Lenin nic nie odpowiedział. Pomyślał tylko:
– Zdrajca, jak Konrad Wallenrod, czy zwykły warjat, sadysta? Dzierżyński wyszedł cicho, bez szmeru.
Lenin był zły i mruczał do siebie z wściekłością.
– Zamach, pierwszy zamach na moją wolność! Inni nie ważyli się na to nigdy, ten szaleniec… Jak postąpić?
Nie widział wyjścia z nieoczekiwanej sytuacji. Nie wątpił, że Dzierżyński zdolny był do wykonania swoich pogróżek.
– Nie mam prawa ryzykować swojem i towarzyszy życiem… Pozostawmy tę bolączkę czasowi… Gdy Dzierżyński będzie w Polsce, obmyślę coś na niego… W każdym razie do „czeki", tego państwa w państwie, nie powróci już!
Przyszły ciężkie czasy. Rok zmagania się olbrzymiej Rosji z małą, wyczerpaną i ogołoconą przez wojnę światową Polską.
Pierwsze powodzenia upoiły czerwoną armję.
Kamieniew, Worosziłow i Tuchaczewskij już obliczyli ściśle dzień wejścia do Warszawy i powiadomili o tem Moskwę.
Parli wprost przed siebie, pijani od zwycięstwa, przelewu krwi, wyroków śmierci, znęcań się nad oficerami i inteligentnymi żołnierzami „szlacheckiej" Polski.
Generałowie polscy: Piłsudski, Halle, Żeligowski, Szeptycki, Sosnkowski i Sikorski umie dobierać ludzi. Zjawiali się młodzi oficerowie – odważni, zdolni, nieugięci. Legjony, walczące niedawno z armją cara, biły się z takąż werwą z czerwonemi wojskami, tworzyła się armja ochotnicza i szybko szła do boju, powstawały oddziały partyzanckie, dowodzone przez ludzi szalonej odwagi. Odezwy Piłsudskiego i Hallera zapaliły serca młodzieży polskiej i kobiet.
W szeregach obrońców walczyły tysiące studentów, uczniów gimnazjalnych, dzieci niemal, dziewczyn i młodych kobiet. Arystokrata – obok wieśniaka, ksiądz – obok robotnika -socjalisty. 11-letni chłopak – obok powstańca z r. 1863-go. Płomieniem buchnęła miłość do ojczyzny. Była jak burza, przed którą nic ostać się nie mogło.
Sztab polski przeniósł walkę nad Wisłę. W chwili, gdy czerwone patrole już wchodziły do przedmieść Warszawy, armja dzikiego proletarjatu rosyjskiego została rozbita. Cofała się w popłochu, tracąc tysiące ludzi, artylerję, uchodzące zagranicę, gdzie składała broń. Niedobitki tylko dotarły do Rosji, gdzie, jak podczas ofenzywy Niemców po przerwanych naradach pokojowych w Brześciu, wyglądano teraz zbawców – Polaków.
Jeszcze jedna karta Lenina została zabita.
Rada komisarzy ludowych, zebrana na posiedzenie, z nieukrywaną niechęcią patrzyła na Lenina, słuchającego spokojnie, niewzruszenie wyjaśnienia Kamieniewa i Tuchaczewskiego o przebiegu nieudanej wojny.
Gdy skończyli, Lenin strzepnął palcami i rzekł głuchym głosem:
– Przegraliśmy! Ha! Walczyć bez miłości w sercu z tymi, którzy kochają ziemię, naród, tradycje – nie jest rzeczą łatwą, towarzysze! Mamy naukę na przyszłość. Musimy zaszczepić w armji i włościaństwie umiłowanie ojczyzny kumunistycznej i świadomość, przeciwną posiadanej przez Polaków. Oni uważają za swój obowiązek obronę Zachodu przed zalewem Wschodu. My musimy poczuwać się do odpowiedzialności za krzewienie komunizmu od oceanu do oceanu!…
– jakaś mocno zawiła sofistyka! – pogardliwie zauważył Zinowjew, patrząc na towarzyszy.
Lenin nie zwrócił na niego żadnej uwagi.
– Mamy przed sobą zadanie – skończyć z wojną domową – mówił dalej. – Skierować na Denikina i Wrangla wszystkie siły i zgnieść kontr-rewolucję na zawsze! Objąwszy rządy nad całą Rosją niepodzielnie, zaczniemy nową grę. Myślałem, że do tego dojdzie, że czerwona armja potrafi walczyć nie tylko, gdy w siedmiu na jednego uderza", lecz i z równemi siłami. Widzę teraz, że nie wychowaliście w niej ducha odporności i spokoju, niezbędnego do zwycięstwa. Musicie naprawić to! Zaczniemy nową grę!
Urwał nagle i umilknął na jedną chwilę! Ale wystarczyło tego nieuchwytnie krótkiego momentu,- aby myśl Lenina pędem błyskawicy obiegła, opasała cały świat. Ujrzał luny nad Indjami, a huk i zgiełk bitwy walczył z odgłosami burzy, szalejącej nad szczytami Himalajów. Miljony żółtych wojowników, jak potworne fale, mknęły na Zachód. Czarne hordy Murzynów wdzierały się do Europy od południa, pozostawiając po sobie zgliszcza i pobojowiska.
