Выбрать главу

Rosyjscy żołnierze zdjęli czapki i, zarzuciwszy karabiny na ramię, szli przed pochodem. Głosy ich łączyły się z chorem pobożnych, śpiewających: „Chrystus powstał z martwych, „Śmiercią swoją zwyciężył śmierć „I ludziom dobrej woli „Żywot wieczny w niebie dał… " Pochód płynął ulicami umęczonej Moskwy, przecinał palce, wchłaniał nowe tłumy przejętych uroczystością chwili ludzi, łączył się z innemi procesjami, wychodzącemi z bliskich i dalekich cerkwi, i kroczył, poprzedzany przez miarowo, twardo stąpających żołnierzy ku bramie, z której, tonąc w głębokiej framudze, spoglądało ciemne oblicze Matki Boskiej Iwer-skiej. Tłum w milczeniu padł na kolana. Cisza zaległa dokoła.

Biskup Nekodym, wysoki, natchniony, podniósł się, błogosławił zatopionych w modlitwie i rzekł:

– Pokój wam!

Tłum zaczął rozpraszać się, znikając w bocznych ulicach. W kilka minut później plac opustoszał. Rozlegały się tylko kroki żołnierzy, stojących na warcie. Dwuch szyldwachów zbliżyło się do siebie.

– Śmiały nasz lud, gdy o wiarę chodzi!… – mruknął jeden. – Przecież kulomiotami mogli go spotkać Łotysze, Finnowie i Chińczycy z rozkazu komisarzy…

Drugi uśmiechnął się tajemniczo i odparł:

– Nie mieli odwagi… stchórzyli…

Pierwszy żołnierz zamyślił się, patrząc bacznie w oczy towarzysza.

– Chrystus zmartwychwstał, bracie… – szepnął po chwili, zdejmując czapkę.

– Zaiste zmartwychwstał! – odpowiedział drugi.

Podali sobie ręce i potrzykroć na krzyż się ucałowali tak, jak nauczyła ich w dzieciństwie matka.

ROZDZIAŁ XXXV.

Lenin przed chwilą wysłuchał raportu profesora instytutu weterynaryjnego. Myślał o tem i szeptał:

– To straszne! Rękawica – rzucona całemu światu cywilizowanemu! Natura wydaje na świat przerażające potwory!

Zaczął przypominać sobie opowiadanie profesora:

– Wynalazł nowe bakterją. Wyhodował je… „Czeka" dała mu „żywy materjał",…osiemdziesięciu aresztantów politycznych. Sprawdził na nich działanie swoich bakteryj. Wywołują paraliż i zabijają w ciągu kilu minut. Ma zamiar umieszczać je w pociskach, rzucanych z samolotów. Niezawodna, skuteczna bron! Osiemdziesięciu ludzi już uśmiercił. Potwór nauki! Kat, jak Dzierżyński…

– Jak ty sam… rozległ się nieuchwytny uchem szept. Rzucił się na fotel.

Cierpienie wykrzywiło mu twarz. Skośne oczy mongolskie wyszły z orbit.

Porwał go doznawany coraz częściej dręczący ból głowy. Zdawało mu się, że była wykuta z kamienia ciężkiego i z jednego tylko miejsca płonącym potokiem wyrywały się myśli bezładne, pogmatwane, męczące.

– Stalin, marzący o trwaniu Rosji e chaosie rewolucji, – mimo ostatecznej zguby… Rykow, zawsze pijany, krytykujący dyktaturę proletarjatu… Chłopi oporni, łączący się coraz bardziej… Profesor z bakterjami, zębami wyrywający serca osiemdziesięciu politycznych aresztantów… Bunt w więzieniu Sołowieckiemu klasztoru i wymordowanie zamkniętych w niem ludzi… Nieruchome fabryki… Głód… Socjalizm po dwuch miesiącach!…

Krzyknął i runął na podłogę. Znaleziono go leżącego bez ruchu… Przeniesiono na łóżko. Lekarze oglądali go, badali długo.

– Paraliż prawej strony ciała…

Długie miesiące choroby, beznadziejnie jednostajnie, nudne. Śmiertelne znużenie i obojętność, przerywane atakami bólu głowy, nie opuszczały go i obezwładniały duszę.

Jednak zaczął powoli chodzić, wołał do siebie komisarzy, rozmawiał z nimi, radził, dyktował dekrety, artykuły, przeglądał korespondencję zagraniczną, czytał dzienniki.

Słabe ciało nie mogło zwalczyć ducha.

Płonął, jak dogasające ognisko, podsycane przez wicher smagający; z pod kupulastej czaszki wymykały się czeredy myśli, niby szczury, opuszczające ginący okręt.

Jeszcze raz wszystko zacisnął w ręku i nikt z tych przeciwników, do których się zwracał głuchym głosem przekonania niezłomnego, nie mógł nie przyznać, że i teraz Lenin „Rosję prowadzi ręką, tkniętą paraliżem".

