ukarany przeniesieniem do pracy w administracji, która nie dawała mu satysfakcji. Jego kolejni przełożeni także nie byli z niego zadowoleni. Przez krótki czas pełnił funkcję programisty w szpitalnym centrum translatorskim, aż przy kolejnej próbie poprawienia programu tłumaczącego zawiesił na kilka godzin główny komputer, pozbawiając całą rzeszę piszczących, szczekających i warczących istot szans na porozumienie. Pułkownik Skempton nie docenił jego wysiłków i zamierzał już wydalić Braithwaite’a ze Szpitala ze skierowaniem na najodleglejszą placówkę Korpusu, gdy O’Mara zainterweniował na jego korzyść.

Kariera Cha Thrat również obfitowała w różne dziwne sytuacje, zarówno na gruncie zawodowym, jak i osobistym. Do Szpitala trafiła jako pierwsza i jak dotąd jedyna żeńska przedstawicielka swojej rasy. Wśród Sommaradvan wojownikami-lekarzami bywali tylko mężczyźni. Lioren nie był pewien, co oznacza ten tytuł, faktem jednak było, że Cha udzieliła skutecznej pomocy przedstawicielowi obcego gatunku, Ziemianinowi z Korpusu, który odniósł poważne obrażenia podczas katastrofy ślizgacza. Korpus docenił jej umiejętności i zaproponował staż w wielośrodowiskowym Szpitalu Kosmicznym Sektora Dwunastego. Cha zgodziła się, gdyż na jej planecie kwalifikacje zawodowe zawsze były mniej ważne od pici.

Szybko okazało się jednak, że sommaradvańskie podejście do praktyki lekarskiej różni się od tego, z którym spotkała się w Szpitalu. Cha nie mówiła szczegółowo o swoich kłopotach, raz tylko wspomniała, że starczy spytać pierwszą napotkaną pielęgniarkę, aby usłyszeć wszystko na ten temat, a nawet więcej. Z pogłosek Lioren wywnioskował, iż Cha skłonna była do częstego podejmowania samodzielnych decyzji, które okazywały się na dodatek właściwsze niż zalecenia bezpośrednich przełożonych. Po ostatnim z takich incydentów, w którym straciła przejściowo jedną z kończyn, żaden oddział nie chciał jej przyjąć. Podobnie jak jej kolega, została wówczas przeniesiona do działu utrzymania. Gdy i tam doszło do spowodowanego sytuacją kliniczną aktu niesubordynacji i Cha miała zostać usunięta ze Szpitala, ponownie zjawił się O’Mara i wziął ją do siebie.

Im dłużej trwała ta rozmowa, tym większą sympatię Lioren odczuwał do obu tych istot. Podobnie jak on, wiele wycierpieli przez zbyt bystre umysły i przywiązanie do własnego zdania.

Ich przewiny nie były oczywiście porównywalne ze zbrodnią Liorena, jednak zdawkowy sposób, w jaki o nich wspominali, miał chyba coś sugerować. Może pragnęli lepiej zapoznać go ze statusem psychologii w Szpitalu? Albo wyznając swoje własne winy, próbowali mu pomóc? Nie był pewien, ponieważ w odróżnieniu od niego nie ujawniali związanych z tymi incydentami odczuć. Mówili wiele, może za wiele, ale akurat nie o tym. Zaniepokoił się nawet, że być może w ogóle nie uważali się za winnych czegokolwiek, ale po chwili odrzucił tę myśl jako nieprawdopodobna. Nie można zapomnieć o przewinach, tak samo jak nie zapomina się nazwiska.