Psycholog spuścił głowę i zamknął na chwilę oczy. Nagle znowu spojrzał na zebranych.
— Na podstawie zebranych przez nas danych można bez cienia wątpliwości stwierdzić, że oskarżony zachował się w jedyny właściwy sposób i wszelkie działania, które podjął w danych okolicznościach, były odpowiednie. Nie można zarzucić mu beztroski, nie dopuścił się żadnych zaniedbań i tym samym nie ma powodów, aby czuł się winny. Jeśli chodzi o chorobę jego pacjentów, z którą się zmagał, dopiero w Szpitalu, po dwóch miesiącach obserwacji grupy ocalonych, zdołaliśmy opisać jej przebieg i wykryć wtórne efekty, które wywiera na układ wydzielania wewnętrznego. Jeśli można dopatrzyć się w jego działaniach czegokolwiek niewłaściwego, będzie to co najwyżej brak cierpliwości, związany z głębokim przekonaniem kapitana Liorena, iż jeden statek szpitalny ze standardowym wyposażeniem okaże się wystarczający do wypełnienia zadania całego zespołu. To już prawie wszystko, co mam do powiedzenia. Wnioskuję, aby ewentualna kara była proporcjonalna do samego przewinienia, a nie do jego skutków, na co będzie nalegać sam oskarżony. Niewątpliwie skutki te miały zgoła apokaliptyczny charakter, jednak to, co je wywołało, trudno nazwać poważnym wykroczeniem.
Podczas przemowy O’Mary skóra Liorena przybierała coraz bardziej intensywny brunatny kolor, co wskazywało na narastającą złość. Obie pary zewnętrznych płuc maksymalnie rozdął, jakby zamierzał wykrzyczeć swój protest głosem tak potężnym, że większość obecnych zapewne by ogłuchła.
— Widzę, że oskarżony jest coraz bardziej wzburzony — powiedział O’Mara. — Zakończę więc krótko. Nalegam, aby sprawa przeciwko kapitanowi chirurgowi Liorenowi została oddalona albo rozstrzygnięta wyrokiem, który nie zakończy jego kariery. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłby powrót kapitana do Szpitala, gdzie mógłby uzyskać stosowną pomoc psychiatryczną, jego talenty zaś rozwinęłyby się z pożytkiem dla naszych pacjentów, on z kolei…
— Nie! — zaprzeczył Lioren tak gwałtownie, że bliżej siedzący skrzywili się boleśnie, autotranslatory zaś zajęczały przeciążone. — Przysięgałem uroczyście, na Sedith i Wrethrin Uzdrowicieli, porzucić praktykę i nie podejmować jej do końca mego nędznego żywota.
— To zaiste byłaby zbrodnia — powiedział O’Mara podniesionym tonem, jednak nie tak głośno jak oskarżony. — Byłaby to niepowetowana strata. Wtedy naprawdę można by mówić o winie.
— Gdybym nawet mógł żyć sto razy, nigdy nie zdołam uratować nawet w drobnej części tylu istot, ile zgładziłem — stwierdził Lioren.
— Co nie znaczy, że nie można próbować… — zaczął O’Mara, ale Dermod przerwał mu uniesieniem ręki.
— Proszę zwracać się zawsze do sądu — upomniał Dermod obie strony. — Nie chciałbym więcej o tym przypominać. Majorze O’Mara, już dawno deklarował pan, że nie ma wiele do powiedzenia. Czy sąd może uznać, że właśnie pan skończył?
Psycholog stał przez chwilę nieruchomo.
— Tak, wysoki sądzie — odparł i usiadł.
— Dobrze. Teraz sąd wysłucha mowy strony oskarżającej. Kapitanie Lioren, czy jest pan gotów zabrać głos?
Zielono-żółty pancerz Liorena ponownie okrył się ciemnymi barwami, jednak miechy powietrzne zwiotczały, dzięki czemu mówił o wiele ciszej.
— Jestem gotów.
ROZDZIAŁ DRUGI
Układ Cromsag został po raz pierwszy zbadany przez statek zwiadowczy Korpusu Tenelphi podczas misji uzupełniania map gwiezdnych sektora dziewiątego, jednego z najmniej dotąd spenetrowanych przez Federację. Odkrycie układu z zamieszkanymi planetami było miłym urozmaiceniem podczas nudnej, rutynowej wyprawy.
Radość nie trwała jednak długo.
