Выбрать главу

Odnalezione skamieliny pozwoliły ustalić, że walka trwała przez miliony lat. Przodkowie obecnie rozumnej rasy wygrali ją wprawdzie, ale zapłacili olbrzymią cenę.

Uruchomienie grupowej reakcji obronnej wymagało udziału setek FOKT. Wielu ginęło przy tym, ból zaś towarzyszący ich śmierci stawał się udziałem całej grupy. W ten sposób rozwinął się naturalny mechanizm umniejszania cierpienia, polegający na wzbudzeniu szczególnego, bezrozumnego szału bitewnego, ogarniającego wszystkich Gogleskan, którzy tylko znaleźli się w pobliżu. Niestety, ta specyficzna psychoza nie zanikła, gdy stali się oni gatunkiem inteligentnym.

Nawet jako istoty cywilizowane nie potrafili zignorować piskliwego sygnału, który wyzwalał proces jednoczenia. Nadal znaczyło to tylko jedno — nadciąga niebezpieczeństwo. Nie miało żadnego znaczenia, że obecnie nie mieli już naturalnych wrogów. Nawet drobne, przypadkowe i niegroźne zdarzenie mogło pociągnąć za sobą katastrofalne w skutkach zjednoczenie, podczas którego miotająca się grupa niszczyła wszystko: domy, pojazdy, uprawy, zwierzęta, książki, obiekty sztuki i rozmaite urządzenia. Budować zaś mogli zawsze tylko w pojedynkę.

Z tych właśnie powodów utrwalił się w kulturze Khone’a zakaz dotykania drugiej osoby, znajdujący wyraz z stosowaniu bezosobowych form w każdej rozmowie. Był to element walki z ewolucyjnym uwarunkowaniem. Aż do chwili, gdy na Goglesku zjawił się doktor Conway, była to walka beznadziejna.

— Conway zamierza znieść uwarunkowanie Gogleskan — powiedział Khone. — Chce wystawić rodzica i jego potomstwo na szereg coraz częstszych bodźców, związanych z kontaktami z przedstawicielami różnych inteligentnych ras, którzy oczywiście nie stwarzają żadnego zagrożenia. Możliwe, że młody osobnik tak bardzo przywyknie do podobnego otoczenia, że zdoła zapanować nawet nad podświadomą reakcją, która dotąd wywoływała atak paniki i prowadziła do zjednoczenia. Pomocna może być też sama atmosfera Szpitala, w którym bodźce zagrożenia ulegają rozmyciu. Poza tym w razie wystąpienia objawów, atak będzie miał ograniczoną skalę, proporcjonalną do możliwości jednostki, która nie może równać się z całym tłumem. Inne jeszcze rozwiązanie, które bez wątpienia przyszło na myśl również stażyście, to operacyjne usunięcie wyrostków telepatycznych, które uniemożliwiłoby zjednoczenie. Jednak jest to pomysł nie do przyjęcia, gdyż te same wyrostki są niezbędne do zapewniania poczucia bezpieczeństwa potomstwu oraz intensyfikacji odczuć związanych z łączeniem się w pary. Nawet bez takiego okaleczenia Gogleskanie mają z tym kłopoty. Conway sądzi jednak, że równoczesne zastosowanie dwóch metod walki z tym problemem da nam wystarczającą przewagę, aby nasz poziom rozwoju cywilizacyjnego zaczął odzwierciedlać nasze możliwości intelektualne. Bardzo na to liczymy.

Lioren miał zazwyczaj kłopoty z wyczuwaniem emocjonalnych tonów w tłumaczonym tekście, jednak tym razem był pewien, że Khone’em targa głęboki, chociaż niewyrażony wprost niepokój.

— Stażysta może się mylić, jednak zdaje się wyczuwać, iż gogleskanski uzdrowiciel bardzo się czymś martwi — powiedział. — Czy wiąże się to z rozczarowaniem terapią? Czy może chodzi o oczekiwania i możliwości Conwaya…?