– zaczniemy nową grę! – powtórzył Lenin, uderzając pięścią w stół. – Przeczuwał ją filo-zof-marzyciel Wołodzimierz Sołowjow. Podniesiemy Azję przeciw Europie! Podniesiemy Hindusów, Murzynów i Arabów przeciwko Anglji, Francji i Hiszpanji! Wzniecimy rewolucję kolorowych przeciwko białym ludom. Staniemy na czele ruchu i rękami żółtych, czarnych i bronzowych towarzyszy obalimy stary świat! Musimy ze wschodu czerpać siły dla naszego dzieła! Rozpocząć pracę nad zwołaniem kongresu Azjatów! Ogłosimy „świętą wojnę" przeciwko Anglji, tej twierdzy kapitalizmu i odwiecznego ładu. Miljard uciemiężonych ludzi stanie w naszych szeregach!
Znowu, jak zwykle, potrafił Lenin rzucić oślepiające hasło, otworzyć szerokie horyzonty, natchnąć wiarą i nadzieją.
Czerwona armja wkrótce zwaliła się huraganem na front generała Wrangla, rozbiła jego wojska, zmusiła do wycofania się poza granice Rosji; cudzoziemcy w popłochu porzucili Krym, Kaukaz i Odessę; fala uciekinierów rosyjskich wyplunęła do Europy, na długą, ciężką tułaczkę.
Nad Rosją powiewała czerwona fala komunizmu, a jej cień dosięgał na zachodzie granicy polskiej, łotewskiej, rumuńskiej, na wschodzie – fal oceanu Spokojnego.
W różnych miastach rosyjskich odbywały się kongresy przedstawiciel azjatyckich narodów. Przebiegali komisarze podsuwali im myśl o walce z Anglją i Francją, kreślili granice olbrzymiego państwa z hasłem „Azja dla Azjatów" i podszeptywali im:
– My poprowadzimy was na wielki podbój świata!
Nikt tu nie mówił o komunizmie, o zniesieniu własności prywatnej, o prawie pięści, o walce z Bogiem.
Inne tu brzmiały mowy – podstępne, fałszywe, lecz działające na wyobraźnie marzących o wolności ras, na których ciążyło nielitościwie jarzmo białych zaborców, zapominających
0 nauce Jezusa z Nazarei.
Komisarze, podsycając w kolorowych ludziach nienawiść do Anglji i zatruwając umysły możliwością rychłego odwetu, zacierali ręce i widzieli już w swej drapieżnej wyobraźni nowe stosy mięsa, rzuconego na pastwę armat i kulomiotów w imię hasła, przerażającego Europę.
Wreszcie robota agitacyjna była skończona.
W Moskwie zwołano kongres trzeciej Międzynarodówki, aby uchwalić wspólny plan działań. W wielkiej tronowej sali Kremlu odbywały się narady Międzynarodówki. Wśród rosyjskich
1 zachodnio-europejskich delegatów widniały turbany Hindusów, zawoje Afgańczyków, Arabów i Berberów, czerwone i czarne fezy Turków i Persów, jedwabne czapeczki Chińczyków i Annamitów, okrągłe głowy Japończyków i lśniące, hebanowe twarze Murzynów ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, z Sudanu i z ziemi Zulusów.
Na fotelu tronowych, z dwugłowym orłem cesarskim na oparciu siedział olbrzymi Murzyn, o szyi byka, szerokiej twarzy, przeciętej linją białych zębów.
Przewodniczył zebraniu z wysokości tronu Rurykowiczów, mający przy sobie do pomocy w kierowaniu obradami towarzysza Karachana i „hinduskiego profesora", Mayawlewi Mohammed Barantułłę.
Kongres przyjął jednogłośnie uchwałę o „świętej wojnie" przeciwko Anglji. Przyłączył się do tego postanowienia poseł okrutnego Amanullaha, emira Afganistanu. Miało to wielkie znaczenie w oczach muzułmanów, gdyż uczeni, wpływowi „ulema" zamierzali uznać emira za „mahdi" – „miecz Allacha i wręczyć mu ukrywany w Mecce zielony sztandar krwawego Proroka.
Wszystko szło po myśli Lenina i znajdujących się pod jego wpływem komisarzy z biura politycznego.
Podejmowano wschodnich delegatów serdecznie i hucznie. Pokazywano, jak i innym cudzoziemcom, odwiedzającym Moskwę, rzeczy, dowodzące wielkiego dobrobytu Rosji. Były to: fabryka tkacka, drukarnia, wzorowy domek robotniczy, współczesna chata wieśniacza, szkoła, przytułek dla dzieci, czytelnia, urządzone starannie, dla zaimponowania i zbicia z tropu naiwnych gości, którzy nie podejrzewali nawet, że reszta fabryk pozostaje nieczynna, że w jednym pokoju zarekwirowanych mieszkań i pałaców gnieździ się po trzy rodziny robotnicze, że na wsi nic się nie zmieniło, chyba to, że znikły nafta, świece, mydło i materjały na ubrania, że szkoły, przytułki i czytelnie nie mają środków nawet na opał, że są ogniskiem rozpusty i chorób.