On widział jasno przebytą drogę i tę, która znikała teraz coraz częściej przed nim.

Wytępił wszystko, co było twórczego, zdolnego do polotu myśli, do prawdziwej pracy dla szczęścia ludzkości; poniżył pozostałe dusze, serca, moralność i rozum do nędznego poziomu najgorszych, najciemniejszych istot, rozbudził żądze, dzikie instynkty; z ich pomocą zburzył dzieło twórców, a gdy nastała chwila budowania, pozostał sam z nieruchomą prawą ręką i nogą, z tym bólem strasznym. co rozrywa i rozsadza mózg, z tą dręczącą świadomością bliskiej śmierci.

Oddał władzę klasie robotniczej, wybrawszy z niej najzuchwalszych, najdrapieżniejszych, oparłszy się na ludziach obcej krwi, aby niczego nie żałowali, dla nikogo miłosierdzia nie mieli.

Teraz Stalin…

Ach, Stalin, zagadkowy Gruzin, to płomienny, to milczący i twardy jak głaz. Idzie śladami jego – Lenina.

On zburzył Rosję, wymordował dynastję, zamęczył miljony ludzi, oparłszy się na kilku tysiącach oddanych mu komunistów.

Stalin ujrzał przepaść, ku której dąży partja, nie mogąca udźwignąć i pociągnąć za sobą znękanego ciała Rosji; stworzył partję w partji, stał się wodzem biurokratów proletariackich, rozbił zbudowany przez Lenina gmach komunizmu, opartego po wysiłku bezowocnym na wszechwładnej „ziemi", której niczem zwalczyć nie mógł zuchwały dyktator.

Stalina należy usunąć… Gruzin nie uznaje kompromisu…

Rewolucja powinna trwać, aby zarażała Europę, gdzie pod wpływem komunizmu wzmogła się siła kapitalizmu, ale Rosja ginie… ginie!… Ach, Azja…

Azja, być może, wybuchnie, jak potężny wulkan, a Rosja skieruje potoki lawy ognistej na Zachód, na przeklęty zachód, oporny, niewzruszony za murami burżuazji i niczem nie skrępowanego intelektu twórczego.

Ratunku! Głowa, głowa pęka i płonie!

Siada i pisze.

Oskarża Stalina, doradza, jak należy go osłabić, obezwładnić, usunąć… Trockij powinien prowadzić rewolucyjną Rosję. Nie jest on nieustępliwym, stanowczym; zato skłonny jest do kompromisów poważnych i posiada nadzwyczajne zdolności, zresztą, on nie ma wyjścia.

Obcy dla Rosji, wyklęty przez swój lud, znienawidzony zagranicą, ma przed sobą tylko jedną drogę – rewolucję, ciągłą, nigdy nie wygasającą rewolucję, oszczędzającą „ziemię".

Pisze Lenin, z trudem wodzi sparaliżowaną prawicą, podtrzymując ją i kierując lewą ręką.

Pisze testament…

Dla kogo?

Nie wie…

Przecież nie ma nikogo, z kim ciężką i bolesną stanie się rozłąka? Nie umiłował przez całe życie żadnej istoty.

Oddał całą potęgę myśli i woli, cały, bez reszty, niszczący żar serca Rosji, ciemnej, uciemiężonej, kajdanami dzwoniącej – łkającej bez przerwy, jak burłaki nad Wołgą:

– Oj-ej! Oj-ej!

Do niej skieruje te słowa ostatnie, słabnącą kreślone ręką, do niej! Niech usłyszy je partja, trzymająca w dłoni ster życia… ostatnia myśl pozostanie na papierze, jak setki, tysiące innych, co były, jak iskry w szlaku komety: jak szkarłat zarzewia… jak ciężkie, druzgocące uderzenia młota…

Skończył i znużony śmiertelnie wzywa sekretarkę, lecz natychmiast znowu ogarniają go palące, pełne źrącej trwogi myśli.

Nie jest spokojny o los swego dzieła!… Trockij, Rykow, Cziczerin, Stalin?… Nie, to nie kroi trwogi i troski! Trockij, Zinowjew, Kamieniew, Stiekłow, a z nimi rzesza rewolucyjnych żydów… Cha! Cha! Dobrze obmyślił, że do burzenia Rosji i zgrzybiałego świata pociągnął ten naród bez ojczyzny, rodzimej mowy, przejęty tradycją walki o byt i żądzą zemsty… Coraz więcej żydów, ośmielonych przykładem Trockiego i Zinowjewa, staje w szeregach… coraz więcej! To dobrze! Oni będą zmuszeni podsycać, pogłębiać rewolucję, bo inaczej krwią żydowską upije się Rosja po samo gardło… Teraz nie mają wyboru i wyjścia… Zniewoleni są żyć i działać w rewolucyjnem morzu, rozkołysać, podminować, obalić cały świat… O, jakże boli go głowa!