— Nie! — przerwał mu Khone. — Podczas pobytu Diagnostyka na Goglesku doszło do przypadkowego połączenia umysłów miedzy nim a uzdrowicielem. Intencje i kompetencje Conwaya są doskonale znane i nie podlegają krytyce. Jednak jego umysł wypełniają jeszcze inne myśli i doświadczenia, czasem tak obce, że Gogleskanin odruchowo wezwałby do połączenia. Wiele można się z umysłu Conwaya nauczyć, jeszcze więcej pozostaje niezrozumiałe, nie ma jednak wątpliwości, że może on poświęcić sprawie Goglesku tylko niewielką część swojej uwagi. Gdy pierwszy raz zdarzyło się uzdrawiaczowi wyrazić wątpliwość z tym związaną, Diagnostyk wysłuchał go uważnie i odpowiedział słowami otuchy, w pewien sposób zbywając jednak problem. Trudno orzec, że Conway nie w pełni rozumie, z czym się styka na tym niemedycznym obszarze. Zapewne nie wierzy przy tym, że Gogleskanie, jako jedyna rasa w całej Federacji, są obciążeni klątwą Włodarza, który rządzi porządkiem wszechrzeczy.

Lioren przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Nie był pewien, czy jako osoba wywodząca się z innej kultury powinien w ogóle odzywać się w kwestiach filozoficznych związanych z obcą teologią.

— Skoro doszło do kontaktu telepatycznego, Diagnostyk musiał dostrzec istotę problemu, wątpliwości są więc zapewne bezpodstawne — zasugerował w końcu. — Jednak stażysta nic nie wie o podłożu sprawy. Jeśli uzdrawiacz zechce opowiedzieć więcej, chętnie posłucha. Została też wyrażona obawa, że sytuacja na Goglesku nigdy się nie zmieni. Czy dałoby się pełniej wyjaśnić podłoże tego niepokoju?

— Owszem — odpadł cichym głosem Khone. — Chodzi o obawę, że jedna istota nie może zmienić biegu ewolucji. Z refleksji Conwaya, jak i innych, wynika jednoznacznie, że sytuacja na Goglesku zalicza się do anormalnych. Na innych światach Federacji toczy się walka między siłami natury wspartymi przez podświadome popędy a myśleniem i współpracą. Niektórzy zwą tę walkę batalią ładu z chaosem, inni pojedynkiem między dobrem a złem, bogiem a szatanem. Na wszystkich pierwsza z tych sił odnosi zwycięstwo nad drugą. Na wszystkich oprócz Goglesku, gdzie nie ma boga, istnieje tylko pradawny i nadal potężny szatan…

Gogleskanin wyprostował się, a włosy zjeżyły mu się niczym wielobarwna trawa, spośród której wyjrzały cztery żądła. Oczami duszy znowu ujrzał to, co utrwalone było w jego pamięci gatunkowej — straszne sceny śmierci jego pobratymców, rozdzieranych podczas krwawej walki połączonej grupy z drapieżcami. Lioren pomyślał, że gdyby nie obecne opanowanie Khone’a, który był jedyną osobą zdolną komunikować się telepatycznie z potomkiem, dawno już zostałby przez niego nadany sygnał do połączenia.

W końcu jednak uzdrawiacz uspokoił się, włosy ułożyły się miękko wzdłuż owoidalnego ciała.

— To wielki strach i jeszcze większa desperacja — powiedział. — Gogleskanin obawia się, że nawet pomoc pełnego dobrej woli Diagnostyka Conwaya, wspartego przez zasoby całego Szpitala, nie wystarczy, aby zmienić przeznaczenie naszego świata. Że to tylko niemądre łudzenie się. Z drugiej strony, odrzucenie oferty pomocy byłoby aktem niewdzięczności, nawet jeśli w naszym przypadku nie da się wygrać tej walki, która wszędzie indziej prowadzi do zwycięstwa.

Lioren zaprzeczył odruchowo, ale zaraz pomyślał, że jego gestykulacja nic dla Khone’a nie znaczy.

— Uzdrawiacz nie ma racji. Istnieje wiele precedensów, kiedy jedna osoba zdołała odmienić losy całego świata. Szczególnie, gdy chodziło o kogoś niezwykłego, wielkiego nauczyciela albo prawodawcę czy filozofa. Nie raz i nie dwa uznawano taką osobę nawet za wcielenie samego boga. Trudno oczywiście przesądzić, że uzdrawiacz i jego potomek zdołają osiągnąć aż tyle, ale wydaje się to możliwe.

Khone gwizdnął coś, co umknęło translatorowi.

— Od czasu wstępów do pierwszego dobierania pary nie zdarzyło się uzdrawiaczowi usłyszeć podobnie niezasłużonego i niezwykłego komplementu. Tarlański stażysta musi przecież wiedzieć, że uzdrawiacz z Goglesku nie jest ani nauczycielem, ani wodzem, ani nikim o szczególnych talentach.