Выбрать главу

Wieśniaczka ciągnie za rękaw męża i szepce do niego:

– Ludzie gadają, że Lenin gnije i że lekarze naprawiają go i malują! Chłop patrzy na żonę długo i odpowiada przez zęby:

– Niech gnije, przez niego Rosja cała przegniła…

– Och! – wzdycha kobieta.

– Żaden car nie miał takiego grobowca! – woła z dumą przechodzący robotnik w czarnej koszuli. – Pocześnie pogrzebaliśmy Iljicza! Zmarł i nie umarł, bo każdy może go oglądać. Leży jak żywy… Wydaje się, że znużony usnął!

Słuchający go inny robotnik kiwa głową i odpowiada cichym, smutnym głosem:

– »le, że z drzewa zbudowano mauzoleum… Spłonąć może…

W pobliżu katedry zatrzymała się grupka ludzi, przed chwilą odwiedzających grób Lenina. Przystanęli i długo w milczeniu patrzyli na zarysy bryłowatego, ciemnego gmachu i na bielejący na frontonie napis: „Lenin".

– Umarł Antychryst… – szepnęła jakaś kobieta, z lękiem patrząc na wysokiego, chudego człowieka o śmiałych, gorejących oczach.

– Skoro umarł i nawet, mimo sztuki lekarskiej, zabalsamowany, gnije powoli, – nie był on Antychrystem! – zauważył przygnębiony starzec i wzrok swój zwrócił na wysokiego człowieka, zapatrzonego w mauzoleum.

Zapanowało milczenie.

Wreszcie ten, na którego były skierowane spojrzenia otaczających, otrząsnął się z zadumy i szepnął:

– Nieświadomie wykonał on wolę Przedwiecznego… Był biczem Bożym, którym chłosta sprawiedliwy Sędzia w nieprawości żyjącą ludzkość. Nie przeklinajcie go, nie złorzeczcie, bracia! Oto dopełnił kary, rzuconej na nas z Nieba i do opamiętania przywiódł!

– Biskupie dostojny, ojcze Nekodymie!… – zawołał ktoś z otaczających.

– Zaprawdę powiadam wam, że ten człowiek dokonał wielkiego dzieła! – odpowiedział biskup głosem natchnionym. – Zabił ducha niewolnictwa, obudził sumienia pysznych i możnych, wiarę prawdziwą w duszy ożywił, odegnał od nas strach męczeństwa i śmierci, że ino duchem zdobywa się wolność i szczęście na ziemi, a nagrodę – przed tronem Najwyższego. Ręką jego krwawą i myślą szaloną kierował Bóg!

– Pozostawił po sobie jad śmiertelny… Dwa pokolenia, zatrute hasłami zgniłemi! – rzekła kobieta. – Młodzież, dzieci…

– Zaiste powiadam wam, że są one, jak kwiecie trawy. Wejdzie słońce, a powiędną i opadną, słabe, nędzne, nikomu nie drogie… – szepnął Nekodym.

Rozległy się westchnienia ciężkie i głosy ciche:

– Oby Bóg dał…

– Pozostali Trockij, Stalin, Zinowjew, Kamieniew i tysiące innych – rzekł starzec. – Nieprawość z nimi i przemoc.

Biskup spojrzał na niego płomiennemi oczami i w uniesieniu mówić zaczął:

– Święty Jan, ulubiony uczeń Jezusa Zbawiciela, na wyspie Pathmos miał objawienie i wiernie zapisał, albowiem Bóg ukazał mu prawdę. Apostoł pański mówi:

– I rzekł mi Bóg: Nie pieczętuj słów proroctwa ksiąg tych, albowiem czas blisko jest. Kto szkodzi, niech jeszcze szkodzi, a kto jest w plugastwie, niech jeszcze plugawieje, a kto sprawiedliwy jest, niech jeszcze będzie usprawiedliwion, a święty niech jeszcze będzie poświę-con! Oto przychodzę rychło, a zapłata moja ze mną jest, abym oddał każdemu według uczynków jego. Jam jest Alfa i Omega, pierwszy i ostatni, początek i koniec!

Rzucił spojrzenie łagodne na mauzoleum ponure, na plac, rojący się od ludzi, i szybko poszedł ku wylotowi najbliższej ulicy. Inni zdążali za nim.

Nie widzieli już, jak z mauzoleum milicja wywlekała starego żebraka. Obłędnie krzyczał i wył, uchylając się od spadających na niego ciosów.

Chwytali go za odrywające się łachmany, szarpali za włosy i brodę, wlekli, popędzając pięściami i pochwami szabel.

Żebrak wyrywał się, szamotał i, prężąc się, co chwila krzyczał, zawodząc żałośnie:

– Ludzie rosyjscy! Nie dajcie się! Odebrano nam ojczyznę, wiarę wstyd! Teraz wodzowi nędzarzy – Leninowi skradziono mózg, serce wyrwano i zamknięto w złotej szkatule pod siedmiu pieczęciami! Leży w grobie… nie może już myśleć o nas i prowadzić za sobą ubogich, zbłąkanych, skrzywdzonych… Ludzie dobrzy!

Skargi jego utonęły w odgłosach modlitwy uciemiężonych, śpiewanej z ponurą uroczystością przed grobem proroka i wodza:

„Wyklęty powstań ludu ziemi! „Powstańcie, których dręczy głód! „Myśl nowa blaski promiennemi „Dziś wiedzie nas na bój, na trud! „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata, „Przed ciosem niechaj tyran drży – „Ruszymy z posad bryłę świata, „Dziś niczem, jutro wszystkiem – my!

Śpiew nagle się urwał.

Z bocznej ulicy na Czerwony Plac wynurzał się nowy tłum i sunął w milczeniu. Doszedł wreszcie do bramy Kremlińskiej i jęczeć zaczął, skamłać, wyć coraz głośniej i groźniej:

– Umieramy z głodu… Pracy i chleba!… Pracy i chleba! Umieramy… Na murze, okrywając się parą, zaturkotał kulomiot. Odpowiadał najnędzniejszym, najgłodniejszym.