— Jeśli nawet, nie byłem tego świadom — odparł Lioren.
— Czyli nie byłeś. Gdyby do tego doszło, na pewno byś to zauważył.
Pełny kontakt telepatyczny był możliwy tylko pomiędzy istotami tego samego gatunku. Prilicla wyjaśnił, że w przypadku gdy telepata próbuje przekazać coś nietelepacie i obudzić w nim niewykorzystywaną od pokoleń umiejętność, stymulacja odpowiednich ośrodków powoduje na początku niemiłe odczucia. W Szpitalu znajdowali się obecnie przedstawiciele trzech telepatycznych ras i wszyscy byli pacjentami. Pierwszą grupę tworzyli Telfi o klasyfikacji fizjologicznej VTXM, niewielkie istoty przypominające żuki i żywiące się twardym promieniowaniem. Pojedynczy osobnik tego gatunku nie przejawiał większej inteligencji, jednak jako zbiorowość tworzyły wspólny, bardzo sprawny umysł. Niemniej próby bliższego badania ich szczególnego metabolizmu wiązały się z ryzykiem choroby popromiennej.
Dostęp do pozostałych dwóch gatunków był jeszcze trudniejszy, na tyle trudny, że w praktyce niemożliwy. Chodziło bowiem o gogleskańskiego uzdrawiacza Khone’a, który przebywał w Szpitalu z niedawno narodzonym potomkiem, oraz dwóch Obrońców Nie Narodzonych, nad którymi prowadziła badania ekipa złożona z Diagnostyka Conwaya, naczelnego psychologa O’Mary i samego Prilicli.
— Conwayowi udało się nawiązać kontakt z obiema tymi rasami, ma także doświadczenie chirurgiczne związane z zabiegami, którym byli poddawani, jednak jest to jeszcze wiedza zbyt nowa, aby znalazła się w oficjalnych źródłach. Znana ci Cha Thrat także nawiązała kiedyś kontakt z Gogleskaninem Khone’em. Pomogła mu podczas porodu. Oszczędziłbyś więc sporo czasu i wysiłku, gdybyś skontaktował się bezpośrednio z tymi osobami albo przynajmniej poprosił je o udostępnienie notatek. Przepraszam, przyjacielu Liorenie… Z twojej reakcji emocjonalnej wnioskuję, że nie takiej pomocy oczekiwałeś.
Prilicla zadrżał, jakby targany wielkim wiatrem. Lioren postarał się opanować emocje i pająkowaty z wolna się uspokoił.
— To ja powinienem przeprosić — odezwał się Lioren. — Nie mylisz się. Mam pewne osobiste powody, aby w żadnym wypadku nie zwracać się na razie do moich kolegów. Może później, gdy będę wiedział dość, aby chybionymi pytaniami nie marnować ich czasu. Chętnie jednak zapoznałbym się z notatkami Diagnostyka i odwiedził pacjentów, o których wspominałeś.
— Wyczuwam twoje zaciekawienie, przyjacielu Liorenie, nie znam jednak jego powodów. Mogę się tylko domyślać, że ma to coś wspólnego z pacjentem z Groalterri. — Zamilkł na chwilę i zadrżał przelotnie. — Coraz lepiej kontrolujesz swoje emocje, przyjacielu Liorenie, i jestem ci za to bardzo wdzięczny. Jednak nie masz się czego obawiać. Wiem, że coś przede mną ukrywasz, jednak nie będąc telepatą, nie jestem zdolny ustalić, o co chodzi. Nie przekaże nikomu moich spostrzeżeń, aby nie sprawić ci przykrości, co i mnie w konsekwencji naraziłoby na niemiłe wrażenia.
Lioren odetchnął. Wiedział, że może zaufać małemu empacie i że nie musi mówić mu o tym wprost.
— Powszechnie wiadomo, że jesteś jedyną osobą w Szpitalu, która rozmawia z Hellishomarem. Ponieważ jednak moja zdolność odbioru przekazu empatycznego jest wprost proporcjonalna do kwadratu odległości od nadawcy, sam celowo omijam Hellishomara, który jest istotą do głębi nieszczęśliwą i zestresowaną, pełną żalu i poczucia winy. Siła jego umysłu sprawia jednak, że nigdzie w obrębie Szpitala nie jestem w stanie całkowicie uniknąć jego radiacji i przygnębiających emocji. Niemniej muszę przyznać, że od czasu, gdy zacząłeś go odwiedzać, stan pacjenta poprawia się i maleje natężenie jego negatywnych emocji. Jestem ci za to bardzo wdzięczny. A teraz… Gdy wspomniałem imię Hellishomara, wyczułem w tobie coś na kształt nadziei, przyjacielu Lioren. Najsilniej wówczas, gdy była jeszcze mowa o telepatii. Skoro tak, dostaniesz zgodę na odwiedzenie telepatycznych pacjentów, otrzymasz też kopie odpowiednich raportów klinicznych. Jeśli nie masz innych planów, proponuję od razu udać się do Obrońców.
