Idzie o wiele łatwiej, niż oczekiwałem, pomyślał Lioren.
— Stażysta pragnie dowiedzieć się więcej o telepatycznych zdolnościach mieszkańców Goglesku, szczególnie zaś ciekawią go narządy umożliwiające ten rodzaj kontaktu, a także kliniczne oraz psychologiczne skutki zaburzeń w funkcjonowaniu wspomnianego mechanizmu. Ta informacja może okazać się pomocna w leczeniu innego pacjenta, który również jest tele…
— Nie! — krzyknął Khone na tyle głośno, że młody ożywił się i zagwizdał coś, czego autotranslator nie przełożył. Sierść uzdrowiciela najeżyła się w niektórych miejscach i w dziwny sposób, który trudno było dostrzec z dala, oplotła potomka, aż ten zaczął się uspokajać.
— Przepraszam — powiedział Lioren, zły na siebie, że zapomniał o formie bezosobowej. Poprawił się szybko. — Stażysta bardzo przeprasza. Nie było jego zamiarem nikogo urazić. Czy lepiej będzie, jeśli teraz wyjdzie?
— Nie — powtórzył Khone, tym razem spokojniej. — Telepatia i prehistoria mieszkańców Goglesku to delikatne tematy. Uzdrowiciel wiele razy dyskutował na ten temat z istotami znanymi jako Conway, Prilicla i O’Mara, które wprawdzie wyglądają na niebezpieczne, ale godne są zaufania. Stażysta jest jednak dla pacjenta kimś nowym, kto może jeszcze budzić odruchowy lęk. Zdolność telepatii nie jest czymś, nad czym Gogleskanie panują, to mechanizm czysto instynktowny. Impulsem wyzwalającym może być również obecność obcej istoty albo cokolwiek, co podświadomość uzna za zagrożenie. W przypadku istot tak słabych fizycznie jak Gogleskanie może to być właściwie cokolwiek. Czy stażysta rozumie problem i gotów jest okazać cierpliwość?
— To zrozumiałe… — zaczął Lioren.
— Możemy zatem podyskutować — przerwał mu ponownie Khone. — Najpierw jednak pacjent musi się dowiedzieć o stażyście dość, aby móc zamknąć oczy i nie widzieć jego upiornej sylwetki. Inaczej nie opanuje nawrotów paniki, która niezależnie od jego woli w końcu uniemożliwi rozmowę.
— To zrozumiałe — powtórzył Lioren. — Stażysta chętnie odpowie na wszystkie pytania pacjenta.
Gogleskanin uniósł się kilka cali na przysadzistych nogach i odszedł na bok, zapewne po to, aby lepiej widzieć dolną połowę ciała stojącego za jednym z ekranów gościa.
— Pierwsze pytanie dotyczy specjalności, którą studiuje stażysta — powiedział.
— Jest uzdrawiaczem umysłu — odparł Lioren.
— Nie jest to zaskakująca nowina — mruknął Khone.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Pytań padło wiele, w tym sporo dociekliwych, jednak wszystkie zostały zadane uprzejmie i na tyle bezosobowo, że nie było mowy o urażaniu uczuć Gogleskanina, który pod koniec rozmowy wiedział o Liorenie niemal tyle samo, co on sam o sobie. Było jednak oczywiste, że ciekawość Khone’a nadal pozostała niezaspokojona.
Potomek został przeniesiony na łóżeczko w głębi pomieszczenia, Gogleskanin zaś ośmielił się na tyle, że niemal podszedł do przezroczystej przegrody.
— Tarlański stażysta, niegdyś szanowany uzdrawiacz, odpowiedział mi na wiele pytań na swój temat, na temat swojego obecnego życia — powiedział. — Wszystko, co usłyszałem, było dla mnie bardzo interesujące, chociaż w oczywisty sposób znalazły się w opowieści wątki dotykające spraw przykrych, przykrych zarówno dla mówiącego, jak i dla słuchacza. Straszne wydarzenia na Cromsagu budzą współczucie i żal wynikający z bezradności, gdyż gogleskański uzdrawiacz nie jest w stanie ulżyć spowodowanemu przez nie cierpieniu. Niemniej pozostaje wrażenie, że Tarlanin, który wprawdzie wyrażał się otwarcie o wielu sprawach, normalnie pozostających ściśle prywatnymi, coś jednak ukrywa. Czy w przeszłości zdarzyły się jeszcze większe okropności niż te opisane? Jeśli tak, dlaczego stażysta o nich nie wspomina?
— Nie było nic gorszego niż Cromsag — odparł Lioren.
