Zanim Lioren zdążył odpowiedzieć, Thornnastor uczynił to za niego.
— Będziemy musieli zbadać żywy i świadomy mózg, o którym nie wiemy dokładnie nic, bo nie mamy żadnych ciał Młodych do autopsji. Będziemy szukać anomalii, nie wiedząc, co jest w tym przypadku normą. Mikrobiopsje i wszczepienie czujników nie dadzą nam obrazu dość dokładnego, aby wystarczył do operacji na obszarze korowym. Głęboki skan jest wykluczony, gdyż poziom promieniowania konieczny do przeniknięcia przez tak olbrzymie ciało niemal na pewno pobudziłby okoliczne mięśnie do mimowolnych reakcji, a nie możemy ryzykować w przypadku tak olbrzymiego pacjenta, że będzie w niekontrolowany sposób poruszał się podczas operacji. W takim czy innym stopniu przyjdzie nam polegać na intuicji i liczyć na szczęście. Czy pacjent został poinformowany o ryzyku?
— Jeszcze nie. Podczas ostatniej rozmowy z pacjentem zostały poruszone pewne drażliwe tematy, przez co kontakt przerwano i Hellishomar wyprosił mnie z hangaru. Mam jednak nadzieję ponownie się z nim porozumieć. Przekażę mu, jak sprawa wygląda, i poproszę o zgodę na zabieg oraz o współpracę podczas operacji.
— Na szczęście to pana problem — powiedział Conway, pokazując zęby, i spojrzał na O’Marę. — Chciałbym, aby stażysta Lioren przeszedł do odwołania pod moją opiekę, oczywiście tylko w sprawach dotyczących Hellishomara. Przejmę odpowiedzialność za ten przypadek i umieszczę go na początku kolejki oczekujących na operację. Do pomocy wezmę Thornnastora, Seldala i Liorena. A teraz, jeśli nie ma już nic więcej…
— Z całym szacunkiem, Diagnostyku Conway — wtrącił się Lioren. — Nie wolno mi praktykować…
— Mówił pan już o tym — nie dał mu dokończyć Conway, który już wstał. — Nie będzie pan musiał sięgać po skalpel, chcę, aby obserwował pan pacjenta i służył pomocą na innych polach niż chirurgia. Jest jedynym wśród nas, który wie cokolwiek o jego procesach myślowych, a wszystkim nam zależy na tym, aby nie skończył w jeszcze gorszym stanie niż obecnie. Będzie pan zatem asystował.
Lioren zastanawiał się jeszcze nad odpowiedzią, gdy nagle znalazł się w gabinecie sam na sam z O’Marą. Główny psycholog też zresztą wstał, co było wyraźnym znakiem, że Lioren powinien już odejść. Pozostał jednak na swoim siedzisku.
— Gdybym szukał kontaktu z Diagnostykami Conwayem i Thornnastorem, rezultat byłby taki sam, ale trwałoby znacznie dłużej, nim zdołałbym z nimi porozmawiać. Są bardzo zajęci i trudno doprosić się o spotkanie z nimi, szczególnie gdy prosi stażysta — powiedział po chwili z wahaniem. — Jestem wdzięczny za pańską pomoc w tej sprawie, tym bardziej że nie mogę przekazać pełnej informacji o pacjencie. Domyślam się, że milczał pan podczas rozmowy, aby nie przypominać mi o tym fakcie. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, poważny problem — dodał. — Dlatego chciałem poprosić pana o pomoc. Wprawdzie i teraz mogę naszkicować go tylko ogólnie…
Naczelny psycholog zdawał się walczyć przez chwilę z nagłymi problemami układu oddechowego, jednak szybko doszedł do siebie.
— Lioren, czy naprawdę masz nas wszystkich za upośledzonych umysłowo? — spytał bardzo cichym głosem.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
Lioren wiedział, że O’Mara nie oczekiwał od niego odpowiedzi, bo i tak wcześniej ją znał.
— Thornnastor, Conway i Seldal nie są głupi. Moje ostatnie dane wykazują, że razem przechowują w pamięci siedemnaście różnych zapisów, przy czym dawcy też nie należeli do szczególnie tępych. Swój poziom oceniam na nieco powyżej przeciętnej, nawet jeśli można mi zarzucić, że nie mogę być w tej kwestii do końca obiektywny.
Lioren chciał coś powiedzieć, ale psycholog uciszył go gestem dłoni.