Niewielka jednostka zwiadowcza z zaledwie czteroosobową załogą nie była przygotowana do pierwszego kontaktu, musiała więc ograniczyć się do obserwacji tubylców z niskiej orbity. Z początku starano się jedynie ocenić poziom ich rozwoju technologicznego i odczytać przechwycone sygnały radiowe, ostatecznie jednak Tenelphi niemal wyczerpał swoje zasoby energii, przekazując wiadomości do bazy kosztownym w eksploatacji kanałem nadprzestrzennym. Były to coraz pilniejsze wołania o pomoc.
Przeznaczony do prowadzenia procedur kontaktowych okręt Korpusu Descartes znajdował się akurat w pobliżu planety Niewidomych, gdzie rozmowy osiągnęły już etap wykluczający nagłe ich przerwanie. Problem z nową planetą w sektorze dziewiątym był jednak o wiele bardziej złożony. Dotyczył nie tyle niuansów, ile znalezienia metody, która pozwoliłaby przetrwać kontakt nowo odkrytej rasie.
Do prowadzenia misji wybrano zatem pancernik Vespasian, który w pojedynkę byłby w stanie wygrać niemałą bitwę, chociaż w tym przypadku bardziej chodziło o to, aby wojnie zapobiec. Jego dowódcą był pułkownik Williamson, jednak odpowiedzialność za operacje na powierzchni planet spoczywała na jego podwładnym, kapitanie chirurgu Liorenie.
Tenelphi sprawnie zadokował u burty Vespasiana i kapitan statku zwiadowczego major Nelson przeszedł wraz ze swoim nidiańskim oficerem medycznym, porucznikiem Dracht-Yurem, do centrali pancernika, aby zameldować o bieżącej sytuacji.
— Nagraliśmy nieco z ich nielicznych transmisji radiowych — oznajmił. — Niestety, nasz komputer nie jest zaprogramowany do równie trudnych zadań, tym bardziej że służy równocześnie jako pokładowy translator. Nie wiemy nawet, czy nasza obecność została zauważona…
— Od tej chwili wyłapywaniem i przekładem transmisji zajmie się taktyczny komputer Vespasiana — przerwał mu niecierpliwie pułkownik Williamson. — Będziemy informować was na bieżąco. Bardziej jednak interesuje nas nie to, czego nie słyszeliście, ale to, co zobaczyliście. Słuchamy, majorze.
Nikomu z obecnych nie trzeba było przypominać, że chociaż pancernik dysponował komputerem o gigantycznej mocy obliczeniowej, wyspecjalizowany statek zwiadowczy został wyposażony w urządzenia obserwacyjne przewyższające jakością wszystko, co montowano na okrętach wojennych.
Nelson przekazał na główny ekran dane z Tenelphiego.
— Jak sami widzicie, najpierw zbadaliśmy planetę z odległości odpowiadającej pięciokrotnej średnicy globu, dopiero potem zbliżyliśmy się, aby sporządzić dokładniejsze mapy obszarów, na których wykryliśmy ślady aktywności mieszkańców — powiedział. — Jest to trzecia i zapewne jedyna zamieszkana planeta układu składającego się z dziewięciu planet. Dzień trwa na niej dziewiętnaście standardowych godzin, ciążenie na powierzchni jest równe jeden i dwadzieścia pięć setnych ziemskiego. Ciśnienie atmosfery jest przez to odpowiednio większe, skład powietrza odpowiada zasadniczo potrzebom większości ciepłokrwistych tlenodysznych.
Obszar lądowy stanowi siedemnaście dużych wysp. Wszystkie — oprócz dwóch, które znajdują się na biegunach — nadają się obecnie do zasiedlenia, jednak skupiska tubylców znajdują się tylko na jednej z nich — największej i położonej w pasie równikowym. Na pozostałych wykryliśmy jedynie ślady zamieszkiwania, wyludnione miasto i osiedla. Sądząc po ich stanie i braku jakiejkolwiek przemysłowej czy rolniczej działalności dokoła, musiały opustoszeć już jakiś czas temu. Wiele mniejszych budynków zawaliło się, ulice i ruiny zarosły zielskiem. Odkryliśmy tam ponadto pozostałości rozwiniętej sieci transportu naziemnego, środków transportu powietrznego oraz instalacji nuklearnych służących do produkcji elektryczności. Miasta nadal zamieszkane są w lepszym stanie, chociaż i w nich widać skutki zaniedbań oraz upadku kultury technicznej i agrarnej oraz…