— Gogleskanin odczuwa ulgę, słysząc takie słowa. Czy może zatem Tarlanin obawia się, że jego słowa mogą zostać przekazane innym i postawić go w kłopotliwej sytuacji? Winien wiedzieć, że na Goglesku żaden uzdrawiacz nie rozmawia o takich sprawach z osobami postronnymi, jeśli nie otrzyma na to pozwolenia. Stażysta nie ma powodu do niepokoju.
Lioren milczał przez chwilę. Zaczynał rozumieć, że jego dotychczasowe poświęcenie sztuce medycznej nie zostawiało mu ani czasu ani nawet ochoty na budowanie więzi emocjonalnej z kimkolwiek. Dopiero po wyroku, który położył kres jego karierze i sprawił, że życie miało się stać najokrutniejszą karą, zaczął zauważać innych nie tylko jako zainteresowany ich zdrowiem lekarz, ale po prostu tak, jak może to czynić przeciętna odczuwająca istota. Mimo dziwnych kształtów innych istot i jeszcze dziwniejszych czasem umysłów, coraz bardziej traktował ich jak przyjaciół.
Być może właśnie spotkał kolejnego.
— Wszyscy lekarze, skądkolwiek pochodzą, kierują się zwykle tymi samymi zasadami — powiedział. — Taka postawa zasługuje na wdzięczność. Powodem, dla którego pewne informacje pozostają ukryte, jest brak zgody osób, których dotyczą, na ich ujawnienie.
— To zrozumiałe, chociaż dodatkowo budzi ciekawość — stwierdził Khone. — Czy powtarzanie opowieści o zdarzeniu na Cromsagu przynosi stażyście ulgę?
Lioren zastanowił się.
— Trudno być obiektywnym w podobnej sprawie. Obecnie stażystę zajmuje też wiele innych spraw, dzięki czemu mniej myśli o przeszłości, ale pewien stres pozostaje. Obecnie jednak stażysta zastanawia się, czy to on czy Gogleskanin jest bieglejszy w uprawianiu psychologii innych gatunków.
Khone gwizdnął krótko, czego translator nie przełożył.
— Stażysta podsunął tematy pozwalające na ucieczkę od innych kłopotliwych wspomnień, od których uzdrawiacz także nie jest wolny. Obecnie tarlański gość nie jest już obcy i nie jest traktowany jako potencjalne zagrożenie, nawet na poziomie podświadomym. To wielki dar. Teraz na pytania stażysty zostaną udzielone odpowiedzi.
Lioren podziękował bezosobowo i raz jeszcze spróbował zasięgnąć informacji o mechanizmach łączności telepatycznej wśród mieszkańców Goglesku, a szczególnie o symptomach kłopotów z takim kontaktem. Jednak poznanie tego fragmentu ich życia wymagało poznania całej kultury Goglesku jako takiej.
Sytuacja rozwijała się tam dokładnie w przeciwnym kierunku niż na Groalterze. I tam zastosowano na początku naczelną zasadę Federacji, aby nie nawiązywać kontaktu z kulturami mało rozwiniętymi technologicznie, jednak szybko okazało się, że mimo wymuszonego przez szczególną psychozę słabego rozwoju wielu nauk, jako indywidualności Gogleskanie są bardzo inteligentni i dojrzali emocjonalnie, ich planeta zaś od wielu wieków nie zaznała wojny.
Korpus mógł wybrać najprostsze rozwiązanie, czyli uznać problem Goglesku za nierozwiązywalny i wycofać się z tego świata, ostatecznie jednak zdecydował się na kompromis. Stworzono niewielką bazę nastawioną na obserwację, długofalowe badania i ograniczony kontakt.
W przypadku każdej inteligentnej rasy postęp zawsze zależał od stopnia współpracy w rodzinach, czy grupach plemiennych. Na Goglesku jednak bliska współpraca była prawie niemożliwa — każde zbliżenie się osobników wywoływało falę bezmyślnej destrukcji wszystkiego, co znalazło się w pobliżu, jak i poważne obrażenia dla uczestników zdarzenia. Dlatego też tubylcy stali się samotnikami, którzy nawiązywali kontakt z pobratymcami jedynie w okresie godowym albo przy wychowywaniu potomstwa.
Winne było dziedzictwo, wywodzące się jeszcze z czasów poprzedzających narodziny rozumu, gdy przodkowie Gogleskan byli ulubionym pożywieniem wielkich morskich drapieżców. Mimo że niewielkiego wzrostu, rozwinęli wówczas potężną broń, która mogła służyć zarówno do obrony, jak i do ataku — zatrute żądła, których jad paraliżował albo i zabijał napastników, oraz długie wyrostki pozwalające na nawiązanie łączności telepatycznej przy bezpośrednim kontakcie. Zagrożeni łączyli się w wielkie grupy, zdolne działać i poruszać się jak jedna istota oraz stawić czoło każdemu wrogowi, nawet największemu.