— Obraz kliniczny przedstawiony przez Seldala, wiedza ogólna, którą uzyskał pan dotąd o Groalterrich, oraz pańska sugestia, że pacjent jest wedle standardów swojej rasy opóźniony w rozwoju — wszystko to sugeruje, że rany odniesione przez Hellishomara były skutkiem podjęcia próby samobójczej. Wszyscy o tym wiemy, jednak z pewnością nie ryzykowalibyśmy pogorszenia samopoczucia pacjenta, uświadamiając mu, że to wiemy, czy próbując taką informację upowszechnić. W sytuacji, którą pan opisał, pacjent miał wystarczająco wiele powodów, aby siebie unicestwić. Obecnie jednak — powiedział O’Mara nieco głośniej, jakby chciał dodać znaczenia temu fragmentowi swojej wypowiedzi — musimy dostarczyć mu motywacji do życia i to niezależnie od wyniku czekającej go operacji. Powinniśmy poszukać tego sposobu razem, i tak by właśnie było, gdyby nie okazał się pan tak skrajnie prawomyślnym i upartym stażystą. Niemniej jest pan obecnie jedynym pośrednikiem między nami i pacjentem, i próba zajęcia tego miejsca przez kogokolwiek innego, ze mną włącznie, mijałaby się z celem. Przypominam jednak, że to ja jestem naczelnym psychologiem tego cudownego przybytku i mam spore doświadczenie w przenikaniu do umysłów najdziwniejszych nawet istot. Mam prawo być informowany o wszystkim, co związane jest z moim polem działalności, pan zaś ma obowiązek przekazywać mi podobne informacje, aby korzystać i z mojej wiedzy podczas kontaktów z Groalterrim. Będę bardzo rozczarowany i zirytowany, jeśli spróbuje pan zasugerować, że nie była to próba samobójcza. A cóż to za nowy problem?
Lioren siedział przez chwilę w milczeniu. Obawiał się odezwać, niepewny, czy w ogóle jest jakaś nadzieja. Albo jeszcze gorzej — że sam będzie musiał znaleźć odpowiedź. Im dłużej zwlekał, tym czerwieńsza stawała się twarz O’Mary.
— Problem dotyczy mnie samego — powiedział w końcu. — Muszę podjąć trudną decyzję.
O’Mara usiadł prosto. Oblicze miał już w normalnych barwach.
— Słucham. Czy decyzja jest trudna, bo wiąże się z naruszeniem zaufania, którym obdarzył pana pacjent?
— Nie! Powiedziałem, że chodzi o mnie. Może zresztą nie powinienem pytać pana o radę, przydając panu jeszcze jednego ciężaru.
O’Mara nie okazał ani cienia złości.
— Ja zaś nie powinienem, być może, zezwolić panu na utrzymywanie kontaktów z Hellishomarem. Przynajmniej do chwili, gdy uzyskamy jego zgodę na operację. Zgoda na bliskie relacje dwóch istot obciążonych podobnym poczuciem winy i tak samo pragnących przedwcześnie zakończyć życie to spore ryzyko. Nigdy nie wiadomo, co z tego wyniknie — poprawa stanu obu osobników czy wspólne pogrążenie się w jeszcze głębszej depresji. Jak dotąd udawało się panu uniknąć najgorszego. Proszę przedstawić swój problem, zaczynając od tego, dlaczego uważa pan, że to nie moja sprawa, a sam ocenię skalę ryzyka.
— Ale to będzie wymagało długich wyjaśnień — zaprotestował Lioren. — Musiałbym też sięgnąć do danych, które są na razie tylko spekulacjami.
O’Mara uniósł rękę i pozwolił jej opaść.
— Ma pan czas. Słucham.
Lioren zaczął od opisu dziwnej, podzielonej pokoleniowo społeczności Groalterrich, co nie potrwało długo, bo większość przedstawił już wcześniej, O’Mara zaś był znany z braku cierpliwości. Dodał, że dzięki trudnym do ustalenia umiejętnościom, Rodzice kontrolowali całą planetę wraz z populacją Młodych, nieinteligentnymi formami życia, roślinnością i zasobami naturalnymi, zapewniając równowagę całej ekosferze. Był to ostatecznie jedyny świat, którym dysponowali. Zwykli przez to cenić życie jako takie, szczególnie zaś życie inteligentne. Prawa Groalterrich były przekazywane przez Rodziców dorastającym Młodym, którzy z kolei nauczali osobniki dopiero wchodzące w życie. Ich przyjęcie opierało się na zrozumieniu i dobrowolności, jako że była to rasa łagodna, nie stosująca przemocy. Nauczanie Młodych przebiegało w dwóch etapach — najpierw ustnie, potem zaś telepatycznie, przez co przypominało głębokie warunkowanie. Naruszenie prawa musiało zatem wiązać się z głębokim poczuciem winy jako zasadniczą karą, jego dotkliwość zaś dawała się w tym przypadku porównać tylko z cierpieniem powodowanym przez wyrzuty sumienia u osób poddanych ostrej formie indoktrynacji religijnej.