Cinrussańczyk poruszył skrzydłami i wdzięcznie wzniósł się w powietrze.
— Wyczuwam w tobie wyraźną wdzięczność — powiedział, gdy razem zdążali w kierunku wyjścia z jadalni. — Nie jest ona jednak dość silna, aby zamaskować obawy i podejrzliwość. Co cię niepokoi, przyjacielu Liorenie?
Zapytany chciał w pierwszej chwili zaprzeczyć wszystkiemu, jednak byłaby to próba równie bezskuteczna jak kłamstwo w wydaniu Kelgianina, którego stan emocjonalny zawsze odbijał się w sposobie falowania futra,
— Pacjenci, do których idziemy, pozostają pod pieczą Conwaya. Czy wprowadzając mnie do nich bez jego zgody, nie narazisz się na nieprzyjemności? Podejrzewam jednak, że Conway mógł już wcześniej wyrazić podobną zgodę, która z jakichś powodów nie została mi przekazana.
— Twoje obawy są bezpodstawne — oznajmił Prilicla. — Niemniej przypuszczenie i owszem, jak najbardziej trafne. Conway sam miał zamiar zaprosić cię do odwiedzenia jego pacjentów. Znajdują się w Szpitalu na obserwacji, co w ich przypadku oznacza intensywne, jakkolwiek przedłużające się badania kliniczne. Można powiedzieć, że w praktyce odsiadują u nas bezterminowy wyrok więzienia. Wprawdzie skłonni do współpracy, nie są jednak z tego powodu szczęśliwi i tęsknią za rodzinnymi światami. Mam nadzieje, że nie poczujesz się urażony takim postawieniem sprawy, ale… Jak dotąd mamy dwóch pacjentów, na których miałeś pozytywny wpływ, Mannena i Hellishomara, dlatego Conway pomyślał, że twoja wizyta u naszych podopiecznych mogłaby być wskazana — nawet jeśli nie pomożesz, to na pewno nie zaszkodzisz. Nie wiem, o czym rozmawiałeś z tamtymi dwiema istotami, podobno nawet samemu O’Marze nie powiedziałeś, jak właściwie osiągnąłeś takie rezultaty. Osobiście przypuszczam, że sięgnąłeś po metodę zamiany ról i skłoniłeś pacjentów do okazania współczucia tobie, zamiast to im okazywać współczucie, jak zwykle to się dzieje w relacjach między lekarzem a pacjentem. Sam też sięgam niekiedy po ten sposób, jako że jestem istotą bardzo kruchą i nadwrażliwą i wygodniej jest mi niekiedy doprowadzać do sytuacji, w której inni traktują mnie na specjalnych zasadach i pozwalają mi wchodzić sobie na głowę, jak określa to czasem Conway. Niemniej w twoim przypadku, przyjacielu Liorenie, sądzę, że mogli naprawdę ci współczuć, ponieważ…
Prilicla zakołysał się gwałtownie, gdy przed oczami stanęły mu okrutne wspomnienia z przeludnionego świata. Oczywiście, wszyscy mu współczuli, jednak najbardziej on sam żałował siebie. Lioren spróbował z całych sił odepchnąć te obrazy z powrotem do miejsca, które dla nich przeznaczył i skąd napływały jedynie czasami, we śnie. Musiało mu się udać, bo Cinrussańczyk wyrównał po chwili lot.
— Dobrze nad sobą panujesz, przyjacielu Liorenie — powiedział. — Twoja emanacja emocjonalna jest na bliski dystans nadal dość przykra dla mnie, ale nie może się to równać z tym, co czułem podczas procesu. Cieszę się z tego ze względu na nas obu. Po drodze do naszego oddziału opowiem ci o pierwszych dwóch pacjentach.
Obrońcy Nie Narodzonych należeli do rasy o klasyfikacji FSOJ i byli wielkimi i bardzo silnymi istotami z grubymi pancerzami, spod których wyrastały cztery mocne kończyny, ogon z zębatymi wyrostkami i głowa.